Mówią, że na tym świecie nie da się przeżyć bez dokonania zbrodni, bez kradzieży, przekrętu morderstwa. Wszyscy to robią i teoretycznie wszyscy powinni siedzieć za kratami, albo zostać straconymi za swoje przewinienia, ale tak niestety nie jest. Władza wyłapuje w większości tych, którzy nie mają wystarczającej ilości pieniędzy, na pokrycie „kosztów". Od zawsze tak było i nic tego nie zmieni, ale trzeba sobie jakoś radzić, nie?
- Dobra, wrzucajcie sukinsyna! - Powiedział kapitan statku, gdyby nie jego zakazana morda można by było pomyśleć, że jest wysoko urodzony i być może bogaty.
Rzucili skazańca na pokład. Wyglądał na nieźle poturbowanego, poobijana twarz, krew spływająca z warg. Widać było po jego nieogolonej brodzie i czarnych przetłuszczonych włosach, związanych w krótki kucyk, że siedział dobre parę tygodni w lochu.- Ej ale od mojej matki to ty się odczep. Była porządną kobietą. - Mężczyzna odezwał się pyskatym tonem i od razu po swoich słowach dostał parę srogich kopniaków w brzuch.
- Zawrzyj gębę. Nikt nie kazał ci się odzywać, na to też przyjdzie czas. Chyba.Osobisty doradca kapitana, pan Hick zerwał zwój przytwierdzony woskową pieczęcią królewską do ramienia obdartusa i rozwinął go. Był tu chyba jedynym, który umiał czytać we wspólnym i to niezbyt biegle.
- R-Roussar Rybouch...Cholera jasna, trudniejszego ludzkiego nazwiska to chyba jeszcze nie widziałem - Roussar Thy' Bourch z Navis, jesteś oskarżony o...Blah, blah, blah. Co za różnica skoro tu jesteś to mieli jakiś powód żeby cię wsadzić do najbardziej niebezpiecznego więzienia jakie kiedykolwiek istniało. - Hick chciał powiedzieć coś jeszcze, ale przerwał mu kapitan.
- Och tak, obdartusie, ruszamy na Illud, mówi ci to coś? Będziesz miał duużo zabawy z tamtejszymi chłopcojebcami. No, teraz możesz coś powiedzieć.
- A jeb się, będę pierwszym, który stamtąd ucieknie. - Cała załoga statku wybuchła naprawdę głośnym śmiechem.
- Tyle osób tam przewoziłem, ale jeszcze nigdy nie usłyszałem tak przedniego żartu - kapitan zbliżył się do Roussara i beknął mu prosto w twarz. Z jego gęby cuchnęło tak, że więzień mało się nie porzygał - zaczynam cię lubić chłoptasiu, być może pożyjesz dłużej niż zdawało mi się na początku. Umiesz się postawić, a to już coś. No! Zabierzcie go do celi, czas ruszać w drogę. A i jeszcze jedno - poklepał czarnowłosego mężczyznę po plecach - od dzisiaj jesteś Rybouch.***
- Rybouch, do nogi! - Zaskrzeczał kapitan statku, popędzając młodzieńca paroma uderzeniami w stół. Roussar, cholernie się ociągając, w końcu przyszedł do kajuty łysego tyrana.
- Co znowu, kapitanie? - Wycedził przez zęby skazaniec, wyobrażając sobie, że jeśli znów będzie musiał myć tego starego brudasa to prędzej zeszcza mu się na ryj, niż to zrobi. Postrach Dziewic - bo tak kazał na siebie mówić, nienawidził braku szacunku, a Roussar nieustannie stawał mu na odcisk. Jak zwykle w takich sytuacjach Rybouch dostawał parę kopniaków, jednak przestało robić to na nim jakiekolwiek wrażenie.
- Po pierwsze, kiedy się w końcu kurwa nauczysz okazywać mi należyty respekt? Po drugie, niedługo dobijemy do portu na Illud, więc przygotuj się na rozpoczęcie wiecznej zabawy w kotka i myszkę. Chyba nie muszę wyjaśniać, kto tu będzie myszką?
- Pańskie wszy na jajach? - Na jego twarzy pojawił się ogromny uśmiech, na myśl, że nie będzie musiał się już więcej użerać z załogą tego nieznośnego statku. Z drugiej strony, wcale nie było tu tak źle, dostawał jakieś jedzenie, mógł sobie pożartować, uodpornił się na ból chyba we wszystkich możliwych miejscach, do tego miał pewność, że nie zostanie zabity, czego kiedyś nie mógłby powiedzieć. Z zamyślenia wyrwał go kolejny kopniak w twarz, prosto w jego nos. - Och, dziękuję, kapitanie! Nastawił mi kapitan nos!