Rozdział 4

227 39 2
                                    

Tydzień później
Dziś nadszedł wielki dzień. Zabieram Allison do siebie. Wiem, że to nie będzie dla żadnego z nas łatwe. Tak naprawdę odkąd trafiła do szpitala, pomimo terapii, którą prowadziłem dla niej, nie odzywała się do mnie. Oczywiście mam na myśli odpisywanie na moje słowa. Przez cały czas była obojętna. Po dwóch dniach, mając już dosyć ciążącej nam ciszy, brałem książki, które czytałem u niej w sali. Nie liczyłem na odpowiedzi, nie pytałem i nie oczekiwałem ich. Po drodze do mnie także ignorowała jakiekolwiek próby nawiązania rozmowy. Po części wydawała się być w innym, niezrozumiałym dla mnie świecie. Ja jednak widziałem jej drugą stronę. Tą zbyt skrytą, dostępną tylko w oczach, złamaną i zlęknioną. Kiedy otworzyłem jej drzwiczki od mojego auta, gapiła się przez dobre kilka sekund w moją rękę nie dowierzając. Po chwili jednak wysiadła i zgarbiła ramiona, jakby dźwigała na swoich barkach znacznie więcej niż to co wiemy. Coś tak przytłaczającego, że chciałaby się przed tym ukryć. Było mi jej żal, ale jednocześnie nie wierzyłem w jej pseudo bezbronność. Otworzyłem drzwi swojego domu i wpuściłem dziewczynę do środka. Wydawała się być przytłoczona tak jasnym pomieszczeniem. Bez słowa pokazałem Allison, by szła za mną po schodach. Wykonała moje polecenie. Kiedy otworzyłem drzwi od jej nowego pokoju, zobaczyłem, że po jej policzku snuje się samotna łza. Podszedłem do niej i zapytałem się:
- Wszystko w porządku?- podałem jej notatnik, licząc na choć najkrótszą odpowiedź. Mimo to, ona zrobiła coś co mnie zaskoczyło.
- Nie wiem. - odpowiedziała cichym, charczącym głosem. Mimo to, to był dla mnie szok. Przecież podobno straciła głos, a teraz nagle przecież mogła powiedzieć. Byłem tak zszokowany, że nawet nie spytałem jej o konkrety tylko po prostu wyszedłem do swojego pokoju trzaskając drzwiami. Leżąc na łóżku i czytając książkę, słyszę, że ktoś gra na fortepianie. Wkurzony jak nigdy, szybkim tempem zbiegłem do jedynego miejsca, gdzie istniało coś takiego jak muzyka. Otwieram drzwi. Cofam się w przeszłości i wspomnienia mnie atakują z podwójną mocą. Niebieski pokój z białymi meblami. Na ścianie tapety z kształtami nut i cytaty z piosenek. Z piosenek mojej żony. Jedynej pozytywnej rzeczy, która mnie spotkała. Dźwięki płynące z instrumentu, nie są delikatne i łagodne jak jej. Są szybkie, mocne, wręcz nerwowe i na pozór nie tworzą niczego pięknego. Nie ma w nich delikatności, tonów miłości, tylko pasja i ból. Dziewczyna siedząca na stołku mimo to wydaje mi się piękna. Pomimo łez skapujących z jej zamkniętych oczu, jest spokojna. Jakby niczego nie zauważała. Opustoszała. Denerwuje mnie to, że w tym miejscu to nie ona powinna być. To nie jej miejsce. Nigdy nie powinienem jej tu przyprowadzać. Nigdy. Czuje się, jakbym ją zdradził, próbował zastąpić, ale tak nie jest.
- Co myślisz, że tu robisz? -dziewczyna szybko odskoczyła od fortepianu, jakbym przyłapał ją na czymś wstydliwym. Po części tak było. Kiedy zacząłem do niej podchodzić, jej ręce drżały i odsuwała się wręcz histerycznie. Bała się mnie.
- Ja...
- Co ty? Nie nauczono cię, że nie grzebie się po cudzych pokojach?! Posłuchaj mnie dziewczyno! Myślisz, że mieszkanie z tobą jest mi na rękę? Otóż najwyższa pora się obudzić księżniczko, że nikt cię tu nie chce. - po tych słowach wybiegła z pokoju. Ja natomiast opadłem na podłogę, przygnieciony natłokiem przeszywających moje serce niczym sopel lodu wspomnień.

ALLISON
Biegłam. Właściwie nie miałam pojęcia dokąd. W mojej głowie panował totalny bałagan. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Krzaki raniły moje dłonie, a mięśnie powoli odmawiały mi posłuszeństwa. Czułam się zraniona jego słowami. Jego furią w oczach. Bo przecież tak naprawdę co mu zrobiłam? No dobra. Może nie powinnam wchodzić do tego pokoju, ale chciałam tylko się rozejrzeć po domu. A kiedy zobaczyłam fortepian, nie mogłam się powstrzymać. To był instrument mojego życia. Nie był presją ani wymaganiem. Nie był też modny. Kochałam naciskać na klawisze, obserwować drgania i dźwięki, kochałam tworzyć coś własnego. Ale jak wiadomo, nic nie jest stałe. Czasami coś, co bierzemy za pewnik okazuje się przelotną chwilą. Siadam pod drzewem. Jestem na jakiejś polanie. Do okoła mnie cisza. Jedynym dźwiękiem jest rechot żab i delikatne brzęczenie ważek. Trawa świeci się w słońcu, jakby obsypana milionem diamentów. Nic nie jest takie zwyczajne. Światło słońca oświetla drzewa, a pobliski strumień szumi. W nim są kamienie. Nie wiem czemu nagle mam ochotę poczuć chłód tych kamieni. Przeskakuję jak mała dziewczynka. I trochę się czuje, jakbym cofnęła się w czasie.
Znów jestem małą dziewczynką, ubraną w niebieską sukieneczkę z kokardkami. Czuje się beztrosko, jakby to miejsce stało się nagle moim azylem. To wszystko jest przeciwnością tego co czułam chwilę wcześniej. Nie ma strachu, nie ma ran, nie ma ludzi. Jestem tylko ja przeskakująca po kamykach i beztrosko się śmiejąc. Jak bardzo dziwna jestem? Czasami naprawdę jestem wściekła na cały świat. Nie wiem dlaczego. Tak po prostu. Nierealność tych chwil przerwał trzask łamanych gałęzi. Nagle poczułam kropelki na ramionach, a potem na policzku. Tak jakby deszcz płakał razem ze mną. Położyłam się na trawie, pomimo że była już wilgotna i patrzyłam się w niebo. Było praktycznie przejrzyste. Przecinały je tylko nieliczne, szare smugi. Tak jakby nic nie zapowiadało nadchodzącej klęski. Czułam się samotna, ale jednocześnie tak spokojna jak nigdy. Usłyszałam dzwonek telefonu. Andy. Nie zamierzałam odbierać, ale natarczywy dźwięk nie dawał mi spokoju, psując tą doskonałą chwile. Odebrałam, ale gdy tylko w tle usłyszałam ten piskliwy, złośliwy głosik Hannah, pożałowałam tego. Nienawidziłam jej za to, że zniszczyła moje kontakty z bratem. Że zabrała mi go i przez nią zostałam sama. Potem odezwał się mój brat:
- Allison, gdzie ty do cholery się podziewasz?!- wydarł się do słuchawki.- I nie rób z siebie idiotki. Dobrze wiem, że mówisz!- rozłączyłam się. Napisałam do niego:
Nie nie mówię, ale się staram. I wiesz co? Nienawidze cię ty bezuczuciowy egoisto! Zapomnij.
Po chwili dostałam smsa. Jak się okazało nie był od mojego brata tylko od Olivera.
Allison, przepraszam za to co powiedziałem. Powiedz gdzie jesteś. Martwię się.
Pomimo wszystko postanowiłam mu odpowiedzieć.
Na jakieś polanie.
Olliver: Zaczekaj na mnie. Zaraz będę.
Czekałam. Sama nie wiem ile. Po jakimś czasie usłyszałam krzyk:
- Allison!- odwróciłam się w stronę głosu. Moim oczom ukazał się Oliver. Wyglądał na zatroskanego. Mimo to, kompletnie nie wiedziałam co o nim myśleć. Nie nadążałam nad jego zmianami nastroju. Kiedy chłopak do mnie podszedł ja po prostu....zemdlałam.
**********************

Friendship in the darkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz