Rozdział 12

346 44 22
                                    

Tom

Dorwę tę węże jeśli stanie się coś mojej córce. Mam gdzieś ten głupi plan ninja, sam sobie poradzę. Przez ich wygłupy mogą ją zabrać dalej....a ten Cole to już mnie wkurza.... nie to dobry chłopak... uhhh!! Głupi jad, sam ze sobą muszę walczyć. Nie ważne, kiedy ninja nie patrzyli zniknołem im, ale mój syn to zauważył.

Kris: A ty gdzie?

Ja: Synu sam sobie poradzę, sam widzisz, że to jeszcze dzieci.

Kris: Tato daj im szansę.

Ja: Nigdy. Mieli tak ją chronić i co się stało?

Kris: Ona uciekła bo nie mogła uwierzyć, że z tobą walczy. Myślisz, że jest jej łatwo.

Ja: Ehhhh... I tak zrobie to co chcę.

Kris: Idę z tobą.

Ja: To dobrze.

Ja i Kris poszliśmy do środka ich jamy, sam widok powodował dreszcze, ale dla mnie to nic. Kris wydawał się wystraszony, chciałem coś zrobić by go pocieszyć więc obiołem go ramieniem.

Ja: Nie bój się tata jest przy tobie.

Kris nic nie powiedział, ale przytulił się do mnie. Wiem, że pokazuje, że jest twardy, ale w głębi duszy jest wrażliwy. Nie dziwie się zostawiłem ich, Angelika została zabrana do klasztoru, został sam z matką. Jak dobrze wiem zwierzęta, a bardziej wilki były przy nim. Ciesze się, że nie poszedł w moje ślady.

Cole

Tom i Kris znikneli, nie no nasz plan legł w gruzach. Sami sobie poradzimy.

Jay: Wiedziałem, że ten jej ojciec przyszedł tylko na pokaz. Pewnie coś ukradł nam z klasztoru i teraz uciekł, a Kris'a zaciągnął na swoją stronę.

Ja: Przestań! On tego nie zrobi córce.

Jay: Ohoho bronisz go bo liczysz na to, że teść cię polubi?

Ja: Bądź cicho.

Jay: Bo co? To co mówie to prawda.

Wkurzyłem się i walnąłem go z całej siły i poszedłem przed siebie.  Na pewno on kocha swoją córkę, mimo, że jest zły. Weszłem do jaskimi, zobaczyłem dalej Tom'a i Kris'a. Wiedziałem, że poszli jej pomóc. Nie dziwie się, że sami... jesteśmy takimi idiotami, cały czas się kłócimy.  Podeszłem do nich.

Ja: Widzę, że też wolicie działać sami.

Kris: Nie jesteś z nimi?

Ja: Wkurzyli mnie, oskarżyli was o coś, czego nie zrobiliście.

Tom: Wiemy, czytamy w myślach.....

Ja: Wiem moc żywiołów.

Kris: I mimo wszystko stanełeś za nami, a nie za swoją drużyną?

Ja: Tak bo wiem, że każdy ma w sobie chodź trochę dobra *patrzy na Tom'a*

Kris: Ja jestem dobry.

Ja: Wiem.

Tom:....... Patrzcie na arenę.

Kris: To Angelika.

Ja: Biedactwo moje. Idę jej pomóc.

Tom: Czekaj, nie myśl, że jest taka słaba. To jest moje dziecko i wiem, że jest dobrze szkolona.

Angelika

Znów mnie tu wzieli.... Boje się, że to może być coś gorszego, zwłaszcza, że zobaczyłam Phytor'a.

Phytor: Ja cię na pewno złame.

Ja: Zobaczymy.

Zaczełam z nim walczyć, ale szanse były równe. Phytor cały czas uderzał mnie ogonem.

Phytor: Widziesz jesteś tu u nas dość długo, a twoi ninja jakoś tu nie są. A tatuś jakoś nie interesuje się tobą, już dawno by tu był.

Przestałam walczyć, te słowa mnie zabolały. Phytor skorzystał z okazji i ogonem mnie powalił. Leżałam na ziemi i nie miałam sił na walkę.

Phytor: Widzicie drodzy wężonowie? Każdego da się złamać, ale trzeba na to czasu i cierpliwości. Angelika wstań i podejdź tu.

Nie wiem czemu, ale wstałam i do niego podeszła.... jestem bez silna. Podeszłam do niego z opuszczoną głową.

Phytor: Grzeczna dziewczynka. A więc widzicie, trzeba wiedzieć jak pokonać kogoś.

Poczułam jakąś dziwną siłę i energię... jakby był tu mój tata. Podniosłam głowę do góry, spojrzałam na niego i rzuciłam się na niego.

Phytor: Brać ją.

Wzieli jakieś liny i zaczeli rzucać je w moją stronę. Najpierw rzucili w ręce i nogi, a potem na szyję... jak jakieś zwierze.... Pociągnęli za sznury i położyli mnie za ziemi.

Phytor: Jak ojciec, narwana. Zabrać ją do lochów.

Zamiast mnie podnieść, zaczeli mnie ciągnąć po ziemi... bardzo mnie to boli na pewno mam już rany. Zamkneli mnie, a ja ledwo się położyłam na łóżku. Nie mam już siły.....

Cole

Co jej zrobili?! Potraktowali jak konia.... Moje kochanie... musimy działać szybko.

Tom: Dobra.. teraz na nich. Kris wiesz co robić.

Kris: Tak ojcze.

Kris zamienił się w wilka, ale nie takiego zwykłego. Był czarny jak smoła, oczy jest ledwo widać i jest wielki. Pobiegł gdzieś z drugiej strony.

Tom: Ty walcz z nimi, a ja po nią pójdę.

Ja: Dobrze.

Jay: Cole!!

Ja: Nie mam czasu.

Jay: Chciałem przeprosić.

Ja: Nie mnie przepraszaj.

Kai: Widzę, że będzie walka. Gabrysia zostań tu.

Gabrysia: Proszę, pomogę wam. Też mam moc.

Kai: No dobrze, ale trzymaj się obok mnie i uważaj.... Nie chce cię stracić.

Ja: Chodźcie już.

Musimy ją obronić.................................


Hmmm ciekawe co będzie dalej. Podoba się? Mam nadzieje. Muszę cały tydzień w domu leżeć więc robię wam małą niespodziankę. Dziękuję za to, że jesteście tu i czytacie moje opowiadanie. Miło mi i to bardzo mnie motywuje. Kocham Was!!



Historia Ninja (Według mnie)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz