Rozdział 11

117 30 2
                                    

Nie mogłam uwierzyć w to co powiedział. Jego żona. On ma żonę. Nie wiem dlaczego,ta wiadomość mną wstrząsa. Po chwili wybiegam z pokoju, choć czuję się naprawdę słabo. Nie mam siły płakać. I nie rozumiem sama siebie. Nie chodzi o fakt, że ma żonę czy zazdrość. To nie tak. Po prostu to nie fair, że nazywa mnie swoją przyjaciółką, a mi nie ufa. Nie ufa mi nawet w takiej drobnej sprawie. Postanawiam zadzwonić do swojego brata. Odbiera po trzecim sygnale.
- Co jest siostrzyczko?
- Przyjedź po mnie.
- Do kliniki?
- Tak.
- Będę za dziesięć minut- z ledwością siadam na ławce. Przed oczami mam mroczki, kręci mi się w głowie i nie jestem w stanie utrzymać otwartych oczu. Po chwili moje powieki nie wytrzymują i bezwładnie opadają. Czuję się wolna po raz pierwszy od dłuższego czasu. Tak jakby z ciemnością przyszedł do mnie spokój. Nie jestem w stanie odnaleźć się w ciemności. Po jakimś czasie spokój się kończy. Widzę go pochylającego się nade mną. Jego oczy ciskają we mnie gromy. Zawsze to on był ukochanym, idealnym synem. Nie Andy. Nie ja. My nigdy nie byliśmy wystarczająco dobrzy. Ja byłam zawsze tą zbyt głupią i grubą, a Andy tym roztrzepanym, nie uczącym się nastolatkiem. Pomimo, że kochałam swoich rodziców to czasami bolało. Zawsze liczył się tylko on. Właściwie stwarzał pozory. Zawsze, gdy upadłam, był pierwszym, który podał mi rękę lub powtarzał jak bardzo mnie kocha. Ale to nie było prawdziwe. Nienawdziłam go tak bardzo, że już w wieku dziesięciu lat zaczęłam uciekać z domu. Nie dlatego, że mu zazdrościłam. Nigdy nie chciałam być jak on, pomimo tego jak bardzo był perfekcyjny. Bo mimo, że go wszyscy kochali, on tylko nienawidził. Nienawidził, bo nie umiał kochać. I był potworem w ciele człowieka, który zabrał mi wszystko co kiedykolwiek było we mnie dobre. I nigdy ode mnie nie odejdzie.
Jesteś moja. Nikt inny cię nie zechce Allison. Ale nie martw się siostrzyczko. Ja nigdy nie odejdę.
Miał rację i nigdy nie mogę się z nim niezgodzić.
Bo on na zawsze będzie mnie miał. Bez względu na to jak daleko będę będzie miał mnie w garści jak marionetkę. Na zawsze będzie miał mój strach. Bo to on jest moim demonem. I żaden rycerz nie wygna go spod łóżka.

Andy

Kiedy zadzwoniła do mnie Allison nie miałem pojęcia o co może chodzić. Oczywiście Hannah zaczęła się wściekać, bo jej zdaniem wybrałem swoją siostrę, a nie ją, ale co miałem zrobić? Allison miała tylko mnie. Hannah miała wszystko. Kiedy jechałem w stronę kliniki, czułem niepokój i strach. Wiedziałem, że coś się stało. Moja siostra nigdy nie przyznała się do tego, że mnie potrzebuje ani że coś się stało. Zawsze udawała szczęśliwą. Teraz, nie mam pojęcia jak mogłem być tak zapatrzony w swoją dziewczynę i jak mogłem niezauważyć jak bardzo cierpi moja własna siostra. Kiedy wyszedłem z samochodu zobaczyłem dziewczynę leżącą na ławce. Kiedy ją szturchnąłem nawet nie drgnęła, więc odwróciłem ją twarzą w swoją stronę. Po chwili zauważyłem, że ta nieprzytomna dziewczyna była moją siostrą. Cholera. Świetny ze mnie brat, nie ma co. Nie rozpoznaje własnej siostry. Lepiej być nie może. Zacząłem delikatnie potrząsać jej ramionami.
- Allie, skarbie, słyszysz mnie?- kiedy nie zaczęła otwierać oczu, zacząłem panikować. - Cholera siostra, wstawaj!- wydarłem się, dalej nią potrząsając. Po chwili podszedł do mnie Damien, który był cały zmachany.
- Dobra stary, widze, że znalazłeś Allie. Szukam ją od godziny.
- Lepiej się zamknij i pomóż mi ją do cholery obudzić.- po chwili powoli pochylił się nad moją siostrą i delikatnie chwycił w palce jej nadgarstek. No jasne, kretynie. Bo wpaść na to, że trzeba sprawdzić puls to już nie wpadłem. - Znowu zemdlała.
- Znowu? - zmarszczyłem brwi.
- Tak. Nie wiedziałeś? Oliver ci nic nie powiedział?
- Nie. A tak wogóle to gdzie ten kretyn?
- Nie wiem. Mogę ci coś doradzić, Andy?
- Jasne. Ale co.
- Zabierz ją stąd i nigdy więcej nie przyprowadzaj. To nie jest miejsce dla takich jak ona. Ona jest na to jeszcze zbyt słaba. Jeśli ją kochasz, zrobisz to. I trzymaj ją z daleka od Olivera. On nie jest do końca tym, za kogo się podaje.- po tych słowach wyciągnął telefon z kieszeni i zadzwonił po karetkę. Gdy podał już wszystkie dane, chwyciłem go za ramię.
- Co masz na myśli?
- Uważaj na nią.- powiedział i zaczął wpisywać coś, w leżącym na ławce telefonie mojej siostry. - Przekaż Allie, że zawsze dla niej jestem. Bez względu na porę dnia i nocy. - po tych słowach odszedł i zostawił mnie z rozszalałą burzą myśli kłębiących się w mojej głowie. Nie rozumiałem tak wielu rzeczy. Odkąd poznałem Damiena, zawsze wydawało mi się, że dobrze dogaduje się z Oliverem. Z drugiej strony jednak, widzę jak bardzo zależy mu na Allison i jak bardzo próbuje ją chronić. Spoglądam na twarz swojej siostry i widzę na niej zaschnięte ślady po łzach. A co jeśli to rzeczywiście przez Olivera? I co jeśli to całe pseudo leczenie rzeczywiście jest do czegoś przykrywką? W każdym razie wiem jedno. Nie pozwolę, by mój przyjaciel jeszcze kiedykolwiek zbliżył się do Allison. Nie dopóki będę miał pewność, że jej nie skrzywdzi, a teraz nie mam jej wogóle. Po dwudziestu minutach przyjechało pogotowie. Allison się nie wybudziła. Nie zrobiła tego także przez następne dwa dni. Przez ten czas zdążyłem zabrać jej rzeczy z ośrodka i od Olivera, który się do mnie nie odzywał. Na szczęście od dawna miałem klucze od jego domu. Codziennie lekarze próbowali dojść dojść do przyczyny jej śpiączki, ale im się nie udało. Codziennie siedziałem przy Allie modląc się, by choć na chwilę otworzyła oczy. Gdy wreszcie tak się stało, była cicha i kompletnie mnie ignorowała. Tak jakby wszyscy mogli ją zranić. Siedziała cały czas na łóżku i rysowała, jednak nigdy nie udało mi się nawet podejrzeć tego, co tworzyła. Nawet kiedy była już w domu praktycznie nie wychodziła z pokoju. Była całkowicie zamknięta. Czasami nawet wątpiłem, czy ona wogóle mnie zauważa. Tak było przez kolejne trzy miesiące. Nawet kiedy Hannah ją obrażała, ona nigdy się nie broniła. Tak jakby to wszystko było dla niej bez znaczenia. Po trzech miesiącach zrobiła jednak coś, co mnie kompletnie zaskoczyło. Kiedy jedliśmy śniadanie Allison po chwili namysłu sięgnęła po notatnik i napisała mi:
Andy sądzisz, że mogłabym iść do szkoły?- tak bardzo zaskoczyła mnie, że widelec wypadł mi z ręki.
- A chciałabyś Allie?
Tak. Bardzo. Ale jest jedna sprawa.
- Jaka?
Ta szkoła jest w innym stanie, ale sądzę, że nie jest to wielka sprawa, prawda? Jest tam internat, więc nie będę miała problemów z tym, gdzie zamieszkam.
- Jesteś na to gotowa?- zapytałem z powątpieniem.
Najwyższa pora.- odpisała z uśmiechem. To ten uśmiech upewnił mnie, że muszę się zgodzić.
- Oczywiście siostrzyczko, ale pod jednym warunkiem.
Jakim?
- Codziennie będziesz ze mną pisać, a jak poprawi ci się z gardłem to będziesz też do mnie dzwonić.- uśmiechnąłem się w jej stronę, kiedy przytaknęła. Mam nadzieję, że sobie poradzi.
***********************

Friendship in the darkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz