Prolog

210 12 2
                                    

     Louis dołączył do mnie po chwili, kładąc się ostrożnie tuż przy moim boku, a tył swojej głowy precyzyjnie ułożył w zagłębieniu mojej szyi. Uśmiechnąłem się pod nosem na ten mały, ale jakże uroczy, gest z jego strony. Uwielbiałem te momenty, momenty, w których nie liczyło się dla mnie nic, oprócz bicia serca miłości mojego życia. To, jaką liczbą uderzeń na minutę i mocą reaguje na mój dotyk.
     Nie ukrywam, ogród późną porą stał się dużo chłodniejszy niż mi się wydawało, więc zacząłem się lekko trząść, pomimo tego, że byliśmy przykryci naszym (Louisa) ulubionym kocem w dziwaczne, ale jednocześnie oryginalne wzorki. Kupiliśmy go na ostatniej wspólnej wycieczce w Paryżu, po to, aby mieć jakąś namacalną rzecz, która przypominałaby nam o cudownie spędzonym tam czasie, gdyby same wspomienia nam nie wystarczały. Dobra, to Lou uparł się, żeby go kupić, a ja naprawdę nie potrafię mu odmawiać, kiedy błaga mnie z tym cholernie idealnym uśmiechem na jego przebiegłych ustach i z iskierkami radości tryskającymi z jego dużych, niebieskich oczu. Gdyby ktoś widział radość wypełniającą każdy milimetr jego ciała, gdy tylko zauważył kawałek tej aksamitnej szmaty na jednej z półek w sklepie, bez wahania przyznałby mi rację.
Przeniosłem swoją prawą dłoń na lewy policzek Louisa, głaszcząc leniwie całą jego długość opuszkami palców. Nie odzywaliśmy się ani słowem, wszystko co nas otaczało na co dzień przestało się liczyć, kiedy mieliśmy siebie nawzajem, tu i teraz. Leżeliśmy w błogiej ciszy, wpatrzeni w szare niebo i milony gwiazd, które porozrzucane były we wszystkie strony. Księżyc świecił mocniej niż zwykle, a jego blask idealnie podkreślał kości policzkowe Louisa. Prawy policzek miał nieco mocniej wyrazisty niż lewy, co dodawało mu dodatkowego uroku. Jednym słowem, był piękny. Był piękny i tylko mój. Kąciki moich ust uniosły się w górę na tę myśl.
Louis. Mój Louis, który aktualnie wpatruje się w pełnym skupieniu w gwiazdy na niebie, widzę to w jego oczach. Przebiega wzrokiem po wszystkich, jakie tylko znajdują się w zasięgu jego wzroku.
     "Wiesz co by było, gdybyśmy ukradli wszystkie gwiazdy tego świata?" Moje uszy ociepliła zniewalająco ciepła barwa głosu, która wyrwała mnie z moich myśli. Czy wspominałem już, że jego głos jest cudowny, kiedy jest szczęśliwy? I czy mówiłem, jak jego usta pięknie się układają, kiedy formują je napływające do nich słowa?
"Księżyc poszedłby za nimi, bo nie chciałby zostać tutaj sam, a my już nigdy nie leżelibyśmy tak jak teraz, obserwując je?" Zamrugałem niepewnie, wpatrując się w niego z zaciekawieniem. Dlaczego zadał mi takie pytanie? Co ma na myśli?
"Nie do końca" odpowiedział szybko, lekko prostując się na swoim miejscu, tylko po to, aby zaraz podnieść się na łokciach. Teraz jego oczy wlepiły się w moje, świecąc wszystkimi kolorami tęczy. "Gdybyśmy zabrali je wszystkie, nikt nie mógłby ich już podziwiać. Nikt nie rzucałby nawet krótkiego spojrzenia w niebo, bo niebo bez gwiazd nie może świecić i nie jest już tak wyjątkowe, prawda? A Ty, Harry, jesteś gwiazdą, która rozświetla moje serce i moją duszę. Bez ciebie nie mógłbym patrzeć na otaczający mnie świat bez bólu w oczach. Tylko ty możesz uleczyć moją chorobę."

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Nov 02, 2015 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

"Only you can cure my sickness." | Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz