Zakuli mnie w kajdany i po miesiącu wyciągnęli w rażące światło dzienne. Rzucili mnie na kolana przed człowiekiem, którego szczerze nienawidziłam. Tępo wpatrywałam się w jego buty, zanurzone w błotnistej ziemi i prosiłam w duchu o szybką śmierć. Moje ciało i umysł były odrętwiałe, gdzieś w oddali słyszałam jak Jamie i Cam wołają moje imię, ale słyszałam to tak jakbym była pod wodą. Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza. Już nigdy ich nie zobaczę. Już nigdy nie powiem Jamiemu, że go kocham.
- Słaba jak zawsze. - Jego chłodna dłoń znalazła się na moim podbródku i zmusiła bym spojrzała na jego twarz. Jego oczy były lodowato zimne i obojętne. Patrzył na mnie jak na człowieka. - Dziecko ty wciąż żyjesz. To moja wina. Powinienem był cię dobić za pierwszym razem. - Pokręcił z pobłażaniem głową. - Nie popełnię tego błędu po raz drugi.
Pamiętam tylko, że kiedy podnoszono mnie z ziemi słońce chyliło się ku zachodowi, jakiś zabłąkany listek, który nie spadł przed zimą zetknął się z ziemią, a z nieba spadały pojedyncze płatki śniegu. Nawet Ziemia się ze mną żegnała.
Jamie POV
Krzyczałem, miotałem się, ale nie pozwolili mi się z nią pożegnać. Tak po prostu ją zabrali. Patrzyłem jak ciągną ją w stronę lasu, wydawała się być poza swoim ciałem. Nie słyszała tego co wołałem. Kiedy zniknęli za linią lasu upadłem na błotnistą ziemię i schowałem twarz w dłonie. Nie potrafiłem pogodzić się z tym, że po raz kolejny mi ją odebrano.
- Tak będzie lepiej Jamie. - Na moim ramieniu pojawiła się dłoń Niny, a krew we mnie zawrzała. - Jedna Zmiennokształtna jest nic nie warta w zamian za pokój.
Wstałem z ziemi i ignorując jej surowy ton przywołujący mnie z powrotem wróciłem do Bazy. Pobiegłem do jej pokoju, chciałem mieć chociaż jedną rzecz, która należała do niej. Nie znalazłem nic. W czasie kiedy ją zabierali ktoś dokładnie posprzątał. Uderzyłem pięścią w ścianę, pozostawiając w niej wgniecenie i wróciłem do swojego pokoju.
Cam siedział na łóżku i wgapiał się w przeciwległą ścianę. Opadłem obok niego z głośnym westchnieniem i oparłem głowę o ścianę. Siedzieliśmy tak przez dłuższy czas, każdy z nas zatopiony we własnych myślach.
- Trzeba ją zabić - powiedział Cam gwałtownie przerywając ciszę.
- Co?
- Trzeba zabić Gubernatora. Kiedy jej nie będzie będziemy mogli znaleźć Dylan i zakończyć to wszystko.
Patrzyłem na niego w osłupieniu. Cam zawsze był spokojny, zabił tylko dwie osoby i to w nagłym odruchu. W tamtej chwili zaplanował morderstwo najważniejszego człowieka naszej rasy. Wiedziałem, że każde z naszej trójki się zmieniło, ale w tamtej chwili zobaczyłem w Camie coś mrocznego. Coś co nie pozwalało mi się uspokoić, jednak w tamtej chwili Dylan była najważniejsza.
- Kiedy chcesz to zrobić?
- Dzisiaj.
Dylan POV
- Jeszcze raz! - Jego krzyk rozniósł się echem po kamiennej piwnicy, a moje plecy po raz kolejny przeszył ostry ból.
- Ojcze, błagam - wyłkałam, siląc się na spokojny ton. Czułam każdą kroplę krwi spływającą po kręgosłupie i kapiącą po nogach na ziemię, koszulkę klejącą się do ran. Czułam każdy kawałek skóry i mięsa wyrwany przez bat z mojego ciała. - Błagam zakończ to.
Uniósł dłoń, a mój oprawca usunął się po ścianę. Podszedł do mnie i nie wzruszony popatrzył mi w oczy. Nie widziałam litości, współczucia. Nie widziałam nawet zadowolenia, a to oznaczało, że moje błagania na nic się zdadzą. Ostatkami sił uniosłam głowę, tak by moje oczy były na tym samym poziomie co jego.
- Moje drogie dziecko - przyłożył dłoń do mojego policzka i pogłaskał go kciukiem - to jeszcze nie koniec. Przez ciebie straciłem syna, brata, żonę... Straciłem to co w życiu wilka najważniejsze; straciłem watahę. Moje stado. Kimże jest Alfa bez swoich Bet?
- To nie ja doprowadziłam do tego, że straciłeś stado. Ty nigdy go nie miałeś.
- Jeszcze raz! - Kiedy z moich ust wydobył się krzyk na jego twarz wypłynął uśmiech. - Jesteś pewna, że chcesz ze mną dyskutować dziecko? - Pokręciłam przecząco głową, a w jego oczach pojawiła się satysfakcja. - Widzisz? Jeśli będziesz grzeczna na dzisiaj skończymy. Tylko mi odpowiedz. Kim jest Alfa bez swoich Bet?
- Omegą - wychrypiałam i poczułam jak z kącika moich ust wypływa krew.
- Ściągnij ją z tego i zaprowadź do celi. Dopilnuj, żeby coś zjadła. - Wychodząc posłał mi lekceważące spojrzenie i trzasnął ciężkimi, drewnianymi drzwiami.
To trwało już kilka tygodni. Codziennie rano wyprowadzano mnie z celi i prowadzono do tego okrągłego pomieszczenia. Codziennie czekały na mnie inne tortury, a każda kolejna była gorsza od poprzedniej. Dzisiaj było wyjątkowo źle. Stare rany nie zagoiły się do końca, a bat wyrył nowe. Było mi słabo, kręciło mi się w głowie, przed moimi oczami pojawiły się mroczki.
Mężczyzna, który mnie biczował rozwiązał łańcuchy, które znajdowały się na moich nadgarstkach, a ja upadłam na ziemię, boleśnie uderzając kolanami o kamienną podłogę. Zostałam brutalnie szarpnięta do góry i zawleczona do celi przesiąkniętej zapachem potu, krwi i stęchlizny. Rzucił mnie na ziemię w taki sposób, że upadłam na plecy. Krzyknęłam, a po mojej twarzy spłynęły łzy. Z trudem odwróciłam się tak by leżeć na brzuchu i przytuliłam policzek do zimnej, brudnej podłogi.
Jedyne o co prosiłam to śmierć.
CZYTASZ
Zmiennokształtni
FantasyLudzie zrujnowali Ziemię, więc Zmiennokształtni musieli interweniować. Wszystko się zmieniło, teraz to ludzie służą innej rasie. Teraz to ludzie muszą się podporządkować. Pod zasłoną tolerancji kryje się nienawiść i chęć zemsty. Czy dwójka nastolatk...