Mniej więcej w porze lunchu zostałam zaatokawana przez jakąś drobną blondynkę, która rzuciła się na mnie z piskiem i przytuliła mnie z siłą, jakiej nie spodziewałabym się po tak drobnej osobie.
Dziewczyna pachniała lawendą do tego stopnia, że dopiero po chwili dotarło do mnie, że jest wilkołakiem. Karta ulgowa dla słabych ludzi zniknęła. Oderwałam ja od siebie, nie starajac się być delikatna i zgromiłam wzrokiem.
Wilkołaczka wyglądała jak porcelanowa lalka. Miała lekko kręcone włosy w kolorze bardzo jasnego blądu, wielkie niebieskie oczy i dziecinną buzię. Do tego miała najwyżej metr pięćdziesiąt trzy wzrostu i wyglądała bardziej na dwunastolatkę, niż na uczennicę liceum.
- Ojej – wyszeptała. - Nie jesteś Laną - powiedziała jakby sama do siebie i przygryzła palec ze zdenerwowania. Po chwili spojrzała na mnie odważniej i zagryzła wargę w geście determinacji. - Jestem Sophie Howells.
- Czy coś się stało, o czym nie wiem? - zapytałam oskrzycielsko. - Wszyscy jesteście dzisiaj podejrzanie mili.
- My nie... - zająknęła się. - Lana! - wykrzyknęła z radością, gdy dostrzegła w tłumie wytatuowaną dziewczynę z czerwonymi pasemkami. Co jak co, ale te dziewczyny pasowały do siebie jak ogień i woda.
- Sophie! - dziewczyna wytrzeszczyła oczy i podebiegła do niej. Kompletnie mnie zignorowała. - Co robisz w towarzystwie tej świruski? – przynajmniej jedna odwzorowywała moje nastawienie do nich.
- Ja... Myślałam, że to ty, obie macie czarne włosy – wyjaśniła. - I zdaje się, że naskoczyłam na nią – powiedziała przepraszająco. - Ale ona mnie nie zaatakowała! - dodała zaraz.
Aha, czyli jestem zbyt delikatna? Czego oni od nas oczekują? Konfrontacji?
- Ma wielkie szczęśćie, że tego nie zrobiła – powiedziała czarnowłosa. - Inaczej już dawno żarłaby ziemię – popatrzyła na mnie groźnie, po czym odwróciła się do Spohie. - Jesteś pewna, że nic cie nie jest? Ona może coś roznosić – powiedziała z obrzydzeniem. - Nigdy nic nie wiadomo, jeśli chodzi o dzikie wilkołaki.
Ja wiem, że od zawsze, żyłam w lesie, ale przecież nie jestem lęgowiskiem robaków!
- Hej! - zaprotestowałam.
- Lana! - skarciła ją Sophie. - Nie bądź taka.
- Dobrze wiesz co o nich myślę, Soph.
- Ale... - zaprotestowała z widoczną niepewnością w oczach - dobrze. - zgodziła się i zawstydzona opóściła głowę. Przez chwilę nawet było mi jej żal. Ulegała tak łatwo, jakby nie miała własnego charakteru. Dawała się zdominować silniejszemu bez walki...
To jest to.
Może wcale nie pachniała lawendą, aż tak bardzo? Może jej zapach po prostu był tak słaby, że aż ledwo wyczuwalny, a to oznaczałoby, że nie mogła być czystej krwi. Omegi pachną silniej, a ona miała stado, więc musiała była betą. Jedynym wyjściem byłoby zmieszanie krwi ludzkiej z wilkołaczą.
Spojrzałam na Sophie ze współczuciem. Musiała się wiele wycierpieć zanim zyskała to co ma teraz; rodzinę, która ja szanuje.
- A ty – Lana odwróciła się do mnie. - Czego tu nadal sterczysz? - warknęła, a ja zdałam sobie sprawę, że pochłonięta rozmyślaniami nad Sophie, nie ruszyłam się z miejsca. - Jednak chcesz poczuć smak mojej pięści? Zjeżdżaj! - warknęła.
Lana. Zapamiętam sobie tę dziewczynę. Kiedyś się jej odpłacę, teraz bym tylko na tym straciła. Usunęłam się w cień i zostawiłam je same, nie mogąc uwierzyć jakim cudem te dwie dziewczyny się ze sobą przyjaźnią.
CZYTASZ
Silver
LobisomemSzesnaście lat temu grupa Omeg bestialsko wymordowała rodzinę królewską. Do dzisiaj nieformalnie rządzi Rada, która chce utrzymać władzę za wszelką cenę. Według ludu nadal panuje bezkrólewie, jednak Rada nie zamierza się poddać... Teraz gdy szok po...