Rozdział XI

352 34 0
                                    

##Perspektywa Luny##
Zaczyna się ściemniać. Słoneczny dzień zamienia się w mroczną, ciemna noc. Ciepło w zimno. Słońce w Księżyc. Głosy w ciszę.
Wróciłam do domu, było już sporo po 19... Miałam przyjść na 19 i pojechać z Lili do mojego starego mieszkania, ale jej ani Alex'sa jeszcze nie było... Hmmm.... Może coś jej wypadło?... No cóż... Trudno jutro pojedziemy do mieszkania... Co by tu porobić?... Wzięłam do ręki telefon i zaczęłam przeglądać Facebooka... Nic ciekawego... Włączyłam youtube, też nie mogła znaleźć niczego wartego uwagi... Wyłożyłam się więc na kanapie, włączyłam telewizor i zamknęłam oczy...
Ciemność. Czarny. Chłód. Czyjaś sylwetka... Umięśniona. Stoi tyłem. Co?... Skrzydła. Czarne skrzydła. Kapie z nich smoła?... Odwraca się!?... Zbliża się?!... Te białe oczy, wyblakłe srebrne włosy!?... Nie!!... Niech odejdzie!... Nie chce!...
Poderwałam się z kanapy... Byłam zmieszana... Niezbyt wiedziałam co się przed chwilą stało... Jedno jest pewne... Coś mi tutaj nie gra... Czułam smród... Paskudna woń... Coś za mną jest!?... Czuje powiew nieświeżego powietrza na mojej szyji... Jestem zbyt bardzo sparaliżowana, żeby się poruszyć... Coś za mną stoi.
- Hrrrrr...
- Aaaaaaa...
Wybiegłam z salonu... Biegałam przed siebie... W pokoju były drzwi na taras... Otworzyłam je... Szybko spojrzałam się za siebie... W salonie stała czarna poczwara. Jej paszcza była otwarta, znajdowały się w niech szeregi żółtych kłów. Ociekały krwią. Byłam przerażona... Biegłam... Biegałam... Las... Ciemno... Las... Moja głowa mimowolnie odwróciła się za siebie, żeby sprawdzić czy to "coś" podąża za mną. Niczego nie było... Zatrzymałam się... Rozejrzałam... Nic... Zapach? Czuć zgniliznę...

Miłość DemonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz