Prolog

46 5 5
                                    

Niegdyś nie uwierzyłabym w to, ze gdy jedno się rodzi, drugie musi umrzeć. Niegdyś nigdy bym na to nie pozwoliła. Niegdyś miałabym szanse naprawić swoje błędy, ale to było zanim urodziła się Elisabelle. Jej malutkie rączki spoczywały na mojej twarzy, jej spokojny oddech i rytm serca mnie uspokajał, malutka główka z burzą białych jak śnieg loczków spoczywała na moim ramieniu. Gdy spała wygladała jak cherubin z fresków Michała Anioła, żywcem wyjęta magiczny zaklęciem i dana mnie.
Obok mnie siedział Henrik, czytał mi moją ulubioną książkę, jego blond włosy delikatnie opadały na czoło, okulary były lekko przekrzywione, a usta miarowo kreśliły kolejne słowa. Gdy trzymał mnie za rękę tą swoją silną ale łagodna dłonią myślałam, że taki sielankowy obraz pozostanie przed moimi oczyma na zawsze. Jednakże znałam straszną prawdę i choćbym niewiem jak bardzo chciała nie zapobiegnę temu co nastąpi. Oni się dowiedzą, że mam córkę, a gdy to zrobią już nie będzie dla mnie ratunku. Może być tylko jedna dziedziczka Ravnsnø na ziemi. Gdybyśmy dwie pozostały żywe, cały ich świat mógłby upaść, nie chce tego, ale też nie chcę umierać. Chce żyć dla Elisabelle i Henrika, chcę, choć jest to niemożliwe.

The Winter SchoolOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz