010.

70 4 0
                                    

    Nie potrafiła wydusić z siebie ani słowa, nie wiedziała jak zacząć aby nie przestraszyć go, aby też nie sprawić, że nie wziął jej za idiotkę. Przetwarzała to wszystko w głowie, chcąc aby ta rozmowa nie zakończyła się źle, wręcz przeciwnie aby było tak jak dawniej już bez żadnych tajemnic.
     - Justin - szepnęła cicho, przetwarzając po raz dziesiąty to co za chwile miała mu powiedzieć. Nie chciała, tak strasznie panikowała - boję się - szepnęła odwracając głowę w drugą stronę szybko mrugając byle żeby opanować natłok łez cisnących się do jej oczu. Brunet chwycił jej podbródek obracając z powrotem w swoją stronę . Wiedział jak się bała, widział to po tych wszystkich ciarkach na jej ciele i strachu który gościł w jej oczach. 
     - Jestem tu z tobą, pamiętaj, że zawsze będę - szepnął do jej ucha i odsunął się patrząc jak przemyka powieki i szybko nabiera powietrza do płuc. Jej ręce całe się trzęsły.
     - Obiecaj - z jej oczu popłynęły pojedyncze łzy, ale już po chwili starła je rękawem za dużej bluzy, który miała na sobie.
     - Alex - szepnął i pogłaskał jej dłoń a ona zareagowała tak jak za każdym razem - obiecuję - Justin wiedział że to nie przelewki, ani jakieś głupie żarty. Coś co się zdążyło prze te trzy lata kiedy go nie było, musiały być straszne, a ona po raz pierwszy opowiada komuś wszystko ze szczegółami - Co się stało? - chciał jej jakoś ułatwić to wszystko, chciał jakoś pomóc jej zacząć.
     - To było wtedy kiedy wyjechałeś - wyciągnęła prawą rękę do przodu i odsunęła kawałek bluzy, tak że było widać około ośmiu centymetrowy skrawek jej nadgarstka, którego nigdy nikomu nie pokazywała - Nie mogłam znieść myśli że jedyna osoba, która była dla mnie ważna, a ja czułam się ważna dla niej po prostu mnie zostawiła - do jej oczu napłynęło jeszcze więcej łez - to - odsłoniła dalszą część nadgarstka gdzie było jeszcze więcej blizn, dłuższych i minimalnie głębszych, ale to było nic w porównaniu z tym co miała pod drugim rękawem schowane - te są po tym jak uświadomiłam sobie że najwidoczniej nigdy dla nikogo nie byłam ważna, matka mnie olewała, a ty mnie zostawiłeś, mówiłeś że jestem dla ciebie ważna, że będziemy przyjaciółmi mimo wszystko, na zawsze - ostatnie słowa szepnęła strasznie cicho. Miała ochotę to wszystko wykrzyczeć ale nie miała odwagi, nie miała na to siły - Te są za to że nie potrafiłam znieść twoich zdjęć w gazecie i tego że zostawiłeś mnie tylko dla kupy kasy i sławy - podwijała kolejno prawy rękaw bluzy coraz wyżej - A te ostatnie są za to, jak cholernie cię nienawidziłam i przeklinałam za to, że mi to wszystko zrobiłeś - wskazała na rękę po całości pokazując chłopakowi, że każda blizna była ciosem jaki on jej zadał wyjeżdżając. Nic nie powiedział. W jego oczach było przerażenie, złość na samego siebie. W obecnej chwili miał ochotę wstać i przywalić sobie samemu prosto w twarz z pięści, chciał choć trochę zdjąć cały ból z niej, cały ból który jej zadał, chciał zadać sobie ale nie wiedział jak. Teraz był pewien że nie może jej już opuścić, że nie może już nigdy jej zostawić.
     - Alex, to nie tak. Bałem się po prostu, właśnie tego. Bałem się, że mi nie wybaczysz, że od tak mówię ci z dnia na dzień "no to pa, teraz będę sławny". Chłopakom tez nic nie mówiłem o moim wyjeździe, po prostu uznałem, że skoro byliśmy jeszcze tacy młodzi, zapomnimy. Ale uwierz - zawahał się na chwilę - że ja tez nie mogłem zapomnieć - mruknął pod nosem.
     - Wtedy tylko marzyłam abyś cierpiał chociażby w takim najmniejszym stopniu jak ja, ale ciągle czułam tę przyjaźń, która łączyła nas mimo wszystko. To ty znasz wszystkie moje sekrety -'z wyjątkiem jednego' - dodała w myśli - i to z tobą spędziłam całe swoje dzieciństwo. Nie mam ci teraz tego za złe, wiem, że to było głupie - spękała, po prostu spękała - a teraz chyba pora już spać - uśmiechnęła się blado, spoglądając na zegarek na ręce chłopaka. Było parę minut po dwudziestej trzeciej, ale na szczęście nie miała jutro szkoły - Kładź się już - szepnęła i wychodząc spod ciepłego koca i zabierając go ze sobą weszła po schodach, na górę, kierując się do swojego pokoju - Dobranoc! - krzyknęła zamykając za sobą drzwi.
     Brunet siedział ciągle w tym samym miejscu, nie mógł się ruszyć ponieważ wszystkie słowa, które wypowiedziała drobna osóbka, która odgrywała tak ważną rolę jego życiu, po prostu go sparaliżowały. Nie mógł podpuścić do siebie myśli że przez trzy lata w kółko cierpiała tylko z powodu tego, że nie został z nią ani nie zabrał jej ze sobą. Dopiero teraz dotarło do niego, że zachował się jak pieprzony dupek. Nie myślał o tym wcześniej, nie myślał o tym jak bardzo ją może zranić. Nawet nie przeszło mu przez myśl, że może się posunąć do takiego czegoś. Od czasu kiedy dziewczyna pokazała mu swoją prawą dłoń nie mógł zapomnieć tego widoku. Kreska przy kresce od nadgarstka prawie po sam łokieć. Odsunął swoje przedramię i spojrzał na nie. Przejechał powoli palcem po własnej, gładkiej skórze, ale przed oczami ciągle miał ten straszny widok. Miał ochotę się rozpłakać. Nigdy nie chciał skrzywdzić nigdy żadnej dziewczyny, a tym bardziej tej bezbronnej blondynki. Zakreślał palcem lewej ręki niewidzialne linie cięcia takie jak miała Alex. "Przeze mnie jej prawa ręka zostanie już taka na zawsze" - sam do siebie mówił w myślach ale coś mu nie pasowało. Alex zawsze była praworęczna i o ile mu się nie zdawało, nadal była. Przesunął palcem swojej lewej dłoni po prawym przed ramieniu, a potem prawym po lewym. Lewą ręką, którą pisał i wykonywał wszystkie inne czynności wszystko wykonywało się lepiej i z pewnością trzymać żyletkę też by było łatwiej. Bez zastanowienia podążył do pokoju zielonookie, w którym już zgasły wszystkie światła.
     Dziewczyna leżała w łóżku, próbując na siłę zasnąć. Cały czas prześladowały ją myśli, po co w ogóle mu o tym mówiła. Dziękowała sobie w duchu, że nie powiedziała mu o tej drugiej części jego nie obecności, dziękowała sama sobie za to, że nie pokazała mu tej bardziej szpetnej części siebie. W ciemności nie widziała nic, ale jakimś cudem znalazła na oślep Teda i wtuliła się w niego chcąc zanieść się głośnym płaczem. Nie zrobiła tego, ponieważ Justin wtargnął do jej pokoju jak burza, rażąc ją jasnym światłem jej żyrandola. Od razu wstała z łóżka zaciskając w piąstkach rękawy bluzy.
     - Pokaż rękę - powiedział stanowczo, patrząc w jej zielone tęczówki.
     - Justin, widziałeś już - szepnęła, chcąc unikną jakichkolwiek innych kłótni, oraz tego co może się za chwilę wydarzyć. To był temat na który miała się otworzyć opowiedzieć mu wszystko ale za bardzo się bała. Wystraszyła się po prostu.
     - Nie tę, pokaż lewą - warknął po raz kolejny. Alex zrobiła krok w tył. Bała się go. Nigdy nie widziała go takiego... złego?
     - Nie ma czego pokazywać, daj już spokój i idź spać - znowu przybrała maskę dobrej aktorki, chcąc go jak najszybciej spławić. Chciała aby wyszedł z jej pokoju, zapiął się do końca w swoim śpiworze i w końcu poszedł spać.
     - Podwiń ten głupi rękaw - jego głos nie spuścił z tonu. Cały czas tylko ranił jej uszy, a w oczach pojawiały się pierwsze łzy strachu. Nie widziała go nigdy takiego, a tym bardziej nie wiedziała czego się może po nim spodziewać - Podwiń go! - krzyknął jednak nie za głośno. Czuł w żyłach coś strasznego, coś co przejęło nad nim kontrole. Nie mógł znieść tego że go okłamała, oraz tego że było coś jeszcze on strasznie chciał jej pomóc.
     - Justin idź spać, nic nie zobaczysz, bo nic tam nie ma - starała się uspokoić trochę chłopaka mówiąc do niego jak do małego dziecka. Nie podziałało. Jego szczęka ciągle była zaciśnięta, tak samo jak pięści które trzymał w kieszeni.
      - No to pokaż i mi to udowodnij - podszedł o krok bliżej, a dziewczyna odsunęła się o dwa, chcąc znaleźć się jak najdalej od tego wkurzonego Justina - No pokaż - kolejne warknięcie w jej stronę. Czuła się zawstydzona, że tak się domyślił, że nie dał spokoju.
     - A co cie to tak interesuje co? - jej głos również nie brzmiał za miło - Myślisz że co tam jest co?
     - Myślisz, że jestem aż tak głupi? Jak ostatnio sprawdzałem byłaś praworęczna  - blondynka trzęsła się teraz już pod wpływem szorstkości z jaką do niej mówił. Nie potrafiła wydusić z siebie nic.
     - A od kiedy ty bawisz się w pieprzonego detektywa co?! - wrzasnęła odchodząc kolejny krok w tył. Brunet podszedł do niej i bez wahania rozpiął jej ciemną bluzę do końca i szarpnął za lewe jej ramie. Teraz jego uwagę nie przykuło gładkie ramie, tylko trzy wypukłe, białe blizny. Zielonooka była bliska płaczu, na jaj policzkach zagościł czerwony kolor złości, który mieszał się z czerwienią zażenowania ponieważ świeciła przed nim tylko biustonoszem.
- No i proszę, jeszcze brzuch?! - krzyknął na nią, aż się wzdrygnęła i odsunęła o tiptopa aby jej nie dotykał - Powiedz mi w końcu do cholery co się stało - Kiedy tylko spojrzała w jego dwie fabryki czekolady, pełne bólu, złości, wręcz wściekłości bała się go jeszcze bardziej. Wiedziała że nie odpuści tak szybko. Wykorzystał moment zawahania dziewczyny i pociągnął jej bluzę w dół tak że opadła całkowicie na ziemię. Miała teraz na sobie tylko biały, gładki zwykły biustonosz i czarne legginsy. - Cholera - zakrył usta dłonią i odsunął się od niej o trzy kroki w tył nie dowierzając tego co widział.

     Blondynka była piękna i nie rozumiał dlaczego sobie takie coś zrobiła. Zlustrował ja wzrokiem. Strasznie schudła i tego nie da się ukryć. Liczne blizny na wystających kościach biodrowych, na brzuchu trzy wielkie szramy, a na linii na której znajdywał się skrawek umacniający jej biustonosz były kolejne blizny, co oznaczało że piersi musiały wyglądać podobnie. Przejechał wzrokiem do barków na których nie było nic, ale już na prawej ręce gdzie zaczynało ramię były kolejne blizny. Gdy się patrzyło jeszcze niżej, było coraz więcej blizn, coraz większych i głębszych. Niektóre były dużo, dużo wypukłe a niektóre były tak głębokie że zostawały wklęsłe. Alex nic z tym nie robiła, stała taka bezbronna, jak dziewczynka. Miała spuszczoną głowę i ręce luźno wiszące jakby jej ciążyły. Tak też było. Czuła na nich ogromny ciężar. Nawet nie zamierzała się zasłaniać bo wiedziała że i tak chłopak obejrzy ją dokładnie.

     - Spodnie - Justin wybudził się z zaskoczenia i powrócił jego chłodny i szorstki ton. Na to co chłopak powiedział dziewczyna zdziwiła się dwa razy bardziej niż na to żeby pokazała rękę. Nie miała zamiaru świecić majtkami przy przyjacielu, więc założyła rękę na rękę i spojrzała na niego z pogardą. - Nie parz tak - skarcił ją - ściągaj je, chyba że sam mam ci je zsunąć - nie mógł opanować złości, która się w nim rodziła - lecz nie wiedział, czy jest ona skierowana w kierunku Alex, czy raczej jego samego. W takiej sytuacji chyba nie wiedział co to spokojny ton, czy miły i przytulny głos. Alex wystraszyła się i pociągnęła za gumkę swoich legginsów osuwając je do kolan czując jak coraz bardziej ją przepełnia zażenowanie - Co... Co to jest? - jąkał się nie widząc co ma powiedzieć. Całe uda, dookoła zdobiły szlaczki w postaci blizn. Chłopak nawet nie miał pojęcia, że takie coś można zrobić z swoim własnym ciałem. Nie miał pojęcia że jest ktoś kto jest do takiego czegoś zdolny. 

     - Justin ... - zaczęła chcąc się jakoś obronić, jakoś wytłumaczyć się chociażby po to aby nie uważał jej za idiotki ale wiedziała że jest już za późno. Brunet siedział na parapecie ciągnąc się za końce włosów, niemalże je wyrywając.

     - Cholera - mruknął sam do siebie i nabrał głośno powietrza - Alex - spojrzał na nią a ona dostrzegła w jego oczach łzy. Chciała podejść do niego i powiedzieć że nic się nie stało ale to byłoby kłamstwo i to duże - Co się stało? - szepnął prawie się załamując. Nie mógł sobie wybaczyć za to, że odkąd wyjechał tak się porobiło. 

     - Nie byłam przez dwa lata u ciotki Megan w Virginii tylko w klinice w Toronto - brązowe oczy spoglądały na nią cały czas.

     - Po co? - zapytał, powoli domyślając się prawdy

     - Walczyłam z tym, starałam się i chyba się udało - słowo 'chyba' dodała strasznie cicho nie chcąc aby przyjaciel zadawał kolejne pytanie. Alex zdążyła już podciągnąć swoje legginsy z powrotem na swoje miejsce aby znajdowały się na tyłku, nie na wysokości kolan. 

      - Chyba? Czy ty nie widzisz jak cie to niszczy? - po raz kolejny krzyczał na nią, a ona miała ochotę skulić się w kłębek i rozpłakać na nowo. Mimo wszystko miała znowu ochotę to zrobić, znowu pójść do łazienki i wyciągnąć wcześniej schowaną żyletkę. Usiadła na łóżku, a następnie już na nim leżała wpatrując się w sufit. - Czy... - nie potrafił się o to zapytać, bał się że odpowiedź będzie twierdząca - Czy to przeze mnie? - walnął prosto z mostu, bojąc się odpowiedzi.

     - Nie - szepnęła prawie niedosłyszalnie.

Od autorki:

To się porobiło. Liczę, że dacie gwiazdki i będzie komentować to opowiadanie, bo trochę kiepsko to widzę kochani. Rozdział 010. ma ponad 2050 słów, więc uszanujcie moją pracę i proszę was!


forever indestructible | jbOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz