- I ona tak przez cały czas? - Usłyszałam w drzwiach głos mojej przyjaciółki.
- Dzisiaj ma dobry dzień. - Odparła moja matka.
Normalnie wywróciłabym oczami, odpyskowała, albo coś w tym rodzaju. Ale ostatnio nie miałam siły, ochoty ani przyjemności z robienia tego, więc zaprzestałam tego typu aktywności.
Zaczęły się wakacje. Na rzecz wypadku straciłam ostatni miesiąc szkoły. Siedziałam przy oknie i patrzyłam jak dzieci wychodzą ze szkoły elegancko ubrane, z szerokimi uśmiechami na twarzy. Obserwowałam to z obojętną miną, pustymi oczami i dziurą w sercu.
Jadałam posiłki w gronie rodzinnym, chodziłam na rehabilitację, ale byłam wrakiem człowieka. Wiedziałam o tym i nie miałam sił by to zmienić.- Alice - Usłyszałam głos przyjaciółki bliżej niż ostatnim razem. - Daj znak życia. Proszę. - Mówiła błagalnym tonem.
- Założyłabym nogę na nogę, ale nie potrafię. - Odparłam opryskliwie. - Po co przyszłaś?
- Pogadać. - Westchnęła i usiadła obok, na łóżku. - Martwimy się o ciebie.
- Niepotrzebnie.
- Wydaje mi się, że jednak potrzebnie. - Jej głos stał się bardziej stanowczy. - Kiedy ostatnio porządnie się umyłaś? Wyszłaś na dwór dla rozrywki? Pogadałaś z kimś jak normalny człowiek?
Odwróciłam do niej głowę i spojrzałam jej w oczy pełne smutku i troski.
- Nie jestem normalnym człowiekiem. I nie będę. - Powiedziałam suchym tonem. - Wszystko co osiągnę lub dostanę i tak zostanie mi odebrane, więc po co się starać?
- Dla twoich rodziców. Dla mnie. Dla siebie! - Podniosła głos. - My już nic nie znaczymy?! Cody nie jest jedynym człowiekiem na ziemi!
Ścisnęłam wargi i znów spojrzałam przez okno.
- Przepraszam. - Wyszeptała Kelly. - Nie chciałam teg...
- Wyjdź. - Nakazałam ostrym tonem. - Zostawcie mnie wszyscy w świętym spokoju.
- Dobrze. - Powiedziała i się podniosła. - A jeśli by cię to interesowało to Cody jest własnie w trakcie operacji. - Dodała i wyszła.
Powstrzymałam łzy cieknące po policzku.
Nie wiedziałam czemu taka jestem; oschła, zimna i depresyjna. Nigdy nic tak na mnie nie zadziałało. Zawsze byłam silna psychicznie jak i fizycznie...
"- Zakochałem się w tobie na lodowisku." W pamięci mignęły mi słowa Cody'ego. "Kiedy patrzyłem na to jak robisz wszystko, co w twojej mocy by osiągnąć cel. Podziwiałem ten niezwykły błysk w oku. Byłaś wtedy jak anioł."
- To popatrz na mnie teraz. - Szepnęłam i odwróciłam się do lustra. Tłuste, potargane włosy, ciemne, podkrążone i zmęczone oczy. Obraz nędzy i rozpaczy.
- Gdzie twoje serce wojowniczki? - Usłyszałam głos mamy w drzwiach.- Chyba zginął w wypadku. - Odparłam.
- Nie wierzę w to. - Odparła nie ruszając się z miejsca. - Myślę, że nie tylko Cody potrzebuje wspomnień by odzyskać swoje dawne ja. Ty również straciłaś w tym wypadku część siebie. Dawna Alice Collins nie pogodziłaby się z porażką. Złamane serce naprawiłaby ciężką pracą. Swój obecny stan doprowadziłaby do perfekcji by znów zająć się sportem bo ludzie na wózkach też to potrafią.
Zamilkła na chwilę, podeszła do mnie i uklękła przed moim wózkiem.
- Dziecko. Zawsze byłam z ciebie dumna. Zawsze. Nie pozwól by jeden wypadek zrujnował twoje życie. Daj mi jeszcze szansę bym znów mogła być z ciebie dumna.
Popatrzyła mi w oczy. Jej były kasztanowe, ze złotymi iskierkami i ciemnymi obwódkami, moje zielone z brązowymi kropkami i zawsze dużymi źrenicami. W tych oczach widziałam czar mojego dzieciństwa. Kojarzyły mi się z beztroskimi czasami i radością a teraz były surowe a jednocześnie smutne i przepełnione nadzieją.
Westchnęłam.
- Pomożesz mi się wykąpać? - Zapytałam.
____________________________________
Jest nowy! Zapraszam do komentowania bo czytanie tego jest najlepszą rzeczą na świecie.
CZYTASZ
Bańka mydlana √
Подростковая литератураAlice ma wszystko. Jest dobrze rokującą łyżwiarką figurową, oddaną swojej pasji całym sercem. No, prawie całym, bo jest jeszcze Cody, jej chłopak. Wszystko się zmienia, gdy po wypadku samochodowym traci władzę nad nogami i swoim życiem...