Rozdział 35

3.5K 307 31
                                    

Miałam wrażenie, że się topie. Nie mogłam złapać tchu, moje płuca zalewały się zimnym płynem, a ciało z każdą kolejną sekundą przestawało walczyć.

Co właściwie się stało? Gdzie są chłopcy? Czy Jamie mi wybaczył? Gdzie ja jestem?

Nagle do moich płuc powróciło powietrze, mięśnie napięły się, a czyjś natarczywy głos napierał na moje bębenki. Starałam się otworzyć oczy, ale moje powieki były niezwykle ciężkie. Ledwie uchyliłam lewe oko, a już je zamknęłam. Z moich rzęs skapywała woda co oznaczało, że przed chwilą faktycznie się topiłam, oko strasznie mnie bolało,a płuca piekły. Nie zdążyłam wydobyć z siebie żadnego dźwięku, a moja głowa ponownie znalazła się pod wodą. Tym razem zaczęłam się szamotać, a kiedy ten ktoś docisnął moją głowę do dołu z moich ust wydobył się niemy krzyk. Znów wynurzono mnie na powierzchnie i rzucono na zimną podłogę.

Zaczęłam kaszleć, by pozbyć się wody z płuc. Przekręciłam się na bok i przytuliłam policzek do zimnej nawierzchni. Łapałam głębokie oddechy i starałam się unormować bicie serca. Ktoś chwycił mnie za ramiona i uniósł lekko do góry, a następnie mną potrząsnął. Otworzyłam oczy i próbowałam przyjrzeć się mojemu oprawcy, ale światło było tak jasne, że zapiekły mnie oczy i zaczęło mi piszczeć w uszach. Nade mną stał siwy mężczyzna o szarych, lekko skośnych oczach i surowym wyrazie twarzy.

- Kim jesteś? - zapytałam słabo, ledwie kontaktując. Widziałam jak jego usta się poruszają, ale poza uporczywym piszczeniem nie słyszałam nic. - Nie słyszę co mówisz - wydukałam i przymknęłam oczy. Znów mną potrząsnął i cisnął mną o ziemię.

Dźwignęłam się na łokciu i z trudem ponownie otworzyłam oczy. Rozejrzałam się dookoła, a wszechobecna biel poraziła moje gałki oczne. Białe kafle, na których leżałam były poznaczone pojedynczymi kałużami, białe ściany również wyłożone kaflami nie miały na sobie ani jednej skazy, a na białym suficie była zawieszona pojedyncza biała lampa. Pomieszczenie było tak sterylne, że aż przerażające. Odkaszlnęłam jeszcze kilka razy i spróbowałam wstać. Moje nogi dygotały, a ręce strasznie się trzęsły. Jakimś cudem udało mi się podnieść i nie upaść. Rozejrzałam się ponownie w poszukiwaniu oprawcy, ale mój wzrok się rozmazywał. Wszystko było białe, wszystko. Nagle moje oczy zarejestrowały pokaźną pomarańczową plamę na wprost mnie. Przymknęłam powieki chcąc polepszyć ostrość i dopiero po chwili zorientowałam się, że to nie plama tylko czyjeś rude włosy. Przez chwilę w mojej głowie tliła się nadzieja, że to Maya, ale nadzieja zgasła kiedy jak przez mgłę usłyszałam oschły ton dorosłej kobiety.

- Słyszysz mnie?

- Tak - odpowiedziałam niepewnie i przetarłam oczy dłońmi, a następnie spróbowałam odetkać sobie uszy. - Kim jesteś i co tutaj robię?

- Znajdujesz się w Strefie Zamkniętej numer jeden. Jesteś jeńcem wojennym i kartą przetargową w grze o wolność i bezpieczeństwo moich ludzi. Ta Strefa jest bardziej cywilizowana niż ta, w której znajdowałaś się kiedyś. Tu nikt nie będzie cię bił, ani podawał dziwnych płynów. Będziesz tu całkowicie bezpieczna jeśli będziesz z nami współpracować.

- Kim jesteś? - zapytałam ponownie, kiedy zamilkła na dłuższą chwilę. Westchnęła ciężko i odbiła się od ściany, o którą się opierała. Dopiero kiedy do mnie podeszła mogłam wyraźnie zobaczyć jej twarz. Była do niej niesamowicie podobna.

- Nazywam się Nina Kyd i jestem Gubernatorem. Nie mam zamiaru robić ci krzywdy, nie jestem taką sadystką jak mój poprzednik. Znasz jego syna, prawda?

- Jak możesz twierdzić, że nie jesteś sadystką kiedy twój człowiek próbował mnie utopić na twoich oczach?

- Nie jestem z tobą na "Ty" młoda damo. - Jej głos stał się o wiele bardziej surowy niż dotychczas, a po moich plecach przeszedł dreszcz. - Uwierz mi, że gdyby próbował cię utopić nie stałabyś teraz przede mną tylko bezwładnie zwisała z tej wanny. - Podbródkiem wskazała na białą wannę znajdującą się pośrodku pomieszczenia. - Nie jestem twoim wrogiem Dylan, ale tylko do czasu kiedy będziesz mi posłuszna i chętna do współpracy. - Jej szmaragdowe oczy przewiercały mnie na wskroś, a palce mocno zacisnęły na moich ramionach. - Jestem matką twojej tragicznie zmarłej przyjaciółki i przyjaciółką nieżyjącej matki twojego chłopaka. Możesz mi ufać, bo ja ufam tobie. Mam nadzieję, że rozumiesz jak ciężkie są konsekwencje utraty mojego zaufania.

ZmiennokształtniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz