#32

31 5 0
                                    

Oddaję pałeczkę.

Składam broń.

Skończyłam walkę.

Wojna moich myśli dobiegła wreszcie końca, tylko jak tu sobie poradzić z ogromem spraw do załatwienia?

Muszę Cię wreszcie przeprosić za wszystko.
Muszę zacząć budować od nowa swój los na zupełnie nowych, stabilnych fundamentach.
Muszę, przy najbliższej okazji, po prostu pojawić się sama sobie, mówiąc o bezsensowności naszych poglądów.
Muszę, muszę, muszę...

Ale czy chcę?

"Jesteś niezdolna do funkcjonowania w takim trybie, dziecko, ty się wykończysz i ci już żadna rehabilitacja nie pomoże"

Możliwe.

Duszę się, dławię lękiem o dzień jutrzejszy, jakby od niego zależało kolejne dziesięć lat. Tak naprawdę od jutra nic nie zależy, bo to, czy potrzymasz mnie za rękę kilka godzin dłużej, czy krócej, nie da mi niczego szczególnego.
Ty stałeś się dla mnie przykrym obowiązkiem, czynnością w kalendarzu odhaczoną grubą fajką. Nasz związek miał być obustronnym wsparciem, dopełnieniem szarej codzienności, nie priorytetem niszczącym plany na przyszłość.

Na początku był chaos, a z chaosu wyłoniły się dwa bóstwa. Ty i ja.
Tworzyliśmy siebie nawzajem, formując się pod palcami powierzchnię swoich nieidealnych ciał. Ja dałam Ci szafiry w miejsce pustych oczodołów, hebanowe gałązki na głowę i coś w rodzaju akumulatora samochodowego w okolice lewego płuca. Ty, nie odrywając twarzy od ekranu komputera, poukładałeś nie po kolei wszystkie puzzle, które dostałeś w gotowym pudelku. Cześć pogubiłeś, część połamałeś, właściwie to słabo Ci wyszłam. Nie miej więc teraz do mnie pretensji o to, jaka jestem.
Potem tworzyliśmy świat. Ja z perfekcją chirurga, ustawiałam wszystkie najdrobniejsze elementy, Tobie chyba znów się nie chciało.
Powstało nam coś na kształt kalejdoskopu, w którym ciężko jakkolwiek się połapać. Nic z tym nie zrobiliśmy, bo poszliśmy odpocząć. Dziś chyba czas nas naprawić.

Ogarnijmy ten chaos.

Na siódmym piętrzeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz