Rozdział V

2.5K 257 41
                                    

Perspektywa Blade'a


Od mojego opuszczenia szpitala minęły już dwa tygodnie..
Wróć. Od kiedy całowałem się z Coverem minęły dwa tygodnie. Za każdym razem, kiedy sobie o tym przypominam mam ochotę powyrywać sobie wszystkie kłaki ze wstydu. Cov zupełnie odwrotnie, bo zdaje się o tym nie pamiętać W OGÓLE. W moim towarzystwie zachowuje się całkowicie naturalnie. Jakby nic takiego nigdy nie miało miejsca. Za to mi trudno przy nim utrzymać trzeźwy umysł.. Co on sobie w ogóle wyobraża? Idiota.~Tak sobie rozmyślałem, konsumując obiad na naszej stołówce. Nie było ze mną ani Covera (który chrapie w najlepsze), ani Elrica, który chyba po raz kolejny cały dzień postanowił przeznaczyć na zaloty w stronę sędziwej bibliotekarki.

Byłem poddenerwowany. Dzień odwiedzin. Do wszystkich przyjeżdżają kochające matki, ojcowie, siostry, bracia..Dlatego postanowiłem oszczędzić sobie odruchów wymiotnych i wybrać się na miły, popołudniowy spacerek po mieście. Odłożyłem swoją tackę, i poszedłem po kurtkę do pokoju.
Nie chciałem obudzić Covera, więc jak najciszej wziąłem ciuch, i już kierowałem się ku drzwiom, kiedy..
-Gdzie się wybierasz?- Spytał zaspanym tonem Cov.
Dawno nie byliśmy sam na sam. Unikałem takich sytuacji.
-Idę na krótki spacer po mieście. Niedługo wrócę- Odparłem.
-No to ja idę z tobą- Stwierdził.
-Nie trzeba, poradzę sobie. Do zobaczenia- Powiedziałem, i szybko zamknąłem za sobą drzwi.
Maszerując korytarzem nie oszczędziłem sobie szybkiego facepalma.
''Zachowujesz się jak nastoletnia dziewczynka przeżywająca zawód miłosny, lub co gorsza pierwszy okres''- Pomyślałem. No cóż. W jakimś stopniu właściwie nią byłem.. To znaczy.. tą pierwszą rzecz jasna, bo przez szesnaście lat mojego życia sikałem na stojąco.
Zawiadomiłem portiera o moim wyjściu, i otworzyłem drzwi budynku..
*Jeb*
Zderzyłem się z kimś czołami.
Stała przede mną śliczna dziewczyna. Wyglądała na młodszą, ale (co jest doprawdy bulwersującym faktem) była co najmniej dwa centymetry wyższa. Wydaje mi się, że jeszcze nigdy nie widziałem tak pięknej panienki. W zasadzie mało ich widywałem.
Chyba się lekko zarumieniłem, bo zachichotała.
-Bardzo Cię przepraszam- Powiedziałem. Miałem głos pięciolatka, a starałem się brzmieć dojrzale.
-Nic się nie stało- Odpowiedziała z uśmiechem- Orientujesz się może, gdzie znajdę Covera Lyncha?
Na początku myślałem, że się przesłyszałem, więc dla upewnienia spytałem:
-Przepraszam, nie dosłyszałem.. kogo?- Zapytałem grzecznym tonem.

-Covera Lyncha. Wysoki, szczupły, przystojny, niebieskie oczy, ciemne, prawie kruczoczarne włosy.
A właściwie powinien tak wyglądać, bo ostatni raz widziałam go ponad rok temu- Powiedziała.

''Blond włosy''. Cover ma blond włosy- Chciałem powiedzieć. Chociaż w sumie czułem satysfakcję, bo wcześniej zgadłem, że jest farbowany. Zapewne też nic nie wie o jego kolczykach.
-Jasne, znam Covera.
Mieszkamy w jednym pokoju- Powiedziałem obojętnym tonem- Zaprowadzę Cię.
-Naprawdę? Ekstra, dzięki!- Odpowiedziała. Wydawała się być miłą dziewczyną.
Doszliśmy do drzwi naszego pokoju. Uchyliłem je, po czym Cover od razu się odezwał:
-Zapomniałeś czego..- I urwał pytanie po zobaczeniu dziewczyny.
-Cover! Tak dawno Cię nie widziałam!!- Pisnęła, po czym w kilka sekund znalazła się obok niego.
Pocałowała go w policzek, obściskiwała go, pytała, jak tam w szkole. Byli zajęci sobą nawzajem.
Irytowało mnie to. Kto to w ogóle był? To nie wyglądało na przyjacielskie uściski i pocałunki. Czyżby Cover był aż takim dupkiem, żeby całować się ze mną, mając tak naprawdę dziewczynę?
'Całować się ze mną'. Spuściłem wzrok, bo chyba znowu spaliłem buraka. I tak zachowywali się, jakby mnie tam w ogóle nie było, więc postanowiłem po cichu wyjść na ten spacer. Głupi, głupi Cover.
Obróciłem się, ale.. chwycił mnie za nadgarstek.
-A właśnie Blade, nie przedstawiłem was. Iris, to jest mój dobry przyjaciel Blade.
Blade, moja siostra Iris- OznajmiłStanąłem jak wryty.
Pfft.
Siostra, co? Chyba jednak tylko ja tu jestem głupkiem.
-Bardzo miło mi Ciebie poznać- Wyciągnąłem do niej ochoczo dłoń ze szczerym uśmiechem na twarzy. Cover chyba próbował go rozszyfrować, bo patrzył na mnie z jedną podniesioną brwią- Twój brat mówił mi o tobie wiele dobrych rzeczy- Powiedziałem. Oczywiście było to kłamstwem, bo właściwie to raz wspominał o tym, że ma w ogóle jakąkolwiek siostrę. Ale się do mnie uroczo uśmiechnął. Chyba wyświadczyłem mu małą przysługę.
-Mnie także miło Cię poznać- Odpowiedziała, po czym uścisnęliśmy dłonie.
Potem usiedliśmy w trójkę, i trochę pogawędziliśmy. Iris pytała mnie o to, czy chodzę do szkoły z Coverem, i czy zdrowo się odżywiam, bo jestem nadzwyczaj szczupły, więc czuje się przy mnie, jakby miała o 20 kilogramów za dużo. Odpowiedziałem, że jej figura jest wręcz idealna, na co się roześmiała. Cov również wydawał się być szczęśliwy. Chyba po raz pierwszy od dwóch tygodni posłał mi jeden ze swoich zalotnych uśmieszków.
-To co, ja już będę lecieć. Przyszłam tylko się przywitać, ojciec na mnie czeka w gabinecie. Nie chce, żebym zbyt długo z tobą przesiadywała- Zwróciła się brata.
-Ach, więc on również tu jest. Skoro musisz.. miło było Cię zobaczyć ponownie, siostrzyczko- Odpowiedział jej, po czym się przytulili.
Wzruszyłem się. Ciekawe, jak to jest mieć rodzinę?
Zaproponowałem odprowadzenie Iris do gabinetu, ale Cover powiedział, że nie chce ryzykować spotkania z ojcem, a tym bardziej jego siostra protestowała, bo uznała, że tym razem znakomicie poradzi sobie sama. Więc pożegnaliśmy się również ciepło (Jak na osoby, które poznały się kilka chwil temu) i wyszła.~~

Nadal się uśmiechałem.
Wyminąłem zdezorientowanego Covera i opadłem na mój materac.
-Jaki piękny dzień- Stwierdziłem, mając przed sobą ramę konstrukcji podtrzymywującej materac kolegi.
-A tobie co się tak nagle wesoło zrobiło?- Spytał podejrzliwie.
-A nic. Właściwie cieszę się, że tak wyszło- Powiedziałem.
-Czekaj.. o czym ty mówisz? Jak wyszło?- Zapytał, teraz już kompletnie zbity z tropu.

Mówić mu o tym/ nie mówić mu? A w sumie co tam.
-Z początku nie spodziewałem się, że Iris to twoja siostra..- Zacząłem.
Wyglądał na rozbawionego.
-A co myślałeś? Że to moja dziewczyna?- Roześmiał się sarkastycznie.

Popatrzyłem na niego z poważnym wyrazem twarzy.
-Tak właściwie.. to tak- Oznajmiłem mu.

Teraz i on spoważniał.. Chyba naprawdę się tego z nie wiadomo jakich przyczyn nie spodziewał.
I znowu wybuchł śmiechem.
-Naprawdę tak pomyślałeś? Jezu, Blade. Nie całowałbym Cię, gdybym miał dziewczynę..-Boże, dlaczego on o tym teraz pieprzył? Chyba znowu byłem czerwony. Mniejsza. Zawsze jestem.
-Czekaj, czekaj. Łączę wątki.. czy to oznacza, że byłeś może.. zazdrosny?- Zwrócił się do mnie.
-C-co? To kompletnie niemożliwe. Nie byłem ani trochę zazdrosny, jak już musisz wiedzieć. Po prostu mnie to zastanawiało.
-Tak?- Spytał ze swoim sarkastycznym uśmieszkiem.
-Nie byłem zazdrosny- Rzuciłem w niego poduszką.
-Ależ ooczywiście- Odpowiedział, przewracając oczami. No co za..

Skrzyp

Do pokoju wszedł Elric z całym czerwonym policzkiem.
-Stary, co się stało?- Zwrócił się do niego równie (jak ja) zdziwiony Cov.
-Ehh, zawody miłosne bywają ciężkie- Odpowiedział.
-Posmarować Ci to czymś?- Zapytałem.

-Dzięki Bladuś, nie trzeba- Oznajmił mi, wchodząc na swoje łóżko.
-No nie mów mi, że nasza bibliotekarka wlepiła ci liścia. Jeśli to naprawdę ona, to niezłą ma krzepę- Powiedział Cover.
-No cóż.. Niestety to właśnie Emily mi wyjechała z plaskaczem po tym, jak próbowałem ją objąć- Wzdychając ciężko oświadczył Krzywoząb.
-No co ty pieprzysz? Jeszcze bardziej od tego zdziwił mnie fakt, że ma jakiekolwiek imię, ale..
To naprawdę ona? Stary, próbowałem zażartować.. Chyba będę musiał od dziś chodzić z tobą do biblioteki, Blade, żebyś tylko nie został zaatakowany przez niebezpieczną bibliotekarkę z reumatyzmem.
Przewróciłem oczami. Taa.
-Macie rację! O prawdziwą miłość trzeba walczyć!- Wykrzyknął radośnie El, po czym wyskoczył z łóżka krzycząc: ''Idę wyrywać bibliotekarkę z reumatyzmem! Dzięki za wsparcie!''
No i poszedł.
-Blade.. Czy mu mu cokolwiek powiedzieliśmy? Mam zaniki pamięci?
-Przecież dobrze wiesz, że jest świrnięty. Niech szaleje, póki może.
Trochę się z niego pośmialiśmy.
-Wróćmy może do tematu..- Zaczął.
-Jakiego tematu?- Spytałem zdezorientowany, nadal się uśmiechając.
Chwycił mnie za dłoń. Jak zwykle zostałem sparaliżowany.

A potem się pocałowaliśmy.
-Tym razem to zdecydowanie bardziej komfortowe niż nasz pierwszy, prawdziwy pocałunek w szpitalu- Powiedziałem, próbując przerwać niezręczną dla mnie ciszę po zdarzeniu.
-Tylko widzisz.. to nie był nasz pierwszy prawdziwy pocałunek. Musisz uważać na mnie nawet podczas snu. Lub gdy jesteś nieprzytomny.
-Cov- Zacząłem podejrzliwie- Czy ty mi zrobiłeś coś, o czym ja nie wiem?

-A gdzie tam. Na słowo harcerza.
-Nie jesteś harcerzem.

I znowu się pocałowaliśmy.

AkrylionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz