Rozdział XI

1.8K 192 28
                                    

Perspektywa Blade'a

-Cov, jak się czujesz?- Spytałem, podając mu gorącą herbatę.
-Lepiej. Nic mi nie będzie, daj spokój. Po prostu gorzej się poczułem.- Powiedział.
-Mam nadzieję. Odpocznij sobie.- Odpowiedziałem.
-Nie chce mi się spać. Zresztą ten dzień chciałem spędzić z tobą. Przepraszam Cię za tę całą akcję..- Odłożył kubek na podłogę.
-Nie przepraszaj. A teraz idź spać, bo sam Cię do tego zmuszę.
-Bardzo chętnie. Zaśpiewaj mi kołysankę, Campbell.- Mruknął sarkastycznie.
-Spadaj, Lynch.- Rzuciłem go poduszką. A potem zasnął z nią na twarzy. Pfft. Wyglądał naprawdę zabawnie, ale zdjąłem mu ją, żeby mi się jeszcze przypadkiem nie udusił. To by było.
Poszedłem do biblioteki, bo nie miałem nic lepszego do roboty. Mijałem zakurzone korytarze, wyobrażając sobie, jak to wszystko musiało wyglądać kiedyś. 
'W sumie.. Ciekawe, co się dzieje ze wszystkimi chłopakami, którzy już tutaj dorośli'- Pomyślałem. 
'Pewnie odsyłają ich z powrotem do miasta'- Kontynuowałem moje rozmyślania.  Następnie zacząłem snuć mroczne wizje o zabijanych nastolatkach, których zwłoki spalają na stosie, a prochy wrzucają do jeziora. Czytałem zdecydowanie za dużo książek.  

Wchodząc do biblioteki, zaobserwowałem ciekawe zjawisko. Albowiem Emily gdzieś wywiało (zapewne na papieroska), a przy biurku stała Betty, rozmawiając z czerwonym Elrikiem. Poczułem, że im przeszkadzam, no ale cóż.. Życie!

-Hej, Betty!- Krzyknąłem, a Elric podskoczył z zaskoczenia, obracając się w moją stronę.- Pomożesz mi wybrać jakąś interesującą poezję?- Spytałem ze złośliwym uśmieszkiem. 

-Jasne..- Nie wyglądała na zadowoloną.- Czemu tak wcześnie wróciliście?- Zapytała.
-Cover źle się poczuł. Tak właściwie, to zwymiotował. Więc teraz sobie smacznie chrapie, a ja nie mam gdzie się podziać, więc pomyślałem, że poczytam sobie coś fajnego.- Odpowiedziałem.
-A ten co? Zjadł coś niestrawnego?- Spytał w odniesieniu do Lyncha zdziwiony Elric. 
-Zanim zdążył, to rzygnął. Ale mówi, że to zwykły zawrót głowy. 
-To git.- Z uśmiechem powiedział.
-Blade, chodź za mną, coś Ci wybierzemy, chyba już nawet mam pomysł.- Rzekła Betty, kierując się szybko w stronę regałów. Istotnie.. Nie potrafiłem wyobrazić sobie czytającej Betty. Pozory chyba mylą.

Doszliśmy w trójkę do regału oddalonego od biurka chyba o jakieś milion metrów, a Clarkson wręczyła mi książkę leżącą na półce na poziomie naszych oczu. 
-''Źdźbła trawy''? Naprawdę myślałaś, że tego nie czytałem?- Spytałem, patrząc na nią spod brwi.
-Jak czytałeś, to przeczytaj jeszcze raz. Whitman jest totalnym bogiem.
-Chciałbym, ale nie mogę się z tobą nie zgodzić. Dzięki.- Powiedziałem.
-Nie ma sprawy, do zobaczenia.- Uśmiechnęła się i z Krzywozębem prędko powróciła do biurka. 
'Ehh, ta miłość'- Pomyślałem, patrząc na nich i wyszedłem. Kusiło mnie, żeby tam wrócić i zacząć pieprzyć o czymś tak bezistotnym, jak brak kręgosłupa u Ślimaka Winniczka, ale coś czułem, że spiorunują mnie wzrokiem. Zresztą ja też nie lubiłem, jak ktoś mi przeszkadzał.. Oczywiście w odrabianiu zadania domowego. 

Wróciłem do pokoju, Cov spał. Przykryłem go ciepłym kocem, następnie orientując się, że leży na moim łóżku. Najpierw chyba spaliłem buraka, a potem wlazłem na jego materac, również spalając buraka. 

I zacząłem czytać.
 
''Bo ja, będąc dzieckiem z uśpioną mową duszy, teraz usłyszałem cię.''
- Przeczytałem.. I zasnąłem.

Obudziłem się ze strasznym bólem głowy. Spojrzałem na zegarek. Była 03:12 w nocy.
Strasznie mi się nie chciało, ale uznałem, że wypadałoby się umyć. Nie miałem zamiaru już spać w ciuchach. Wziąłem potrzebne rzeczy i wybrałem się do toalety. Szczerze mówiąc, trochę się bałem maszerować po tych ponurych korytarzach sam o takiej godzinie, no ale głupio byłoby budzić Elrica, a zwłaszcza Covera. A z resztą, nic mi się nie stało. Umyłem się, wróciłem cicho do pokoju, odkładając kosmetyczkę i ręcznik, i z powrotem zasnąłem na łóżku Lyncha. 
Jego poduszka pachniała wanilią.. A może to był pot. 

~

-Lepiej?- Spytałem Covera, kiedy wstał z łóżka, a ja zakładałem skarpetki. 
-O wiele lepiej. Sen mi zrobił dobrze. 
-Sen ci zrobił dobrze?- Spytałem, śmiejąc się.
-Jak ty nie chcesz, to ktoś musiał.- Odpowiedział zanadto uradowany. 
-Idiota.- Powiedziałem, cisnąc jedną z moich skarpetek ozdobioną reniferkami prosto w jego twarz.
-W chorego rzucać? No wiesz co, Campbell?
-Chory to ty jesteś na głowę, gałganie. Ubieraj się, budź Krzywozęba i idziemy na śniadanko.- Powiedziałem z uśmiechem, wychodząc sam na stołówkę, żeby zająć nam dobre miejsca. 
Nienawidziłem siedzieć przy ścianie, bo była cała zakurzona, więc skupiałem uwagę na tym, zamiast jeść. Co w efekcie powodowało, że moje jedzenie było strasznie zimne, kiedy w końcu się za nie zabierałem. 

To był lekcyjny dzień, zatem po posiłku wstąpiliśmy do pokoju po nasze plecaki i wybraliśmy się do szkoły. Na lekcjach moje myśli popłynęły w stronę czegoś (tak właściwie) związanego z nimi. 
'Dzisiaj o 15 spotykam się z Michaelem'- Rozważałem, czy to w ogóle rozsądne. Ale jak już wcześniej wspominałem, potrzebuję kogoś znajomego w moim wieku. 
Michael nie chodził ze mną do klasy, w ogóle nie wiedziałem, czy chodził do szkoły.
Nie znałem go zupełnie. Lecz wkrótce miałem dowiedzieć się o nim więcej. 
Po jakże fascynującej, siódmej lekcji, którą był digit (Po łacińsku- cyfra. Przyszłościowa odmiana matematyki), zakończyłem zajęcia. 
Do piętnastej zostało mi kilkanaście minut, więc nawet nie wracałem do Akrylionu, tylko prosto z liceum skierowałem się do miejsca pracy mojego nowego kolegi. 
Nie powiedziałem Coverowi, że nie wrócę z nim do domu. Podejrzewam, iż mnie szukał. Gryzły mnie wyrzuty sumienia, ale przecież jakbym mu powiedział o wszystkim, to chciałby pójść ze mną.
Jest strasznie nieufny po wszystkim, co się dotychczas zdarzyło. Ale przecież nie można podejrzewać o złe rzeczy całego świata. 

Równo o piętnastej wszedłem do restauracji. Przywitał mnie siedzący przy pierwszym stoliku z brzegu Michael. 
-Hej, pusto tu.- Powiedziałem.
-Cześć, to taka godzina, w której nie mamy klientów, bo wszyscy, którzy tu przychodzą zwykle kończą lekcje.- Odpowiedział, wstając i podając mi rękę. 

-Ano, tak. Zrobiłeś sobie przerwę?- Spytałem go, odwzajemniając uścisk. 
-Tiaa.- Odpowiedział.- I tak nikt by nie przyszedł. Usiądź.
-Dziękuję.- Odparłem. 
-Napijesz się czegoś?- Zapytał. Chyba miły był z niego chłopak.
-Kawę z mlekiem poproszę.- Mówiłem, ściągając szalik. 
-Już robię.- Zniknął za drzwiami kuchni.

Poobserwowałem sobie trochę to miejsce. Przypomniałem sobie Covera sprzed wczoraj, z którym miałem spędzić tu miłe popołudnie. Najwidoczniej nie było nam to pisane.
'Ehh'- Westchnąłem. Właśnie w tym momencie zza drzwi wyszedł Michael z dwoma filiżankami kawy.
-Proszę.- Powiedział, kładąc jedną z nich przede mną. Wyglądała dobrze. 
-Bardzo Ci dziękuję.- Czułem się trochę niekomfortowo, zwłaszcza dlatego, że nie miałem pojęcia, jaki temat powinienem podjąć, żeby rozpocząć dobrą znajomość z moim rówieśnikiem. Może hobby?
-To.. Masz jakieś zainteresowania?- Zwróciłem się do niego zażenowany prostotą mojego pytania. 
-Gram od małego na fortepianie. Uwielbiam to.- Spojrzałem po tej wypowiedzi na jego długie, zgrabne palce. 'Tak rzeczywiście wyglądają palce człowieka, który gra na fortepianie'- Pomyślałem, łapiąc się na tym, że ciągle się nie wyluzowałem, nie ufając mu.
-Lubisz czytać książki, prawda?- Spytał mnie, patrząc mi prosto w oczy. Ciekawe, skąd ten człowiek o tym wiedział? A zresztą.. Mniejsza. Na pewno widział mnie czytającego w Akrylionie, to chyba oczywiste. 
-Uwielbiam czytać. A ty? Robisz to?- Ciągnąłem temat książek, gdyż bardzo mi odpowiadał. 

-Nie przepadam za tym. Wolę realne życie.- Odpowiedział, uśmiechając się do mnie. 
-Rozumiem. Cóż, o gustach się nie dyskutuje.- Powiedziałem, również z uśmiechem. 

-Za to adoruję muzykę poważną, a wiem, że i ty ją lubisz.- Zaczął. 

Kurczę, czy on przeszedł obok mnie w Akrylionie i zauważył, jaką muzykę mam włączoną na mp4, a ja go nie zauważyłem, że nawet to ogarnął?- Popiłem jego wypowiedź kawą. 
-Jasne, że lubię. Twoi ulubieni kompozytorzy?- Zapytałem z ciekawością. 
-Hmm.. Czajkowski, Vivaldi, Beethoven, Bizet, Schubert..- Wymieniał. O jezu, lubiliśmy chyba tą samą muzykę. Dopiero wtedy poczułem ulgę i przypływ ciepełka w moim serduszku. Michael był fajny. 
-Również ich uwielbiam! To fantastyczne!- Powiedziałem podekscytowany. 
-No widzisz? Mamy jednak trochę wspólnego.- Zaśmiał się. 
-Michael, chodzisz do szkoły?- Spytałem. 
-Nie, zrezygnowałem z niej po przyjeździe tutaj. Cieszę się, że nie jest obowiązkowa, nienawidzę się uczyć. 
-Pewnie w Chicago rodzice Cię zmuszali do nauki, co? Tu jesteś wolny.- Wypaliłem bez sensu.
-Tak, jasne..- Powiedział, przygaszony. Mój tekst tak go zasmucił? 

Do restauracji weszli jacyś dwaj, wysocy chłopacy. Kojarzyłem ich ze starszego rocznika w liceum. Chyba byli w wieku Covera. 
Michael wstał od stolika i podszedł do nich, aby zapisać ich zamówienie. Następnie przyszedł do mnie. 
-Wybacz, ale zaraz zacznie się ruch. Musimy przerwać naszą rozmowę, ale mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy.- Powiedział. 
-Jasne, rozumiem.- Odparłem.- Do zobaczenia.- Uśmiechnąłem się. 

-Do zobaczenia.- Wziął kubki z naszego stolika. 
Założyłem kurtkę, owinąłem się szalem, podniosłem z ziemi plecak i pociągnąłem za drzwi restauracji. 
'Nie było tak źle'- Pomyślałem. W efekcie nie było wcale źle. 

Obejrzałem się jeszcze raz w stronę restauracji, za szklanymi szybami Michael mi pomachał. 
Odmachałem mu i z uśmiechem ruszyłem w stronę Akrylionu. 

Coverowi powiedziałem, że musiałem zostać na poprawce. Nic innego nie mogłem wymyślić. Głupio mi było, że go okłamałem, bo właściwie nie zrobiłem nawet nic złego, spotykając się z Michaelem, ale wolałem pozostawić to w tajemnicy. 
Odrabiałem godzinę zadania do szkoły, a potem zrobiłem się głodny. 
Jednak słabo się poczułem, to pewnie przez naukę, więc poprzedzając się położyłem. 

Oczy mi się zamykały. 

~
-Blae! Lade, obdź się! Idźey do restracji- Słyszałem jakieś hałaśliwe, przerywane odgłosy nad moją głową. 
Otworzyłem oczy, widziałem lekko zamazany obraz, ale następnie już było okej. 

Rozejrzałem się po pokoju. 
-Gdzie ja jestem?- Spytałem.
-Nie żartuj sobie, chodź, Elric z Betty już na nas czekają przed Akrylionem.- Odpowiedział mi wysoki, przystojny chłopak z kolczykami w uchu. 
-Przepraszam..- Zwróciłem się do niego..- Kim ty jesteś?






AkrylionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz