Rozdział XVI

294 31 0
                                    

"Widzimy demony takimi jakimi chcą być przez nas widziane"
Pit Carter
Ból... Ból w okolicach czaszki. Oczy powoli się otwierają. Mózg analizuje otoczenie. Ciemność otacza mnie z każdej strony. Moje ręce i nogi przywiązane są do krzesła, a w mojej buzi znajduje się chusta. Słyszę głośne kroki zbliżające się w moim kierunku... Moim oczom ukazała się postać. Wyglądała szkaradnie. Jego pysk jest zniekształcony. Puste czarne ślepia patrzą się na mnie. Jego uśmiech się rozszerza co ujawnia jego ostro zakończone kły. Jest zgarbiony, ale mimo to ma około 3 metry wysokości. Jego ręce, z których wyrastają długie pazury. Śmierdział spalenizną.
- Poczekaj jeszcze chwile i przyjdzie mój pan.
Nastała cisza. Z moich plików lały się łzy.
- Chociaż chętnie bym się tobą zajął.

Stwór oblizał się, a ja próbowałam piszczeć. Nic z tego. Chusta uniemożliwiła mi jakikolwiek dźwięk.
- Poczekaj grzecznie.

To 'coś' wyszło z pomieszczenia i zamknęło za sobą drzwi. Próbowałam się uwolnić lecz było to bezskuteczne. Musiałam dostać jakieś leki nasenne. Nie miałam siły na utrzymanie moich powiek, które mimowolnie się zamknęły.
*
*
*
*
*
*
*
*
*
*
Obudziłam się w łóżku. Czyste posłanie. Pościel utkana z najdelikatniejszych materiałów. Miałam trochę siły wiec podniosłam się z łóżka. Biały pokój. W jednym koncie stała toaletka. Siadłam na różowym krześle. Spojrzałam w lustro. No cóż... mój makijaż był straszny. Tłusz do rzęs spływał mi po policzkach. Oczy miałam podkrążone. Na toaletce stały perfumy, cienie i kredki do oczu. Mnóstwo rozmaitych kosmetyków. Wstałam od krzesła i rozejrzałam się co jeszcze się znajduje w tym pomieszczeniu. Na przeciwko toaletki, koło łóżka stało biurko. Drewniane biurko. Kilka pisaków, różne kartki i takie tam inne pierdoły. Na prostopadłej ścianie od posłania było okno. Powoli zbliżyłam się do niego. Wyjrzałam przez nie... Szybkim krokiem cofnęłam się do tyłu i upadłam... Znajdowałam się w jakiejś wieży. Na zewnątrz było wszystko zniszczone, budynki całe czerwone, brak żywej duszy... Leżałam tak na ziemi... miałam mętlik w głowie. Nie wiedziałam dlaczego tu jestem?... Jak się tu dostałam?...
Na moim ramieniu położona została dłoń. Moje ciało przeszywały ciarki. Byłam sparaliżowana. Nie mogłam odwrócić głowy. Do moich oczu napłynęły łzy.
- Nic ci nie zrobię. Nie bój się mnie.
Usłyszałam łagodny głos, nigdy go nie słyszałam ale poczułam się taka bezpieczna.
- K...k...kim...jesteś?
- Jestem Upadłym Aniołem, nie mogę zdradzić ci mojego imienia, bo mogłabyś stracić do mnie zaufanie.
- Gdzie ja jestem?
- W piekle.
- C...c...co?
Wrzasnęłam dosyć głośno. Byłam troszkę zmieszana... jakim cudem znalazłam się w piekle?... Czy umarłam?...
- Czy...no...ja...umarłam?
- Nie.
- Jakim cudem tutaj jestem?
- To dłuższą historia. Masz ręcznik i po prawej stronie od tego pokoju jest prysznic idź weź dłuższą kąpiel.
Chciałam jeszcze zobaczyć twarz chłopaka, ale on już znikł. Jego głos był naprawdę uspokajający. Wzięłam ręcznik i zmierzyłam do łaźni. Kilka minut wystarczyło mi na dojście. Odkręciłam wodę, napuszczając jej trochę do wanny, po czym sama weszłam do niej. Było cudownie. Woda gorąca, ale nie taka, żeby patrzyła. Siedziałam w niej przez więcej niż godzinę. Zmyłam makijaż I wytarłam się ręcznikiem... Zaraz w co się ubioru?... Musze chyba założyć te same ciuchy... Rozejrzałam się jeszcze dokładnie po pokoju...w koncie leżały czyste ubrania... Chyba on o wszystkim pomyślał. Była to ładna granatowa bluzka w czarne kropki i czarne jeansy. Do tego różowe skarpetki i kapcie po domu. Ubrałam się i zmierzyłam do pokoju. Mój umysł zastanawiał się jak stąd uciec, ale na razie najlepszym rozwiązaniem byłoby zachować spokój i czekać na odpowiedni moment. Położyłam się na łóżku i oddałam się w objęcia Morfeusza.

Miłość DemonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz