Prolog.

1.3K 53 1
                                    

Zakładamy maski i przedstawienie się zaczyna. Komuś maska pęka, ktoś z kolei ma kilka. A ja? Ja mam wrażenie, że nadszedł czas, by utopić prawdę w gorzkim milczeniu, bo im więcej mówisz, tym dużej tkwisz w labiryncie słów.

Milczę, żeby prawda nie obróciła się przeciwko mnie, ale duszone w sobie słowa przecinają moje gardło, jak żyletki, a moje usta zostawiają ślady krwi na filiżance utopionych myśli.
Biegnę przed siebie, by uniknąć konfrontacji z wszystkimi kłamcami, ale stoję w miejscu, bo czas się zamroził.
Nie mam już żadnego wyboru i płynąca ze mnie prawda, rozpuszcza moją maskę. Teraz nie mogę ukryć spojrzenia pełnego pretensji,które penetruje duszę.
Zaczynam krzyczeć z całych sił, kiedy oni wszyscy są zaślepieni przez upadłe anioły zazdrości, przygnębienia i samotności. Oni dalej nie zdejmują swojej maski i bal przygnębienia dalej trwa, ale nie u mnie, bo ja tańczę sama ze sobą, nie mając nic do stracenia.

Obsesja [Jelena fanfiction]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz