Otworzyłam szeroko oczy.
I uświadomiłam sobie, że wróciłam - moje ciało ponownie połączyło się z umysłem i duszą. Znów trzeźwo myślałam. Wyjazd EXO przestał robić na mnie wrażenie. Niedługo przecież wrócą. Kara i Sara są ze mną, a tego w życiu najbardziej pragnęłam.
Znów byłam sobą.
Z uśmiechem zrzuciłam z siebie pościel, podbiegłam do okna i otworzyłam je na oścież. Poranne słońce i smród seulskich uliczek zalało mnie falą. Wychyliłam łeb przez okno i wrzasnęłam:
- O TO JA, ŚWIECIE!!!
***
Z szerokim bananem na twarzy, z Blondi u boku i Sarą za łokciem - miałam jej nos na celowniku, a to się ustawiła na tym siedzeniu - pyrkałam sobie samochodem pod górkę. Co prawda Cara powinna za pół godziny być w wytwórni, ale kit z tym, nie zauważą, trainee przecież ostatnio też się obijają. Chociaż... Gdy ostatnim razem - coś koło lutego - zaczęliśmy robić sobie wagary z dzieciakami, ukochane kamery w sali baletowej udokumentowały każdy brak treningu. Teraz, zanim się zmyjemy, albo puszczamy stare nagrania, albo jeden z małolatów przekrada się do centrum obsługi ochroniarzy i błyszczy umiejętnościami pstrykania guziczków włącz/wyłącz. Moje dzieci, cuda malutkie.
- Ale nie wyłączyłaś kamer w redakcji? - spytała Kara.
- Nie - zanuciłam radośnie.
- Boże, Lee mnie zabije.
A więc tak. Zanim Su Ho wróci, dom ma być już pomalowany, szerokie schody ozdobione tytułami książek, bo tak sobie ubzdurałam, a biblioteka wyłożona dywanami, z przykręconymi półkami i wniesionymi tam meblami.
- No, panienki - rozejrzałam się po potężnym holu. - Zabieramy się do roboty.
Najpierw pozamiatałyśmy cały drugie piętro. Uprzątnęłyśmy każdy najmniejszy kącik, każdą drobinkę kurzu. Potem kręte schody. Zeszłyśmy na dół i podzieliłyśmy się - ja sprzątałam salon, Kara hall, Sara kuchnię i łazienkę.
Po dwóch godzinach i trzech butelkach coli wyszorowałam łazienkę i kominek, a Sara i Karolina porządziły w MOIM przyszłym ogródku. Wszystko podlały, posadziły nowe krzaczki, kwiaty, a potem we trzy ustawiłyśmy maleńką altankę z ławeczką, porośniętą bluszczem i różami. Z pomocą niezmordowanych panów robotników skleciłyśmy drugą, większą altanę, z trzech stron zasłoniętą ściankami, ustawiłyśmy w niej stolik i krzesła, następnie wzięłyśmy się za szorowanie tarasu. Jeszcze raz musiałyśmy podlać wszystkie rośliny.
Po ośmiu godzinach i dwunastu butelkach coli ruszyłyśmy w głąb odległego ogrodu. Poczułam, jak wracają wspomnienia sprzed pięciu lat, gdy włamywałyśmy się do opuszczonych domów i penetrowałyśmy podwórza. Joon i ja posadziliśmy już w niej drzewka, tak, że za parę lat będzie można ukryć się w ich gąszczu, a na naturalnie rosnącej, starej wierzba, którą przygarnęłam i nazwałam Jaśkiem, powiesił dla mnie huśtawkę z opony. Tu też musiałyśmy nieco - po kolejnych dwóch butelkach czarnej, słodkiej trucizny - wszystko podlać, wyplewić, ustawić, przesadzić, posadzić, aż zapadł zmierzch i umierając, doczłapałyśmy się do domu.
***
3 miesiące później
No jasne. Zawsze, zawsze, zawsze ale to ZAWSZE, gdy przez długi czas wszystko mi się układa, nagle gdzieś w okolicy musi wybuchnąć bomba, epidemia zabija setki ludzi, a na telefonie złowieszczo warczy ,,25 nieodebranych od: AaaMama1".
Tym razem moim nastąpiły dwa wybuchy, dwie epidemie, a może to pięćdziesiąt nieodebranych połączeń, ale spieprzyły się dwie sprawy i dwie osoby ucierpiały.
Po pierwsze, Anastazja. Nikt, nigdy w życiu nie podejrzewałby, że tej słodkiej, piegowatej blondynce, z miłym głosem i dużymi oczami ktokolwiek mógłby coś zrobić. A szkoda. Może wtedy przewidziałby i byłby w stanie zapobiec wypadkom drogowym.
Po drugie Joon. Ja rozumiem, że wiele osób chce zniszczyć EXO od środka, ale dlaczego ON, i dlaczego TAM musiał zostać okradziony i ciężko ranny...?
CZYTASZ
Odcienie
FanfictionWreszcie znalazły swój raj. Mają pracę. Dom. Chłopaków. Siebie nawzajem. Problemy zniknęły. Ale pojawią się kolejne... SM i YG uprzykrzają życie Wiktorii, Karolina chce lecieć do Stanów by podpisać kontrakt, a Sara zabiera się za pisanie i redagowa...