Rozdział Dziesiąty.

541 48 8
                                    

Biegłam przez opustoszałe ''uliczki'' dystryktu dwunastego, który dopiero się odbudowywał. Ludzie boją się tutaj mieszkać. Nie dziwię się im, ja również bym się bała. Przeżyli straszną tragedię. Ich rodziny tutaj zginęli, ich kochankowie, przyjaciele. Nigdy za bardzo nie lubiłam tego dystryktu, jak większość mieszkańców, ale to jest mój dom. Tutaj się wychowałam, z tym miejscem wiążą się te złe wspomnienia jak i te dobre. Biegnę koło fontanny gdzie jeszcze wczoraj całowałam się z Peetą. Były to namiętne pocałunki, nie było nic oprócz jego ust, jego niebieskich tęczówek, jego dłoni na moich plecach. Inny świat nie istniał ponieważ on był moim światem. Moją rzeczywistością. To był błąd. Błąd z mojej strony, nie z jego. On potrafił dostrzec coś, czego ja nie potrafiłam. To on nie chciał iść na ten spacer, to on chciał się wtedy rozstać. To wszystko była moja wina, to moja wina, że się dzisiaj zerwaliśmy. To moja wina, że dostał ataku. Nie powinnam go zostawić w takim stanie, ale co innego miałam zrobić?! Zabiłby mnie prędzej czy później, a było już tak dobrze. Jego wizje zniknęły, powracał ten dawny chłopiec z chlebem, ten mój chłopiec. Chłopiec, którego pokochałam, ale ja znowu wszystko schrzaniłam. On nawet nie walczył z tym atakiem i tak nie miał dla kogo, byłam dla niego wszystkim. Kiedy mijam piekarnię, a raczej to co z niej zostało przystaję na chwilę. Nie potrafię zapanować nad spazmą mojego ciała. Cała się trzęsę . Przypomniały mi się chwilę, kiedy byłam tylko biedną, głodującą dziewczynką, kiedy Effie wyciągnęła jego karteczkę z puli... pomyślałam sobie wtedy ''Tylko nie on''. On potrafił mi potrafił uratować życie, a ja robię wszystko, żeby je z powrotem zniszczyć, żeby zniszczyć nie tylko swoje ale i jego. Przypominam sobie chwilę, kiedy wyciągnęłam jagody. Chciałam tylko uratować nasze życie. Starałam się, ale nie wyszło. Przypominam sobie nasze drugie Igrzyska. Finnick'a którego już więcej nigdy nie zobaczę. Mags, której mimo, że dobrze nie znałam to rozumiałam dlaczego Finnick ją tak pokochał. Mogła jeszcze żyć, a nie umierać dla mnie czy dla Peety. Poświęciła się dla nas. Chciała nas uratować. Nie udało się. Przypominam nasz pocałunek na plaży, ten po którym zdałam sobie sprawę, że chcę więcej, że Peeta jest dla mnie ważny. Ten jeden pocałunek był inny niż pozostały. Wyrażał całe nasze pragnienie, całą naszą rozpasz i chęć przeżycia. Wiedzieliśmy, że jedno z nas może tylko przeżyć. Johanna nam wtedy przerwała. Tak jak wczoraj czy przedwczoraj. Nienawidziłam jej w tych momentach, ale jak i w wielu innych. Teraz ją pokochałam. Dlaczego? Nie mam pojęcia, a dlaczego ona mnie pokochała? Na pewno nie przez mój charakter. Tyle rzeczy na tym świecie pozostaje niewyjaśnionych, gotowych do odkrycia. Kiedy moje ciało się trochę uspokoiło znowu zaczęłam biec. Nie chciałam myśleć. Nienawidziłam tego stanu tysiąca myśli, głowie tych nieprzyjemnych, tych które pomału niszczyły mój umysł. Dobiegłam do pacu gdzie zostałam wylosowana, a dokładnie moja siostra. Nie zatrzymałam się tylko od razu pobiegłam do ratusza, gdzie miało odbyć się moje spotkanie. Na samą myśl o tym robiło mi się słabo. Budynek w środku nic się nie zmienił odkąd ostatni raz w nim byłam. Nadal nie rozumiem dlaczego on przetrwał, nie rozumiem Snow'a. Pewnie nigdy nie zrozumiem. Johanna już była tam była, kiedy tylko mnie zobaczyła od razu do mnie podbiegła;

-No jesteś wreszcie! Wiesz, która jest godzina?! -pokręciłam lekko głową.

-Nic nowego, jest 13.25, a o której miałaś być?!

-O...o..13? -wydukałam.

-Dokładnie! Brawo za spostrzegawczość, a własnie à propos, obiecałaś mi, że nie będziesz płakać. Hmm..? -Posłała mi piorunujące spojrzenia. Wzruszyłam ramionami.

-Są już? -Zmieniłam temat, ale Johanna nie pytała więcej razy.

-Są już od 25 minut ciemna maso.

-Luke też jest? -Johanna skinęła głową.- Gdzie?

-Matthew jest w tym pokoju na lewo, a Luke na prawo. To co idziemy?

-Tak.

-Powodzenia. -podeszła i przytuliła mnie.

---------------

Katniss weszła pierwsza, ja jeszcze trochę poczekałam. Musiałam sobie to wszystko jeszcze raz poukładać. Zrobiłam krok, potem drugi i jeszcze jeden. Wzięłam głęboki oddech i otworzyłam drzwi. Siedział przy stole. Jak zwykle piękny. Jego niebieskie oczy były utkwione we mnie. Nie możesz wymięknąć. -powtarzałam sobie. Kat nie wymiękła to ty też tego nie zrobisz.

-Witaj, Johanna. -powiedział po czym wstał, żeby mnie objąć. Cofnęłam się.

-Nie Luke. Nie po to tutaj jestem i ty też nie.

-To po co ja tutaj jestem? - posłał mi pytający uśmiech.

-Żeby ze mną zerwać.

-Zawsze miałaś niewyparzony język no ale, żeby aż tak?

-Mówię prawdę. Zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę byłam dla Ciebie tylko przygrywką żebyś mógł spotykać się z Katniss.

-Wiesz, że to niemożliwe. Kocham Cię. -wzruszyłam ramionami

-Wątpię.

-Johanna... nie kochasz mnie już?

-To skomplikowane. -przygryzłam wargę. Nie okazuj słabości, nie okazuj słabości. -Nie kocham Cię. - Chyba.

-Yhm... w takim razie może ja już pójdę.

-Chyba tak będzie najlepiej...

-Dziękuję Ci za wszystko Jo. Kocham Cię. -Po czym wyszedł. Mam nadzieję, że już więcej razy go nie zobaczę.

--------------

Weszłam pierwsza, dziwiło mnie trochę to, że się cyka no ale cóż. Stał przy oknie. W tym świetle wyglądał pięknie. Włosy lśniły w blasku słońca, a koszula opinała mu się w ramionach. Nagle ogarnęła mnie straszna nienawiść do niego:

-UWIODŁEŚ MOJĄ SIOSTRĘ! -wykrzyczałam. - Uwiodłeś i porzuciłeś! Jak śmiecia!

Matt odwrócił się w moją stronę. Był jeszcze przystojniejszy niż to sobie wyobrażałam.

-Katniss...Katniss... -pokręcił głową- skąd u Ciebie tyle nienawiści?

-Jak ty w ogóle możesz do mnie się tak odzywać?! Jak śmiesz śmieciu!!! -splunęłam na podłogę.

Zaśmiał się głucho.

-Lubię Cię.

-Ja Ciebie nie.

-To może pora to zmienić? -Przybliżył się do mnie

-Nie wydaję mi się. -Odsunęłam się.

-Pożałujesz tego. - rzucił mi pogardliwe spojrzenie i wyszedł trzaskając drzwiami. Stałam jeszcze chwilę w osłupieniu, kiedy usłyszałam dzwonek telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz; Haymitch. Może coś z Effie. Odebrałam.
-Tak słucham.
-Katniss. Szybko, Peeta jest w szpitalu... on... on... -Haymitch wziął głęboki oddech. - On chciał się zabić.

Telefon wyleciał mi z ręki.

**********
Witam ♥ jeśli podobała wam się ta notka możecie dać ★! Chciałam również z całego serca podziękować za 2000 wyświetleń! Z powodu tego, że jest to już dziesiąta notka chciałabym poznać waszą opinię na temat mojego opowiadania- co zmienić? Co poprawić? Będę mega wdzięczna! :* Do napisania.






After Mockingjay [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz