Rozdział 29

46 6 0
                                    


Rozdział 29

Iris

Następnego dnia była ulewa wraz z burzą. Siedziałam w mało znanej altance, parę metrów od „kopuły". Uwielbiałam jeździć w taką pogodę impalą, kiedy z głośnika wydobywały się stare, rockowe kawałki, Dean siedział za kierownicą i je śpiewał, a Sam zajmował miejsce obok i udawał, że go to irytuje choć lubił jak nasz brat śpiewał. Harry nic nie rozumiał. Nie wiedział ile szczęścia dawał mi kiedyś deszcz, kawałek szarlotki czy utwór Metallici. Podróże po kraju, nocowanie w motelach i polowanie na potwory to było coś co dobrze znałam i teraz muszę stwierdzić, że kochałam. Przez całą noc zastanawiałam się czy nie odejść. Mogłam wrócić do moich braci i dalej polować. Mogliśmy dokończyć sprawę demonów razem a potem robić co robiliśmy do tej pory. Jednak było jakieś „ale". Po pierwsze łatwiej mi by było w tej sprawie pozostać tu i przekazywać im informacje tak jak obiecałam. Po drugie były tu osoby na których mi zależało. Noah, Logan, Quinn. Cała piątka ze świty Styles'a łącznie z Zayn'em. No i oczywiście Harry. Nie znałam go za dobrze, przeżyliśmy bardzo dużo, w tym to nie były w większości wesołe wspomnienia. Ale mogłam przyznać, że go kochałam. On nie potrafił mnie zrozumieć, ale ja go tak. Może powodem jego zachowania była zazdrość. No bo w końcu jego rodzina nie należała do najwspanialszych. Ojciec bokser i gwałciciel, siostra wykorzystywana seksualnie i zamknięta w sobie, nie żywa matka. Nie mogłam mieć mu tego za złe.

- Cześć, Iris- rozległ się głos za moimi plecami. Przerażona odwróciłam się i zobaczyłam osobę, której nie powinno tu być.

Malcolm

- C-co ty tutaj robisz? Przecież nie żyjesz- wydusiłam z siebie. Uśmiechnął się do mnie lekko.

- Mnie też cię miło widzieć, Iris. – zamknęłam na chwilę oczy po czym znowu je otworzyłam. Cały czas stał gdzie wcześniej.

- Jak to możliwe?- Malcolm przecież zginął parę tygodni temu. Jedyne miejsca w których go widziałam to moje sny i wspomnienia. Nigdy nie udało mi się go ujrzeć na jawię.

Aż do dzisiaj.

- Sam tego nie wiem, ale jestem tutaj. Czy to źle?- pokręciłam szybko głową.

- Oczywiście, że to wspaniałe, że tutaj jesteś. Strasznie za tobą tęskniłam- powiedziałam szczerze. Mimo, że ostatnio miałam strasznie dużo spraw na głowie nadal miałam w sercu Malcolm'a. Oddał życie, bo chciał żeby nasza trójka była wolna. To był cudowny gest, że ryzykował i niestety stracił wszystko.

- Cieszę się. Myślałem, że zastąpiłaś mnie Quinn'em- i pojawiło się poczucie winy. Quinn nigdy nie zastąpił i nie zastąpi mi Malcolm'a. Owszem, lubiłam tego dzieciaka, ale nie zżyłam się tak jak z moim przyjacielem. Obawiałam się jednak, że Malcolm jednak myśli, że tak się stało.

- Nigdy bym tego nie zrobiła- przysiadł blisko mnie na ławce. Wyciągnęłam rękę w jego stronę. Smutny pokręcił głową.

- Spaliłaś moje ciało. Jestem duchem. – opuściłam dłoń.

- Powinieneś być w niebie.

- Byłem demonem, a demony nie mają wstępu do niebios- i tu miał rację. Ale czy Bóg nie mógł zrobić wyjątku? Przecież Malcolm nie cierpiał tego kim był, nie zabił nikogo tamtej pamiętnej nocy i ogólnie nie był zły. Jeśli ktoś na tym świecie był naprawdę dobry i zasługiwał na niebo to właśnie ten chłopiec.

- Oh- jęknęłam. – W takim razie czemu wcześniej się nie pokazałeś? – przygryzł wargę.

- Bo dopiero wczoraj mnie wypuścili- zdziwiłam się.

Demon ChildrenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz