XI

110 12 0
                                    

Nadszedł ten dzień. Dzień, w którym jesteśmy gotowi wyruszyć na armię Carrona, złapać go za jajca, wyrwać razem z kręgosłupem i wepchnąć mu je do gardła!

Zebraliśmy całe wojsko dookoła kilku wiosek mieliśmy ok. 120 dywizji, jak to wszystko pierdolnie w tą bandę popaprańców to klękajcie narody! Żeby nie przemęczać żołnierzy magowie przenieśli ich od razu 20 kilometrów od miejsca gdzie były zebrane demony. Przekazałem dowodzenie bitwą Radzie, a ja z Vi, Maxem, Willem i Martinem ruszyliśmy na spotkanie z przeznaczeniem, a raczej na spotkanie Carrona i brutalne zlikwidowanie go.

Kiedy byliśmy już dobre kilka kilometrów od reszty wojska doszły nas odgłosy bitwy. Mogliśmy sobie tylko wyobrazić co tam się teraz działo. Szliśmy lasem aż do polany która dzieliła nas od celu czyli tyłu obozu wojska demonów. Jak się spodziewałem namiot Carrona był bliżej tej strony ale nie był na samym brzegu, dzieliło go od brzegu jakieś 30 szeregów namiotów. Musieliśmy jakoś przedostać się przez polanę, a raczej to co z niej zostało bo była przeorana przez przechodzące demony.

___

Ruszyliśmy na demony pełną parą, żołnierze byli ustawieni w osiem klinów, które miały się wbić w obóz wroga. Jednak kiedy dotarliśmy na miejsce zastaliśmy tylko puste obozowisko, a od tyłu usłyszeliśmy nadciągającą armię Carrona.

-Tego nie przewidzieliśmy...-stwierdziłem.

-Marcus co robimy

-Jak to co? PRZEMIEŚCIĆ SIĘ I UTRZYMAĆ POZYCJĘ!- krzyknąłem.- MAGOWIE, ATAKOWAĆ CZYM TYLKO UMIECIE!

Rozpętało się istne piekło, kule ognia, błyskawice i co tylko jeszcze można było wyczarować latało w stronę demonów. Skupiłem całą swoją moc i ją uwolniłem przechodząc w stan walki, podobnie jak reszta Rady. Unieśliśmy się w powietrze i zaczęliśmy tworzyć meteor, do tej pory udało nam się to tylko dwa razy i nie było zbyt wielkie ale zawsze warto spróbować. Już kończyliśmy kiedy jeden z zabłąkanych, lub nie kolców któregoś demona wbił się w plecy Eleny, która spadła na ziemię bezwładna, Arnoldus szybko do niej zszedł żeby ją ratować, zostaliśmy we trzech: ja, Torug i Barry. Resztkami sił dokończyliśmy zaklęcie, jednak w trójkę nie wyszło to największe. Posłaliśmy płonący kawał kamienia wprost w środek zbiorowiska demonów jednak nie zlikwidowaliśmy ich wielu. Wróciliśmy na ziemię i mocno osłabieni ruszyliśmy przed siebie razem z resztą żołnierzy. Mijaliśmy już martwe ciała wojowników i czarne miejsca w których padały martwe demony.

___

Vi powiedziała, że może każdego z nas przeprowadzić osłaniając swoją mocą, jednak tylko jednego więc przeprawa tych stu metrów zajęła dłuższą chwilę. Jednak kiedy już dotarliśmy do obozu zaczęło się ostrożne przedostawanie się do namiotu Carrona. Vi poszła przodem będąc niewidzialną żeby ewentualnie ostrzec nas o jakiś demonach, które może zostały. Kiedy dotarliśmy do naszego celu zobaczyłem coś czego się w życiu nie spodziewałem...

___

Szliśmy naprzód likwidując kolejne demony, jednak niestety tracąc też wielu naszych. Nagle gdzieś dalej w tłumie demonów zobaczyłem samego Carrona, więc Alec i jego mała drużyna nie spotka go w obozie...

___

W namiocie siedziała sobie sama Julia!

-Witaj, czekałam na Ciebie.-jej głos był przepełniony jadem.

-Siostra?- wyszeptał Will.

-Tak to ja braciszku. Chodź do mnie i pomóż mi zlikwidować tego samozwańczego króla.

-Will nie słuchaj jej!- krzyknął Martin.- To nie jest twoja siostra, została zniszczona przez to coś!

-Chodź do mnie, jeśli mi pomożesz Carron na pewno cię nagrodzi. Co ty na to?

Dwa Światy: Wielka Wojna [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz