- Kim Kibum, bardzo mi miło.
Jonghyun uścisnął jego dłoń, bo w końcu przedstawili się sobie po raz pierwszy.
- Kim Jonghyun.
- Zabawne – zaśmiał się Kibum.
- Co takiego?
- Nasze nazwiska. Są takie same.
- Ah, rzeczywiście.
Jonghyun spojrzał w stronę nieba, zakładając dłonie za głowę. Słońce było przysłonięte przez chmury przez co wszystko wydawało się szare i smutne. Chłopak odetchnął głęboko i powiedział:
- Lubię taką pogodę. Jest inspirująca, nie sądzisz?
Kibum przytaknął. Przystanął na chwilę, aby zgasić niedopałek i ponownie ruszył w znanym tylko sobie kierunku. Jonghyun nie miał pojęcia, gdzie chłopak go zabiera.
Rozglądał się wokoło i obserwował. Widział bezdomnych. Wśród biednych rodzin byli także alkoholicy i narkomani. Nie umknęły mu również kobiety w kusych spódniczkach, rozmawiające z przystojnymi bogatymi mężczyznami. Godne pożałowania, a jednak tak powszechne.
Budynki, przy których stali ci ludzie były na skraju wytrzymałości. Miały powybijane szyby przez co praktycznie wszędzie można było znaleźć odłamki szkła i drzwi przysłonięte tekturami. Farba odpryskiwała ukazując niezwykle urokliwą (zdaniem Jonghyuna) czerwoną cegłę. Mimo stanu w jakim się znajdowały te budynki były domem dla wielu ubogich rodzin, których nie było stać na mieszkanie w przyzwoitych warunkach.
Ludzie krzyczeli na siebie, bądź też z bólu, płakali i błagali o pomoc. Chłopcy przechodzili obok nich obojętnie, nie patrząc w ich stronę. To nie tak, że ich nie obchodzili i nie mieli serca, aby się zatrzymać i podać pomocną dłoń bardziej potrzebującym. Jonghyun chciałby pomóc, jednak nie wiedziałby nawet w jaki sposób. Był zwyczajnym siedemnastolatkiem, którego utrzymywali rodzice, bo sam nie podjął się żadnej pracy, przez co nie miał ani grosza.
Chłopak spojrzał przepraszającym wzrokiem na otaczających go ludzi, po czym zrównał się krokiem z Kibumem. Szli w ciszy, nie spoglądając na siebie, gdy nagle Jonghyun przypomniał sobie o dosyć istotnej rzeczy i zapytał:
- Właściwie to gdzie mnie prowadzisz?
- Nie wiem – odparł lakonicznie blondyn.
- Jak to?
- No po prostu, nie wiem. A gdzie chcesz iść?
Jonghyun zastanowił się chwilę.
- Przyznam, że dość rzadko sam chodzę po mieście tak więc, zaprowadź mnie do miejsca, które jest twoim zdaniem wyjątkowe.
Kibum uśmiechnął się pod nosem i chwycił Jonghyuna za dłoń. Od razu wiedział gdzie go zabrać. Chciał go zaprowadzić tam, gdzie zawsze przychodził szukać weny. Dość często pojawiał się tam, żeby pisać. Okolica była niezakłócona wszelkimi dźwiękami i niesamowicie nastrojowa. Nakłaniała do przemyśleń i wprowadzała w melancholijny stan.
Z głównej drogi zboczyli na dosyć wąska ścieżkę, której Jonghyun nigdy wcześniej nie dostrzegł, mimo iż czasami chodził tymi ulicami. Otaczały ich drzewa i krzewy. Starszy Kim nieszczególnie lubił tak obfitą roślinność, jednak teraz uznał, że nie wypada narzekać. W ciszy podążał za swoim rówieśnikiem. Po kilkuminutowej drodze dotarli na miejsce.
- I jak ci się podoba? – zapytał Kibum.
Jonghyun rozejrzał się wokoło i zaniemówił. Przed sobą ujrzał niewielką rzeczkę nad którą wisiał stary drewniany most, zawieszony na kilku linach, zapewne sprzed kilkudziesięciu lat. Nie dochodziły tu nawet najmniejsze dźwięki z zewnątrz, panowała grobowa cisza, niekiedy przerywana przez melodyjny świst wiatru. Delikatnie kołyszące się rośliny, rosnące u brzegów rzeki, tańczyły w rytm muzyki wygrywanej przez wiatr, co chwila okalając połyskującą taflę wody. To było bardzo proste miejsce, w które zawsze chodziło się ze znajomymi wypić jakiś alkohol, tak by nie zostać przyłapanym przez rodziców, jednak nie sposób było odmówić mu uroku. Panująca atmosfera wyciszała, dając każdemu pozorne uczucie bezpieczeństwa, pozwalała na całkowite oderwanie się od świata rzeczywistego niekiedy nawet wprowadzając w stan przygnębienia.
Kibum z delikatnym uśmiechem pociągnął Jonghyuna w stronę kołyszącego się mostu. Jedną dłonią ściskał jego dłoń, a drugą przytrzymywał się liny, aby nie stracić równowagi. Blondyn usiadł na samym środku mostu, zwieszając swoje nogi w dół, tak, że prawie był w stanie dosięgnąć wody.
Przymknął oczy odprężając się. Jonghyun zrobił to samo. Niezakłóconą niczym ciszę po kilkunastu minutach przerwał starszy z chłopaków, zaczynając śpiewać jakąś spokojną, nieznaną Kibumowi piosenkę. Blondyn lekko zdziwiony spojrzał na towarzysza, następnie uśmiechając się łagodnie. Jonghyun śpiewał z pełnym przejęciem spoglądając w stronę nieba. Wiatr delikatnie rozwiewał jego jasne włosy, sprawiając, że teraz każdy kosmyk układał się w całkowicie innym kierunku. Blondyn oczarowany przystojną twarzą chłopaka niewiele myśląc pogładził go po policzku. Przez ten mały gest ponownie zapadła cisza. Kibum zaczesał pasmo włosów chłopaka za jego ucho, a następnie znacznie się do niego przysunął. Położywszy głowę na ramieniu Jonghyuna, ponownie zamknął oczy i niemal wyszeptał:
- Śpiewaj dalej.
CZYTASZ
Miłość zapisana w wierszach.
Fanfiction'{...} Na kolanach miał niewielki, czarny zeszycik, a w dłoni trzymał pióro. Co chwilę zapisywał nowe słowa, tworząc wersy, swoich autorskich wierszy. Spoglądał na przechodzących obok niego ludzi w skupieniu. Obserwował dokładnie najmniejszy ruch ró...