Rozdział 32 - Zaspokojenie..

356 39 7
                                    

Per. Kenay :

Już od rana gdy przebywałem z Arianą na treningu czułem się jakoś nieswojo... Czegoś mi brakowało, a może kogoś ? Przez cały ten czas próbowałem skupić się na wykonywanych czynnościach..ale nie potrafiłem... Po południu Ariana oznajmiła mi, że musi udać się na kilka dni do swojej krainy. Nie podała dokładnego celu. Niechętnie się zgodziłem.Byłem teraz sam.. wszystko ucichło...jakby nikt tu poza mną nie mieszkał... W końcu wziąłem się w garść i poszedłem do Dagura. Delikatnie zapukałem i czekałem pod drzwiami. Nie chciałem, że byto tak wyglądało,że Ariana poszła i teraz nie mam co robić..sam...To nie tak... Chciałem się z nim pogodzić. W duchu już czekałem na odpowiednią chwilę by nie wyskoczyć z przeprosinami w bardzo amatorski sposób.Zapukałem jeszcze raz...jeszcze raz...nic.. cisza... Rozejrzałem się wokoło siebie..ani smoka..ani Dagura..

- Gdzie on mógł się podziać ? - zapytałem sam siebie w myślach.

Nie chciałem tu stać i czekać przez godzinę jak jakiś debil, bo zapewne za godzinę by się jeszcze nie pojawił... Poszedłem do Shiro i wylecieliśmy poza wyspę. Cały czas na plecach czuliśmy kogoś wzrok... A może nie ? Może to tylko zwidy,że już tak długi czas z nikim nie rozmawiałem.. Około 5 godzin, tuż po wyjezdzie Ariany.. ale ja jednak czułem jakby to była wieczność.. Szybowaliśmy tak ponad morzem.. Pod sobą zauważyłem maluteńką dosłownie wysepkę. Oczywiście, bez zastanowienia skoczyłem z Shiro z 4 metrów na ziemie.

- Dzisiaj chcę być sam - powiedziałem i popatrzyłem smokowi prosto w jego posmutniałe oczka. Smok zrozumiał i odleciał w swoim kierunku. Właśnie tego mi cały czas brakowało... Tej krwi..tej czerwonej tryskającej krwi...Nie umiałem bez niej wytrzymać... Chciałem oderwać się od tej rzeczywistości i ponieść się w dziki świat mojej wyobrazni. Wyciągnąłem moje ostrze, które zabłysło do słońca i pobiegłem w gąszcz maleńkiego lasu. Od razu dało się usłyszeć ciche ryki stworzeń. Gdy byłem sam moje zmysły się automatycznie wyostrzały, może to przez te wszystkie samotne przeżycia na mojej wyspie ? Szedłem bezszelestnie.... Nad moją głową dało się słyszeć jakieś ptaki. Przykucnąłem przed krzakami, za którymi była polanka, mała polanka...ale według mojego słuchu, nie była pusta...Lekko odchyliłem gałązkę i rozejrzałem się dookoła. Nic... cisza.. pusto.. Gdzie przed chwilą dało się słyszeć głośne porykiwania. Ku mojemu zdziwieniu pierwszy raz zobaczyłem takie zwierzę.. Był to wielki zielony, w białe paski kot...o potężnych łapach i wielkich zębach. Mój ojciec mówił na te zwierzęta Taykir (czyt. tajkir ).Miał żółte oczy z pionowymi kreskami. Poruszał się bardzo zwinnie, ale w porównaniu do smoka był małym gównem... Prychnąłem na jego widok. Wyczuł moją obecność.. zaczął zachowywać się nerwowo, po czym zaczął głośno syczeć. Był jednym z tych gatunków, które nie były łatwe do pokonania,ale dla mnie to była tylko przekąska. Nie łatwo było go znalezć, ponieważ znakomicie maskował się w trawie. Gdy zaczął stawiać pierwsze,pewne kroki w moim kierunku, spostrzegłem na jego pysku krew..krew, która odciekała po jego brodzie.. Czyli coś konsumował... Wyskoczyłem z krzaków i właśnie w tej chwili uruchomił się we mnie ten jeden zmysł,który zawsze miałem,ale nie zawsze się ujawniał. Moje oczy stały się czerwone, a zrenice pionowe. Taykir gdy mnie zobaczył zaczął biec z prędkością światła w mą stronę. Odbił się na dwóch tylnich łapach i z wyciągniętymi przednimi skoczył w moją stronę. Jego zęby wściekle szerzyły się z moją stronę, a nos był bardzo pomarszczony.Pochyliłem się, tak że Taykir, swoimi pazurami rozdarł mój tył pleców. Syknąłem z bólu. Szybko się odwróciłem. Zwierze podniosło się i zaczęło biec do mnie slalomem, wydając przy tym przerazliwy dzwięk. Podniosłem miecz i gdy miałem zadać cios, wielki kot uderzył w niego, kładąc na nim dwie przednie łapy i w ten sposób, przybliżając go do mojego gardła. Staliśmy obydwoje na dwóch nogach. Jego ślina pomieszana z krwią skapywała mi na twarz. Swoimi pazurami starał się dotrzeć do mojej twarzy, ale ja nie pozwalałem mu na to odpychając go wraz z moim mieczem...Kopnąłem go w brzuch, na co Taykir głośno zaryczał i upadł na plecy. Szybko podbiegłem do niego i wbiłem mu ostrze w tętnicę, dzięki czemu już zdążył się wykrwawić. Obróciłem go na plecy i oglądałem wielkie,zielone w białe pasy, cielsko stworzenia. Oczywiście nie obeszło się bez zabawy. Moja chęć jeszcze nie została całkiem zaniepokojona. Otworzyłem mu paszczę z której wylała się rzeka krwi z flakami, po czym wyrwałem kilka najdłuższych zębów. Następnie zabrałem się za już czerwone oczy od krwi, które bezwładnie latały we wszystkie strony - wydłubałem je i chwilkę się nimi pobawiłem. Na koniec zostało mi najlepsze - brzuch.


_______________________________________________________________________________

Kolejny rozdział - myślę, że się wam podobał :) Proszę o komy KONIECZNIE i gwiazdki :}

Do zoba :*


Czarna Krew  - Inny  TOM I   ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz