Z samego rana Wisadło obudziło się, słysząc beczenie owcy. Zerwało się na (dwucentymetrowe) nogi. Trzeba tam pobiec i uciszyć tę owcę. Łatwiej powiedzieć, trudniej zrobić... Tym bardziej z taką długością nóg.
- Mam jeszcze to.- Myślało patrząc na skrzydła.
- Do czego to jest no?!? No do czego?!?- Wydzierało się jak wariat bezsęsownie machając nimi. A los chciał aby Wisadło się uniosło. I się uniosło. Z początuku było zszokowane, milczało, potem się uspokoiło powiedziało, że to nawet fajne i podziękowało za odpowiedź (bo przecierz zapytało się po co są skrzydła) i poleciało do owcy. Gdy już było przy jej zagrodzie zerknęło na owcę... I je zamurowało. Nie dość, że owca była conajmniej 80 razy większa od niego, to miała na plecach kwiatek. Zanim owca je zauważyła czmychnęło bez słowa do jaskini, w której powiedziało sobie w duchu, że nie przyjdzie do owcy w najbliższym czasie, i niech tsm sobie chałasuje na zdrowie! Tak się tym przejęło i zmęczyło, że zasnęło.