Rozdział XI

2.8K 329 7
                                    


  - Mój dziadek mi je przepisał. Mówiłem ci o tym. - Palce Harry'ego teraz od niechcenia bawiły się sznurkiem od kaptura Louisa. Szatyn mógł poczuć małe szarpnięcia i starał się ignorować ich echa w jego piersi. To było tak, jakby Harry szarpał za jego serce.

- Miałem na myśli - powiedział Louis - dlaczego nie jesteś spadkobiercą TwistCorp? Mógłbyś żyć w apartamencie z jacuzzi na balkonie, fantazyjnym ekspresem do kawy w swojej kuchni i uroczym osobistym masażystą.

- Dom na ranczo też jest ładny - powiedział Harry. - Lubię to miejsce. Nie zależy mi na bogactwie, to też ci mówiłem. Byłem poważny.

Louis zanucił w zamyśleniu.

Łatwo mieć taką postawę, kiedy twoja rodzina jest bogata, pomyślał.

Ale rozumiał też, że Harry chciał być panem samego siebie.

- Więc co z tytułem magistra? - zapytał. Pozwolił, by jego wzrok opadł na trawę, która łaskotała go, i wziął w dłoń niewielką łodygę, gdy poczuł dziwne uczucie wrażliwości, przechodzące przez niego. Princeton.

- Ach - powiedział Harry, w końcu padając na plecy, jego głowa prawie-ale-nie-całkiem położona została na ramieniu Louisa. - Zauważyłeś.

- Tak. I jestem wścibski i ciekawy, więc... - Louis uniósł brwi znacząco, patrząc na Harry'ego.

Harry westchnął i wyciągnął rękę nad głową, próżniaczo kręcąc nadgarstkiem.

- Dobrze - powiedział. – Ale nie ma dużo do opowiadania. Przeprowadzaliśmy się często, kiedy byłem dzieckiem i moja mama budowała jej firmę, ale każde lato spędzałem tu z dziadkami. Roy - mój dziadek - był tatą mojego taty. Moja babcia miała na imię Rose. Mój tata umarł młodo, więc myślę, - oddychał głęboko, tłumiąc lekki dreszcz emocji w głosie - myślę, że Rose i Roy byli rodzajem dodatkowej inwestycji we mnie, jak, jako osoby. I bardzo mi się to podobała, kochałem lata. Zawsze czułem się bardziej prawdziwie tutaj. - Odwrócił się do Louisa, jego oczy zamigotały przy jego piersi, zanim wylądowały na jego twarzy. - Nie, że miasto nie jest prawdziwym życiem. Mam na myśli... ja czułem się bardziej prawdziwie tutaj. Bardziej jak ja. I miałem Nialla i Mags.

- Rose ... – powiedział Louis. - Niall wspomniał jej imię, ale ja nie... jak w Lonely Rose?

Harry uśmiechnął się łagodnie.

- Tak.

- Ale... Dlaczego samotna? - Louis zmarszczył brwi, próbując to rozgryźć, a Harry tylko się roześmiał na widok zmieszania na jego twarzy.

- Oni zeszli się w 1946 roku - powiedział Harry – podczas potańcówki zorganizowanej dla weteranów II wojny światowej, którzy właśnie wrócili do domu. Mój dziadek zawsze mówił, że był zakochany w Rose całe życie - powiedział, że myślał o niej w czasie wojny, zapragnął napisać do niej. Zasadniczo był kłębkiem nerwów. Ale jakoś wszedł do pomieszczenia tamtego dnia i zobaczył ją stojącą z boku parkietu i poszedł prosto do niej ipowiedział - Harry zaczął bardziej przeciągać wyrazy, naśladując swojego dziadka. - „Jesteś samotna, Rose? To naprawdę fajnie".

Louis roześmiał się, czując radość Harry'ego z opowiadania historii, którą musiał słyszeć tysiąc razy podczas dorastania.

- Ten tekst zadziałał.

Harry pokiwał głową, miał trochę błyszczące oczy, kiedy zamrugał, patrząc na Louisa. - Trzy tygodnie później byli małżeństwem.

Serce Louisa zamarło.

- Kurwa – powiedział niskim głosem. Jego puls nagle zaczął walić w gardle i zaczął brać dziwnie krótkie oddechy, patrząc głęboko w oczy Harry'ego. Musiał odwrócić wzrok. Musiał patrzeć w niebo, musiał czuć się swobodne.

- Oni po prostu wiedzieli, jak sądzę. - Harry ciągnął luźnym i rozgadanym tonem. - Więc tak, dziadek kupił ranczo i nazwał je Lonely Rose. Udało mi się przekonać mamę, by pozwoliła mi tu żyć w przez całą szkołę średnią i to wtedy nauczyłem się jak tym wszystkim operować.

Louis prychnął.

- Więc oczywiście następnym krokiem było Princeton?

- Tak... - Harry wydał z siebie westchnienie. – Mama oczekiwała tego ode mnie, a ja czułem się, jakbym był jej to winien. Chciała, żebym wyspecjalizował się w biznesie, więc oczywiście, zamiast tego poszedłem studiować anglistykę. Zatrzymałem się na magistrze, ponieważ lubię literaturę. I ponieważ był chłopak.

- Och – powiedział Louisa, szturchając Harry'ego żartobliwie w żebra. – Był chłopak, co?

- Tak - powiedział Harry, jego policzki zaróżowiły się, kiedy spojrzał on w dół.

- I... - Louis podszepnął. Próbował udawać przed sobą, że nie łowił informacji, zdesperowany, by dowiedzieć się, co się stało z Harrym i tym drugim mężczyzną, kimkolwiek był. Czy Harry był z nim powiązany? Czy się kochali?

- I... - Harry powtórzył za Louisem. Przewrócił się na brzuch, oparł twarz na przedramionach, uśmiechając się do Louisa, jakby dokładnie wiedział, co się dzieje. - Dziadek Roy umarł. Przepisał mi ranczo, które byłoby mojego taty, i musiałem dokonać wyboru. Wybrałem ranczo.

- A ten drugi facet...

- Wybrał Nowy Jork.

Louis skinął głową w zamyśleniu.

- To jest do bani, przykro mi.

Harry tylko wzruszył ramionami, przejeżdżając ręką przez trawę przed nim i zbierając trochę na paznokieć, kiedy zrobił minę.

- To dobrze - powiedział. – On i tak nie był dla mnie odpowiedni, wiesz?

- Mhmm - powiedział Louis, wypuszczając z siebie rezygnujący śmiech. - Ja zdecydowanie dostałem swój udział nieodpowiednich facetów.

Jego dłonie bezmyślnie bawiły się teraz elastyczną lamówką jego bluzy. Nagle poczuł wszechogarniające gorąco, zdając sobie sprawę, że on po prostu oficjalnie ujawnił się przed Harrym. Rzucił okiem w jego stronę i zobaczył, że uśmiechał się on do siebie, patrząc w dół, na trawę.

- Więc... - powiedział Harry, pięknie przygryzając swoją dolną wargę. Louis wstrzymał oddech, gdy zobaczył, jak krew napływa w ramy miękkiej różowej skóry. - Oboje jesteśmy gejami ... – rozdzielił trawę rękami, prawie, jakby chciał coś z niej pleść.

- Tak – powiedział Louis. – Po prostu dwóch gejów, leżących na polu.

Harry zaśmiał się, jego zielone oczy wyszły na spotkanie tym należącym do Louisa, po czym ponownie zwróciły się gdzieś indziej z flirtem.

- Bez nikogo innego tutaj, z wyjątkiem publiczności w postaci zazdrosnych krów.

Serce Louisa waliło w piersi, czuł nerwowe, podekscytowane brzęczenie pod swoją skórą. Mógł przechylić się już teraz i dotknąć Harry'ego, gdyby chciał. Harry prawdopodobnie by mu pozwolił, zdecydowanie by mu pozwolił... Jego oddech zmienił się w krótkie, małe łyki powietrza i nie wiedział co robić. Coś go powstrzymywało.

- Nie chciałbym ich prowokować - powiedział. To wyszło zabawnie, prawie jakby miał czternaście lat ponownie i bał się, że jego głos mógłby się załamać. Sprowokować je... To Harry mnie prowokuje. Jego oczy, jego pieprzone ciało... Louis wydał z siebie bezradny, mimowolny dźwięk. – Krów - wyjaśnił szybko, głównie dla własnej korzyści. - Nie chciałbym zrobić czegokolwiek, by sprowokować krowy. Łącznie ważą kilka tysięcy funtów więcej niż ja.

Harry znowu roześmiał się czule.

Świeża fala wstydu zalała Louisa i odwrócił on wzrok.

- Ponadto, um... - westchnął, zły na siebie, ale uznał, że powinien po prostu powiedzieć: - Żałuję niedocenienia cię. Wiesz, kiedy... kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy.

Harry wydał z siebie pojednawczy dźwięk i przysunął się cal bliżej.

- Później wszedłem do domu – wyszeptał - i właśnie miałem powiedzieć Niallowi o niesamowicie niegrzecznym, niezwykle gorącym mężczyźnie, którego spotkałem na drodze. Ale byłeś tam, stojąc w moim salonie.

Oddech Louisa zamarł w gardle, jego klatka piersiowa się zacisnęła.

- Z aktem w mojej teczce.

- Tak... tak – westchnął Harry i przesunął się ponownie. Przesunął dłonią po włosach, pozwalając sobie na sfrustrowane chrząknięcie.

Louis oblizał wargi.

- Więc to jest brak dostępu - powiedział. Jego ciało było napięte z pragnienia, mięśnie drgały, by się przewrócić i wziąć twarz Harry'ego w dłonie. Alebył nieruchomy.

Po prostu mówię głośno to, o czym oboje myślimy, powiedział sobie. To będzie mniej problematyczne na dłuższą metę, nieangażowanie się. Wbił paznokcie w błoto na jego biodrze, czując ziemię, nie dając wstępu dla skręcającej się, kipiącej sensacji w jego jelitach.

Harry nic nie mówił przez chwilę. Mimo że się nie dotykali, Louis wiedział, że jego ciało było napięte. Wreszcie westchnął ponownie, głęboko z piersi.

- Choć wciąż gorący - mruknął i odsunął się.

Louis usiadł, czując się, jakby był na kacu. Jego głowa była rozmyta, kawałki roślin przykleiły się do jego dżinsów i skupił się on na czyszczeniu tego, czując swoją powracającą kapryśność. Żałował tego, że ubrudził ręce. Harry zaczął iść w stronę quada, ale Louis ruszył z powrotem przez trawę, doJolene. Objął jej bok, opierając głowę na plecach i czując, jak unosi się i opada wraz z jej oddechem.

- Będziesz dobrą mamusią - wyszeptał.

Wielka ręka Harry'ego pojawiła się w zasięgu jego wzroku kilka chwil później, pieszcząc szyję krowy.

- To doskonały początek, Louis - powiedział. - Masz wiele możliwości. Możesz wziąć kurs z psychologii kiedyś.

Louis prychnął i ostatni raz poklepał Jolene przyjaźnie. Napięcie zniknęło, chociaż ból utraconej chwili nadal zwlekał, a oni wrócili do żartów. Przypuszczał, że ostatecznie mogli cieszyć się flirtem. Trącił Harry'ego łokciem, kiedy odszedł.

- Jesteś naprawdę okropną osobą, Styles.

Jeśli owinął ramiona wokół Harry'ego jeszcze mocniej, gdy jechali z powrotem do domu, wdychając zapach z kołnierza jego kurtki, to ​​wszystko było w porządku. Nic nie musiało z tego wyniknąć.

Nic nie mogłoby.

*

W środę wieczorem dom został całkowicie opuszczony, gdy Louis powędrował na kolację. Włączył niektóre światła i czekał na kogokolwiek, aby pokazał się przed tym, kiedy poddał się głodowi i zrobił sobie burrito z fasolą w kuchence mikrofalowej.

Zjadł je przed telewizorem w salonie, tuląc piwo i planując, jak rozmowa mogłaby pójść, gdyby Harry wrócił do domu i zastał go, oglądającego powtórki Criminal Minds. Jak Harry mógłby go drażnić o posiadanie czegoś z „starych ludzi z CBŚ", a następnie Louis mógłby wytknąć, że widział Harry'ego oglądającego The Good Wife, w niedzielę. Nieuchronnie dążyliby to tego, by związać się ich wspólną miłością do Diane Lockhart.

Nie stało się to jednak, bo Harry nigdy nie wrócił do domu.

Louis czekał, wmawiając sobie, że to nie było to, co robi. Nawet gdy przyszedł czas na lokalne wiadomości, a następnie nocne talk-show, starał się udawać, że nie nasłuchiwał zgrzytu opon na żwirowym podjeździe, że nie czekał na to, aby usłyszeć satysfakcjonujący trzask drzwi ciężarówki, zatrzaskujących się od zewnątrz.

Poszedł do łóżka trochę po północy z niespokojnym sercem, żałując, że nie wiedział, gdzie Harry poszedł, mimo że to naprawdę nie była jego sprawa.

Przyjaciele... Przyjaciele informują cię, kiedy wyjeżdżasz. Jesteśmy przyjaciółmi, prawda? Ponownie opadł na plecy i spojrzał na sufit w ciemności. Mógł przynajmniej zostawić notatkę...

W czasie kolacji następnego dnia Louis nadal nie widział żywej duszy na ranczo, nawet pani Burden, a nie czuł się jeszcze na tyle wygodnie, by spróbować przejść się do stajni lub na padok, by poszukać kogoś do rozmowy. Jego niepokój przemienił się w pełni rozwiniętą samotność. Czuł się zatroskany i niecierpliwy, a nawet trochę smutny. W nieco śmieszny i przygnębiony sposób jakby zaraz miał się dowiedzieć, że wszyscy wychodzili gdzieś bez niego.

Zrobiło się tak źle, że nawet poszukiwał Bonnie w zagrodzie.

- Muszę być wśród ludzi, panno Bon - szepnął do niej, drapiąc ją za uszami. Pochylił się i przytulił ją, trochę wisząc na szyi. – Naprawdę muszę, przykro mi. Potrzebuję więcej niż tylko ciebie...

Zdecydował, by wziąć wynajęte auto i pojechać nim do Sheridan, parkując przy barze Liama. Może mógłby porozmawiać z nim o pojechaniu na wycieczkę lub dwie.

Nakładał na ramiona swój płaszcz i trzymał klucze w ręku, kiedy praktycznie wpadł na Nialla na ganku.

- Whoa! Hej, Lou! – powiedział kowboj, chwytając Louisa za ramiona i oboje się podtrzymali. – Dokładnie ciebie szukałem!

- Tak?

- Tak, gdzie idziesz? Pomyślałem, że może jesteś teraz trochę samotny, w związku z Harrym i resztą w Cheyenne przez weekend. Maggie chciała, żebym zaprosił cię na kolację w naszym domu...

- Cheyenne? - zapytał Louis. Poczuł, jak samotność zaczyna wypłukiwać z niego, tylko z powodu obecności Nialla i jego zaproszenia.

- Tak, Harry nie mówił? - powiedział Niall zaskoczony. – Duża wystawa ranczerów jest tam co roku. - Wskazał na tyły domu, w stronę klatek dla bydła i oficyn. – Rynna uszkodziła się w czasie burzy chwilę wcześniej. Harry jest zawsze zdeterminowany, by uzyskać najlepsze ceny. - Twarz Niallazachmurzyła na to, jego brwi złączyły się razem. Potrząsnął lekko głową, długo wzdychając, przed kontynuowaniem cicho. - Nie to, że tego teraz nie potrzebujemy, odkąd musimy unowocześniać całą pieprzoną stodołę...

Louis przesunął się niezręcznie, wodził wzrokiem naokoło i pojawiła się zmarszczka pomiędzy jego własnymi brwiami. Niall przez chwilę wydawał się być gdzieś daleko, rozproszony przez jego zmartwienia i Louis zastanawiał się, czy zdał sobie sprawę z tego, kto powiedziałby coś takiego głośno. Mają unowocześniać stodołę? Jak, przebudowywać cały budynek? To nie wydawało się być rodzajem informacji, którą Harry dobrowolnie by się z nim podzielił, a Louis miał nadzieję, że nie miał tak wiele myśli o tym, w jaki sposób ta wiedza mogła wpłynąć na umowę o gruncie. Wtedy poczuł się głupio, myśląc o tym w ten sposób. Nie powinieneś się czuć, jakbym kurwa kogoś zdradzał, jesteś tutaj, żeby wykonać swoją cholerną pracę.

- Uh, - powiedział w końcu, jego dziwna sprzeczność czyniła go zdesperowanym, aby uciec od tematu – więc, miałem zamiar pojechać do Liama, ale jeśli ty...

- Tak! Chodź! – powiedział Niall, a jego oczy rozświetliły się, kiedy jego uwaga zwróciła się z powrotem na Louisa. – Jest kolej gotowania Maggie, więc oznacza to spaghetti. Po prostu jedź za ciężarówką?

Jakieś dwadzieścia minut później, Louis parkował swój wynajęty samochód przed domem Maggie i Nialla. Był zaskoczony, że żyli w samym środku Sheridan, na zadrzewionej ulicy z krawężnikami i chodnikami, i bliskimi sąsiadami. Wyobrażał ich sobie w starym białym domu, niedaleko od Harry'ego. Ale to było miłe.

- Maggie lubi być w pobliżu szkoły – wyjaśnił Niall, jakby czytając w myślach Louisa. Obracał on kluczyki wokół palca, kiedy czekał na Louisa na podjeździe.  


Wild And Unruly (Larry Stylinson) - TłumaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz