Dodatek nr 11: Liam

505 50 11
                                    

Druga część "zamówienia" od wiolaax, czyli Liam dowiaduję się o chorobie Cass.

Miałam dodać wczoraj, ale skleroza nie boli.

***

Nie wiedzieć czemu dałem się namówić na spotkane z chłopakami. Prawdę mówiąc, w samym spotkaniu nie byłoby nic złego gdyby nie mały fakt, że odbywało się w domu dziewczyn. W domu Cassie. Minęło kilkanaście dni, a wciąż czułem się tak samo. Wciąż cholernie bolało. Wciąż w głowie pojawiały mi się obrazy ich razem. Nawet w nocy, kiedy próbowałem spać. Dlatego wizyta w jej domu nie była czymś, na co czekałem. Jednak Louis zapewniał, że Cass tam nie ma i nie będzie do wieczora. Tylko z tego powodu zgodziłem się wyjść z czterech ścian, w których ostatnio było mi wygodniej, niż kiedykolwiek wcześniej.

Temat mnie i Cass omijany był szerokim łukiem. To było aż sztuczne. Starali się nawet omijać jej imię, czy cokolwiek, co było z nią związane. W pewnym momencie zaczęło mnie to bawić, więc w końcu powiedziałem, że to w porządku, jeśli ktoś coś o niej powie. W końcu była jedną z naszej paczki. Trudno byłoby unikać jej tematu do końca życia.

Atmosfera powoli zaczęła się rozluźniać, kolejne tematy same się narzucały i nawet zacząłem się cieszyć, że dałem się namówić na to spotkanie. Brakowało mi tego.

Nagle drzwi wejściowe trzasnęły, zamykając się za kimś, a potem słychać było hałasy z przedpokoju. Wszyscy spojrzeliśmy po sobie, dziewczyny z lekką paniką, posyłając mi niepewne spojrzenia.

- Ktoś przyszedł? - zawołała Charlie. Na chwilę zapanowała kompletna cisza. Zaraz po tym do salonu pewnym krokiem weszła Cassie, od razu kierując się w stronę schodów na górę.

- To tylko ja. - Posłała w naszą stronę uśmiech. Sztuczny uśmiech. I ani razu nie spojrzała w moją stronę.

- Cassie... - Zaczęła delikatnie Tasha.

- Nie mam czasu, T. - Tak po prostu ją zbyła. - Przepraszam. - Odwróciła wzrok i poszła na górę. Na dłuższy moment zapadła cisza.

- Co się z nią, do cholery, dzieje?! - Louis wstał i chciał ruszyć w stronę drzwi, ale Tasha złapała go za rękę.

- Lou, nie. Złością nic nie wskórasz - powiedziała spokojnie.

- Tasha ma rację. Albo się uspokój, albo daj nam to załatwić - dodała Jas.

Czułem, że co chwila ktoś patrzy w moją stronę, ale ignorowałem to. Nie chciałem widzieć tych spojrzeń. Badawczych, współczujących, wspierających. Miałem ochotę wstać i stąd wyjść. Zresztą, atmosfera i tak padła, więc podejrzewałem, że niedługo uda mi się wywinąć. Ktoś co chwila próbował zacząć jakiś nowy temat, ale nie szło. W końcu ciszę rozległ hałas dobiegający ze schodów. Wszyscy spojrzeliśmy w tamtą stronę. Cass schodziła ze schodów, taszcząc ze sobą dwie walizki. Moim pierwszym odruchem była chęć wstania i pomocy. W porę jednak się powstrzymałem, wykonując jedynie niewielki ruch do przodu. Kiedy już dotarła na sam dół schodów, spojrzała na nas i uśmiechnęła się przepraszająco. Potem, nie mówiąc nic, ruszyła w stronę drzwi.

- Cass, co się dzieje? - zapytała w końcu Jas, odsuwając się od Nialla.

- Wyjeżdżam - oznajmiła, dalej ciągnąc za sobą walizki.

- Cassie, stój! - Odezwała się Tasha. Sądząc po ciszy, jaka zapadła, zatrzymała się. Nie patrzyłem. Wbiłem wzrok w podłogę. - Cholera jasna, co się z tobą dzieje?! - zapytała. - To się nie może tak skończyć! - mówiła praktycznie z desperacją w głosie. - Nie wiem, co się między wami popsuło, ale przecież się kochacie! - Podniosłem wzrok na Natashę. Stała i spoglądała to na mnie, to na Cass. - Żadne z was nie wmówi mi, że jest inaczej! Na pewno jakoś poradzicie sobie z tą... sytuacją! Wy...

TTH - dodatki [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz