Prolog.

160 10 1
                                    

Świeciło słońce. Nie ma nic gorszego dla ucznia niż dobra pogoda za oknem szkolnej sali lekcyjnej. Nerwowo stukałam palcami o blat stolika i nawet nie starałam się słuchać nauczyciela.

- Weź, przestań. - Skarciła mnie przyjaciółka patrząc wymownie na moją rękę.

Westchnęłam ciężko, ale uspokoiłam się.

- Co ty taka nerwowa? - Zapytała szeptem i z uśmiechem Kelly.

- Cody przyjdzie mnie dzisiaj odebrać. - Odpowiedziałam, uśmiechając się od ucha do ucha.

Koleżanka teatralnie wywróciła oczami.

- Te licealne miłości... - Powiedziała naśladując moją mamę.

Zaśmiałam się cicho.

Zadzwonił upragniony dzwonek.

Cały czas się uśmiechając spakowałam rzeczy do plecaka i krzycząc wszystkim głośne "cześć!" jako pierwsza wybiegłam z klasy.

Stanęłam przed szkołą i rozejrzałam się. Stał tam gdzie zawsze, przy huśtawce po drugiej stronie ulicy.

- I jak tam? - Zapytał mocno tuląc mnie na powitanie.

- Już dobrze. - Odparłam i poczułam jak się śmieje.

Cody był wyższy ode mnie o głowę a fryzurę miał jak zwykle nieogarniętą. Na szyi wsiały słuchawki, jak zawsze.

- Dzisiaj zabieram cię na pizzę. - Powiedział chwytając mnie za rękę. - Szymon powiedział, że nas odwiezie.

Simon był starszym bratem Cody'ego. Z uśmiechem przystanęłam na jego propozycję i ruszyliśmy do naszej ulubionej pizzerii.

Usiedliśmy i pozwoliłam zamówić mu posiłek a sama zaczęłam wygrzewać się na słońcu wpadającym przez otawrte okno.

- Przegrać walkę o uwagę swojej dziewczyny z pogodą... - Usłyszałam jak mruczy pod nosem mój towarzysz. Zaśmiałam się i otworzyłam oczy.

- Czasem trzeba pogodzić się z porażką. - Odparłam. W odpowiedzi pokazał mi język.

Pizzę zjedliśmy opowiadając sobie o wydarzeniach mijającego dnia, wspominając głupoty i gadając o muzyce.

Zanim się obejrzeliśmy już musieliśmy się zbierać.

Czekając na chodniku na samochód Simona przytuliłam go.

- A za co to? - Zapytał z uśmiechem, który tak uwielbiałam.

-Za to, że jesteś. - Odpowiedziałam poważnie.

On też spoważniał, uniósł moją głowę i złożył na ustach delikatny pocałunek.

- Kocham cię, wiesz o tym, prawda? - Zapytał patrząc mi w oczy.

W tym momencie podskoczyłam przestraszona na dźwięk klaskonu.

- Nie mam całego dnia, zakochańce! - Usłyszeliśmy głos studenta wychylającego się ze starego opla.

Cody westchnął przeciągle i powiedział:

- Już idziemy, braciszku.

Rozwaliliśmy się na tylnim siedzeniu i znowu gadaliśmy o głupotach starając się rozbawić Simona.

Wybuchaliśmy śmiechem za każdym razem gdy nam się udało.

Kiedy śmialiśmy się do rozpuku, już kolejny raz, usłyszałam pisk opon. Oślepiło mnie ostre światło i ostatnie co zarejstrowałam zanim zapadła ciemność to krzyk. Chyba mój...

____________________________________

Witam prologiem do opowiadania, które zaznaczam na początku nie będzie zbyt długie, ani zabawne, ani szczęśliwe.

Ale pokazujące historię złamanych marzeń, walkę o drugą osobę i samego siebie, oraz wartości, których posiadanie jest ogromnym szczęściem.

Zapraszam dalej :)


Bańka mydlana √Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz