Rozdział I

23 2 0
                                    

Był deszczowy niedzielny poranek. Obudził mnie głos mamy. Wstałam chociaż nie miałam na to najmniejszej ochoty.

- Wstawaj, Doriexa. Czas do kościoła! - krzyknęła mama.

- Już idę - odpowiedziałam grzecznie.

Jak co tydzień, w niedziele, o tej samej godzinie cała moja rodzina zbierała się do kościoła. Pościeliłam łóżko, wzięłam szczotkę, gumkę do włosów i zamknęłam się w toalecie. Umyłam zęby i zasiadłam do stołu przy śniadaniu i herbacie. W mig wszystko zjadłam i został mi kwadrans na ubranie się. Nie było z tym większego problemu, ponieważ ubrania miałam już przygotowane. Jak zwykle musiałam czekać, aż rodzice się zbiorą i mogliśmy już wychodzić. Pomiędzy moim domem a kościołem nie było dużej odległości, jedynie 3 minuty jazdy samochodem. Wysiedliśmy z auta i ruszyliśmy drogą do kościoła. Szłam jak zawsze z rodzicami. Przy wejściu do świątyni stał pewien człowiek. Nigdy go wcześniej nie widziałam. Był starszy, biedny, miał podziurawione ubrania, a w rękach trzymał małe pudełeczko. Patrzył na nas cicho się modląc. Popatrzyłam w stronę rodziców prosząc o pomoc dla biedaka.

- Proszę Was, dajcie mu trochę pieniędzy

- Chodź, Doriexa, nie mamy czasu - odpowiedziała niewzruszona mama i siłą zaciągnęła mnie do kościoła

Musiałam iść. Poległam. Całą mszę myślałam tylko o tym Panu. Wreszcie kiedy skończyło się kazanie i komunia wybiegłam szybko z kościoła z nadzieją, że jeszcze spotkam tego Pana. Niestety nie zobaczyłam go. Zaczęłam iść smutno do samochodu nie czekając na rodziców ale coś przykuło mi uwagę. Biedak, którego spotkałam godzinę temu ledwo szedł wąską drogą ze spuszczoną głową. Podbiegłam do niego ile sił w nogach.

- Pomóc Panu?

- Nie, dziękuję - odpowiedział po kilkuminutowej ciszy.

Zauważyłam, że pod jego powiekami robi się mokro.

- Jak mogę Panu pomóc? - zapytałam ponownie.

Biedak popatrzył się na mnie swoją brudną od sadzy twarzą i powiedział:

- Lepiej żebyś nie miała nic wspólnego z taką istotą jak ja.

- Proszę tak nie mówić - chciałam jeszcze coś powiedzieć, ale zauważyłam że moi rodzice wychodzą z kościoła, a na pewno to by im się nie spodobało że rozmawiam z jakiś obcym człowiekiem.

- Idź już, ale doceniam to, że starałaś się pomóc - odpowiedział mężczyzna i z trudem uśmiechnął się do mnie

- Jasne... pewnie... - odpowiedziałam i pobiegłam do rodziców. Na szczęście oni nie zauważyli co robiłam przed chwilą. Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy do domu. Jak zawsze codzienność moich niedziel jest taka, że po kościele od razu jest nauka, więc i tak to dzisiaj było. Uczyłam się zamknięta w swoim pokoju, czasem tylko wychodziłam do kuchni po coś do picia. Właśnie próbowałam zrozumieć pewne równanie z matematyki kiedy za oknem zawiał silny wiater, a zaraz po nim mocna błyskawica. Było to tak głośno, że aż odskoczyłam na bok. Ale to nie jest tak, że się boje burzy. W burzy jest coś takiego pociągającego, że kiedy zaczyna się błyskać nogi mi się wyginają. Nie wiem co to znaczy. Wiem tylko tyle, że mam to odkąd pamiętam. Wpatrywałam się w tą burzę i w te błyskawice aż do momentu kiedy zobaczyłam na niebie coś dziwnego. Nadzwyczajnego. Błyskawice bowiem utworzyły czaszkę... Kiedy to zobaczyłam, buzia mi się otworzyła ze zdziwienia. Siedziałam wgapiając się w coś, co nie mogłam uwierzyć. Czy to czysty przypadek? A może coś więcej?


To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Oct 25, 2015 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Życie w zawieszeniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz