Rozdział 2

282 11 1
                                    

Po raz kolejny tego dnia, skumulowała magie w dłoniach, otaczając je srebrnym światłem.
- Tsukiryuu no Tekken!- wrzasneła, uderzając pięściami w skalną ściane. Z góry posypały się na nią skalne odłamy, niektóre więkze od niej. Poruszając się z wpajaną od małego gracją, rozbijała je na kawałki, nie zwracając zbytniej uwagi na, obserwujące ją z bezpiecznej odległości, dzieci.- Tsukiryuu no Houko!- ryk wydobył się z jej ust, wydrążając w twardym granicie idealnie okrągły tunel. Impet ataku odrzucił ją o dobre pięć metrów, ale obruciła się w powietrzu i wylądowała zgrabnie na nogach.
Oceniła swoje dzieło i z aporobatą skinęła głową. Stworzony jej magią wyłom, przechodził przez góre na wylot. Obruciła się z uśmiechem, zrzucając włosy twarzy. Przydałoby się je skrócić. Do Igrzysk pozostał już tylko tydzień, a ona znacząco podniosła swój poziom. Było to zadziwiająco proste. Upór, jakiego nauczyli ją Natsu i Igneel, napędzał ją do codziennego, morderczego treningu, który opłacił się.
Pogrążona w myślach, nie zwróciła uwagi, że jej wcześniejsi obserwatorzy bięgają wokół niej, śmiejąc się radośnie i chwaląc swoją ,,siostrzyczkę". Na ziemie sprowadził ją dopiero krzyk jednej z dziewczynek. Nie zastanawiając się skoczyła do przodu i z rozpędu uderzyła w górską małpę. Bestia zaryczała w odpowiedzi i zamachnęła się na maginie, ale Nemu zmrużyła oczy i skrzyżowała ramiona.
- Tsukiryuu no Yokigeki!- odrzuciła stwora wysoko w powietrze i sama poszybowała za nim.- Tsukiryuu no Sagai!
Małpiszon runął na ziemie, tworząc w ścieżce impnujących rozmiarów krater. Smocza Zabójczyni wylądowała w kucki, a dzieci obległy ją, przekrzykując się nawzajem.
- Siostrzyczka Nemu jest niesamowita!- wrzasnął jeden chłpczyk, wtulając się w jej bok.
- Będzieci mi kibicować podczas Igrzysk?- zapytała, siadając na ziemi i głaszcząc jednego malca. Maluchy zaczęły gorliwie potakiwać, śmiejąc się i opisując jak wyobrażają sobie jej spektakularne zwycięstwo.
- Siostrzuczko, a co za tatuaż masz na ramieniu?- siedmioletnia dziewczynka pokazała palcem na znak na skórze różowowłosej. Nemu uśmiechnęła się z rozczuleniem i położyła dłoń na znaku, odchylając głowę.
- To symbol mojej gildi, Fairy Tail.- powiedziała cicho, patrząc na pojawiające się na niebie gwiazdy.
- A cio to jeśt gildia?- czteroletni synek wioskowego lekarza, wdrapał się na kolana dziewczyny.
- Gildia to, według książkowej definicji, organizacja skupająca magów i pośrednicząca w przydzielaniu im zadań.- Yaso, jedenastoletni pierworodny sołtysa postanowił popisać się wiedzą.
- Bzdura.- Dragneel roześmiała się wesoło.- Gildia to nie jakaś tam organizacja. Gildie tworzą ludzie, którzy dzielą z tobą smutki i radości. To ludzie, którzy podnoszą cie, kiedy upadasz i walczą o ciebie, kiedy nie masz już sił. To jedna wielka rodzina, wspierająca się w trudnych chwilach. A ten znak to przypieczętowanie naszych więzi. Człowiek, noszący ten znak, nie powinien nigdy poniżać czy krzywdzić swoich towarzyszy. To najgorsze przestępstwo, jakie może popełnić.- powiodła wzrokiem po twarzach dzieci, które wpatrywały się w nią jak zaczarowane, chłonąc wszystkie jej słowa.- Symbol przynależości to, moim zdaniem, najwyższa forma przysięgi. Nosząca go osoba zpbowiązuje się do walki o honor i dobre imię swojej gildi, a także o dobro towarzyszy.- podniosła się i otoczona przyszłością Fiore ruszyła do wioski.

Wpatrywał się w gwiazdy, leżąc na zimnej trawie, ociekając potem. Trenował codziennie do utraty sił, a jego motywacją było wspomnienie starcia z Acnologią. Pięcioro Smoczych Zabójców, a nawet go nie zadrasnęli. Zacisnął zęby i w akcie bezmyślnej frustracji i chęci desrukcji, rozciął pobliskie drzewo na dwie części.
- Co jest?- Lily chyba odzyskiwał siły po sparingu, bo mówił już niemal normalnie.
Gajeel odburknął coś niewyraźnie, wracając myślami do zdarzeń z wyspy Tenrou. Był za słaby. Mimo tylu lat treningu, nadal był słaby. Gdyby coś jej się stało... Potrząsnął głową, siadając i opierając łokcie o kolana, a czoło o wierzch dłoni. Podczas Igrzysk pokaże wszystkim, ile zdziałały trzy miesiące ciągłego traningu. I w końcu będzie mógł zapwnić bezpieczeństwo pewnej niebieskowłosej krewetce.

Nagły atak cisnął Ranjinshu na ziemie, a Laxus pokręcił głową z politowaniem. I oni chcą reprezentować Fairy Tail? Dopuki go nie pokonają nie mają nawet o czym marzyć! Spojrzał na księżyc w pełni i uśmiechnął się lekko do siebie. Jego blask przywodził mu na myśl różowowłosą dziewczyne, która zawsze walczyła do końca. Nemu... Ciekawiło go, co teraz robi. Trenuje, śpi, a może jak on spogląda w niebo i zastanawia się, co przyniesie przyszłość?
Potrząsnął głową, wracając na ziemie i skupił się na jego ,,gwardi przybocznej", która zdążyła już zebrać się z trawy. Evergreen oparła ręcę o kolana, dysząc ciężko, ale nie rezygnowała, tak jak zresztą Freed i Bixlow.
- Koniec na dzisiaj.- rzucił spokojnie i ruszył w kierunku miasteczka, w którym się zatrzymali. Jutro wyruszają na igrzyska.

Weranda drewnianego domku nie chroniła przed zimnem, ale przynajmniej osłaniała ją przed deszczem. Krople rytmicznie uderzały o blaszany daszek, a Mirajane spoglądała w zachmurzone niebo, opierając się o balusrade. Z ich tymczasowej bazy wypadowej słyszała rozbawioną i podchmieloną Cane, oraz zirytowaną Lisanne. Elfman też czasami wtrącał coś o mężczyźnie. Uśmiechnęła się rozczulona, przykładając dłoń do policzka.
Minęły prawie trzy miesiące, odkąd, wraz z rodzeństwem i Caną, ruszyła na trening. Tęskniła za wszystkimi. Spodziewała się, że nikt nie spoczął na laurach, tylko wszyscy pracują nad sobą i swoją magią. Natsu i Gray pewnie walczą ze sobą, Lucy próbuje ich uspokoić, Erza je ciasto, Wendy chlipie w koncie, a Levy próbuje czytać. Nemu pewnie dopiero skończyła się mordować i leży na trawie, albo jakimś dachu i patrzy w niebo. Jeśli tam oczywiście nie pada. Kai i Tsubaki zapewne ćwiczą, pewni, że ich dawna liderka nie odzyska dawnego poziomu. Gajeel i Lily albo trenują, albo odpoczywają, jak i Ranjinshu.
Z rozmyślań wyrwało ją jasne światło padające na jej twarz. Księżyc w pełni przebił się przez chmury i zalał ziemie swoim pięknym blaskiem. Uśmiechnęła się, kierując wzrok na horyzont.
- Do zobaczenia niebawem, przyjaciele.- wyszeptała, jakby do siebie.

Mavis siedziała na gałęzi, obserwując nocne życie na wyspie Tenrou. Co chwila nawiedzały ją smutne wspomnienia. Westchnęła przeciągle, kierując wzrok wprost na księżyc w pełni. Może powinna udać się do gildii i powiadomić Trzeciego o swoich przeczuciach. Przy okazji rozerwie się troche i spędzi czas z Trzecią Generacją Fairy Tail. Tak... To zdecydowanie dobry pomysł.
Podniosła się i kierowana dziwnym niepokojem omiotła czujnym spojrzeniem najbliższą okolice. Żadnego ruchu. ,,Popadam w paranoje" zaśmiała się w myślach i z cichym chichotem, opuściła świętą ziemie Wróżek.

Wojna nie decyduje. (Fairy Tail fanfic)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz