01.

7.1K 373 310
                                    

Tutaj był. Wyrwał się ze swojego rodzinnego, cichego domu w Londynie, przenosząc się do kampusu na drugim końcu miasta. Nie było to wcale tak daleko, by Harry nie mógł odwiedzać swojej rodziny w weekendy, ale wystarczająco, by jego mama nie przyjeżdżała codziennie gotować mu obiad. Był zadowolony z dzisiejszego dnia, mimo że w nocy miał koszmary (znowu), Niall obudził go zbyt wcześnie (znowu), a ich auto w drodze na kampus popsuło się (znowu). Szybko jednak zadzwonili po jakąś pomoc i oto byli tutaj. Stojąc w stercie pudeł podpisanych wielkimi literami 'BIELIZNA' oraz 'PORNO' przed swoją przyszłością, bo właśnie tutaj mieli spędzić swoje następne cztery lata życia.
Niall obok zaczął nucić beztrosko jakąś piosenkę, którą usłyszał w radiu niedawno, a Harry pokręcił głową. Zawsze taki sam, pomyślał.

- Długo będziesz jeszcze obliczał, ile czasu zajmie ci upranie skarpetek w wannie czy wejdziemy do środka? - rzucił, a Harry parsknął śmiechem, zgarniając dwa wielkie pudła na swoje ręce i przytrzymując je brodą. Jego kumpel zrobił to samo, a ojczym Robin wyjął z bagażnika resztę.

- Wygląda na to, że obrócimy przynajmniej trzy razy. - stwierdził posępnie idąc za chłopakami w stronę wejścia do akademika. Niall podszedł do okienka, w którym siedział starszy mężczyzna czytający gazetę i postukał w szkło kilka razy. Kiedy facet zwrócił na niego uwagę, uśmiechnął się i zapytał o numer ich pokoju, a następnie dostał do niego kluczyk.

- Stary, wygląda na to, że trzeba będzie dorobić ci jeden. - podniósł do góry rękę w kluczykiem przewieszonym przez jego serdeczny palec i zamachał nią w powietrzu.

- Dlaczego akurat mnie, Niall? - parsknął i naprawdę, nawet to, że prawdopodobnie będzie musiał zapłacić ze swoich ciężko zarobionych pieniędzy za dorobienie kluczyka do pokoju nie mogło zepsuć mu tego dnia. Czekał na to bardzo długo.

- Ponieważ - uderzył go żartobliwie w klatkę piersiową i Harry znalazł najwyższy poziom szczęścia w swoim życiu. Naprawdę, niczego mu nie brakowało. Miał rodziców niedaleko, najlepszego przyjaciela, z którym będzie dzielił pokój przez następne cztery lata i opłacalną pracę w miejscu, którego nigdy nie lubił. - to ja pierwszy dotknąłem tego klucza, co sprawiło, że w momencie, kiedy to zrobiłem on stał się moją rzeczą i właśnie wpinam go do reszty moich kluczy.

Jak powiedział tak zrobił. Wyjął z tylnej kieszeni spodni pęk kluczy i wpiął ich wspólny, a Harry znów pokręcił głową. Pomyślał, że może jutro po pracy wpadnie na stoisko, gdzie dorabiali klucze. Albo po prostu kiedyś, kiedy znajdzie chwilkę czasu.

Wspięli się na drugie piętro (Harry w myślach dziękował Bogu, że nie postanowił przydzielić im pokoju na ostatnim) i Niall przekręcił klucz w drzwiach, a Harry popchnął je nogą. Cała ich trójka wtoczyła się do ich przyszłości i Niall prawie rzucił swoje pudła na nogi Robina, kiedy zobaczył jedno łóżko przy oknie.

- Zaklepuję! - krzyknął, ostrożnie odkładając karton na biurko przy oknie i rzucił się na materac, który pod jego ciałem zaskrzypiał cicho. Wtulił twarz w poduszkę i Harry nie potrafił powstrzymać się od pomyślenia, ile musi znajdować się na niej bakterii. Być może nawet nikt nigdy nie uprał pościeli i być może ktoś kiedyś uprawiał seks z przypadkową osobą chorującą na HIV tutaj.

Wzdrygnął się i poprosił Robina, żeby po wniesieniu pudeł podwiózł go do pralni. Zamierzał zedrzeć z tych pościeli wszystkie pięćdziesięcioletnie brudy.

*

Jego praca była rozpraszająca. Zawsze wokoło niego znajdowało się dużo ludzi, mówiących lub uśmiechających się do niego. Ciągle był w biegu. Musiał przyjmować zamówienia, podawać zamówienia, rozliczać zamówienia, pamiętać, które zamówienie musi pójść do którego stolika, segregować zamówienia, starać się, by zamówienie klient otrzymał w jak najkrótszym czasie i oczywiście wymieniał te zamówienia, które trafiły do złego stolika. Tak więc miał dużo pracy i cudem było, że gdzieś pomiędzy tym znalazł czas na przekąski. Ale tak, właśnie siedział spokojnie na zapleczu i rozkoszował się swoimi piętnastoma minutami spokoju, podczas gdy Amy i Rachel uwijały się w pocie czoła. Dziś w Starbucksie było wyjątkowo dużo klientów i Harry przypuszczał, że jest to spowodowane meczem, jaki rozgrywał się pomiędzy angielską a niemiecką drużyną piłkarską. Tak więc był niewątpliwie zmęczony, a jego ręce wprost odmawiały posłuszeństwa. Po tym, jak sześć razy wszedł po schodach na swoje piętro w akademiku i zszedł, jego nogi odpadały. W dodatku wiedział, że na uczelnię wracać będzie musiał pieszo, ponieważ żaden autobus nie kursował w tak późnych godzinach, a na taksówkę po prostu nie było go stać. I cóż więcej mówić, Harry zjadł swoje śniadanie i ruszył powtórnie do pracy, uśmiechając się do swoich klientów i próbując ustać na nogach do końca swojej zmiany.

*

Zamknął za sobą drzwi i pożegnał się z Rachel, która pomachała mu na odchodne. Oboje ruszyli w przeciwną stronę i Harry poczuł się nagle samotny. Po wielu godzinach spędzonych w szaleńczym tłumie i zgiełku cisza była dla niego upiorna. Nienawidził wracać do domu w nocy, szczególnie sam. Zawsze zdawało mu się, że na każdym rogu czeka na niego coś. Nie, Harry się nie bał. Po prostu czuł się nieswojo, kiedy wokół niego nie było żywej duszy i nagle coś poruszało się obok. Więc zwykle biegł do domu, ale zrozumiałym jest, że dzisiaj po prostu nie mógł, będąc tak bardzo zmęczonym. Powłóczył więc swoimi długimi nogami i włączył latarkę w telefonie, oświetlając sobie drogę. To nie tak, że w Londynie nie było żadnych ulicznych latarń, bo przecież były.

Dotarł na skrzyżowanie i westchnął z ulgą, myśląc o tym, że za chwilę będzie mógł położyć się w swoim łóżku. Okay, może nie naprawdę w swoim, ale przecież to łóżko będzie należało do niego już do końca jego pobytu na studiach, tak więc teoretycznie pokój w akademiku był teraz jego domem (wybacz mamo, pomyślał i uśmiechnął się słabo), biurko było jego biurkiem, a łóżko było jego łóżkiem. Wszystko w akademiku było jego (i Nialla, ale Niall nie za bardzo się liczył).

Przeszedł przez jezdnię w miejscu, w którym nie było pasów ani świateł i skręcił w prawo. Słyszał za sobą stukotanie butów o nawierzchnię i musiał zacząć szybciej oddychać, by nie odwrócić się w tamtą stronę. Po chodzie rozpoznał, że to kobieta i nieco mu ulżyło.

Momentem, który Harry'ego najbardziej przeraził był ten, kiedy kobieta znalazła się tuż obok niego i szli ramię w ramię, nie odzywając się. Harry z trudem przełykał ślinę, a w jego umyśle pojawiały się tylko najstraszniejsze scenariusze. Harry, kurwa, pomyślał. Od kiedy jesteś takim strachliwym dupkiem?

Chwyciła go za rękę i dosłownie podskoczył, wyrywając ją z jej uścisku. Spojrzał na nią wielkimi z przerażenia, zielonymi oczami i przyśpieszył kroku. W głowie powtarzał sobie ciąg słów wariatkawariatkawariatka.

Uspokoił się dopiero, kiedy dotarł pod drzwi swojego pokoju. Oparł o nie plecy i ześlizgnął się na podłogę, odgarniając kręcone włosy z oczu. Skupił się na tym, jak szalenie bije jego serce i zaczął liczyć. Kiedy doszedł od stu dziewięćdziesięciu sześciu, drzwi otworzyły się, a on upadł na plecy.

- Stary, powiedz tylko, że się nie naćpałeś. - poprosił Niall i Harry uśmiechnął się

# #

Więc lecimy z drugą częścią "Oops!". Mam nadzieję, że czytelnicy pierwszej części bezpiecznie tutaj dotarli. To co, na dobry początek mogę prosić każdego o jakiś komentarz na temat książki, jego myśli o dalszym przebiegu zdarzeń? Obowiązkowo gwiazdkujemy!

Hi! (Larry Stylinson)Where stories live. Discover now