Ciągniesz mnie na dno

798 23 7
                                    

A.N.: Hej! Jest to jednopartowiec i nie będę raczej pisać więcej części... Przyznam się, że potrzebuję pracy na polski, więc piszę ;) Mam nadzieję, że się spodoba i proszę bardzo o opinie!!

- SusanSoulberry

۞ ۞ ۞

- Pani do Alison Parker? - pyta się mnie miłym, melodyjnym głosem kobieta w błękitnym uniformie, a ja tylko nieśmiało potakuję. - Jest ze swoją opiekunką na spacerze... Poproszę kogoś, by Panią tam zaprowadził - dodaje i już po chwili wraca z mężczyzną też ubranym na błękitno.

Przemierzam białe, długie i sterylnie czyste korytarze budynku. Jestem tu dopiero kilka minut, a już mam ochotę uciekać, jak najdalej mogę. Setki drzwi, za którymi siedzą zamknięci ludzie i ta głucha cisza doprowadzają mnie do szału. Nerwowo przygryzam wargę, gdy uświadamiam sobie, że sama jestem cicho, a mój przewodnik przygląda mi się z zainteresowaniem.

- Przepraszam, rzadko tutaj mamy gości... - rzuca, by się usprawiedliwić.

Puszczam tą uwagę mimo uszu, pokonując kilka stopni w dół. Wychodzę na dwór, a jasne światło słonecznego dnia oślepia mnie na chwilę. Udajemy się w stronę parku, a ja ukradkiem obserwuję ludzi siedzących na ławkach lub będących na spacerze. Smutni. Wszyscy są smutni. Zaciskam pięści, próbując nie myśleć o tym, co się stało, że moja najlepsza przyjaciółka wylądowała w takim miejscu. Mimowolnie jednak przez głowę przebiega mi tysiąc pomysłów. Czuję mocny ból w klatce piersiowej, bo mam wrażenie, że to jest moja wina. To moja wina, że Ali jest w szpitalu psychiatrycznym.

Trzy lata temu mój tata dostał ofertę pracy w Stanach Zjednoczonych. Musieliśmy się przeprowadzić, a to oznaczało zostawienie mojej najlepszej przyjaciółki Alison w Anglii. Czułam się jak ktoś, komu odbiera się wszystko. Długo nie mogłam pogodzić się z tą myślą. Czas mijał, a my obie przyzwyczajałyśmy się do tej nowej sytuacji. Jednak kilka tygodni od mojego wyjazdu wydarzyła się tragedia. Umarł Andy - starszy brat Alison. Jechał motorem, wracał nietrzeźwy z imprezy... Nie mogłam sobie wybaczyć, że nie było mnie przy mojej przyjaciółce. Nie mieliśmy wystarczająco pieniędzy, by przyjechać na pogrzeb. To chyba był pierwszy raz, kiedy nawaliłam...

- Hej... - mówię nieśmiało do dziewczyny siedzącej na trzepaku. - Pamiętasz mnie? To ja, Katie... - dodaję, gdy nie widzę żadnej reakcji. Wzdycham ciężko i przysiadam się obok szczupłej blondynki. Patrzę na moje nogi zwisające wysoko nad ziemią, po czym niepewnie zaczynam przyglądać się mojej przyjaciółce. Obcięła swoje blond włosy tak, by sięgały jej do połowy szyi. Pamiętam, jak przedtem miała włosy sięgające do pasa i jak je zaplatała w długi warkocz. Bardzo schudła, a jej cera wydaje się teraz jeszcze bardziej śnieżnobiała niż kiedyś.

- Nie przypominam sobie, kiedy ostatnio siedziałyśmy razem na trzepaku... - zagaduję i nadal nie mogę nic odczytać z jej mizernej twarzy. Czuję jednak, że ona wie, iż skłamałam. Doskonale pamiętałam to, jak siedziałyśmy ostatnio na trzepaku. To było tuż przed moim wyjazdem. Rozmowa się nie kleiła, a Ali była bardzo smutna. Nie chciała powiedzieć czemu, aż nie pękła. Mówiła, że zwątpiła w mężczyzn i żaden już jej nie skrzywdzi, a poza tym odkryła coś nowego... Tym czymś nowym było jej uczucie do dziewczyn. Spojrzała na mnie znacząco, a ja po prostu uciekłam. Potem milion razy układam w myślach to, co mogłam jej wtedy powiedzieć... Starałam się, żeby nasze relacje się nie zmieniły po jej słowach, ale miałam wrażenie, że już nie jest ze mną szczera tak, jak wcześniej.

- Wiesz, niedługo wakacje... Mogłabyś do nas przyjechać... - mówię niepewnie i spoglądam na "błękitnych" opiekunów, którzy usiedli kawałek od nas. Cisza. Znów nie słyszę żadnej odpowiedzi od Ali. Powiedziałam coś nie tak? "Do nas" - może tu był problem... Niedługo po śmierci Andy'ego rodzice mojej przyjaciółki się rozwiedli. Kolejna tragedia. Znów nie mogłam być przy Alison, gdy mnie potrzebowała. Nasze rozmowy zaczynały się ograniczać do moich pytań i suchych zapewnień że wszystko jest dobrze. Nie wiedziałabym o niczym, gdyby nie matka mojej przyjaciółki, która była ze mną szczera. Spoglądam znów na posępną twarz Ali i staram się z niej coś odczytać. Jej kasztanowe oczy wpatrują się w kałużę przed trzepakiem. Przyglądam się ciemnej wodzie, w której odbijają się zielone korony drzew. Czuję się, jakby obok mnie siedziała teraz zupełnie obca osoba. Niespodziewanie do kałuży wpada kamień. Rozglądam się dookoła, ale nie dostrzegam nikogo, kto mógł go rzucić. Wzdycham ciężko i zrezygnowana zauważam, że kałuża jest na tyle głęboka, iż kamień skrył się pod wodą. Chyba rozumiem Alison. Po kolei traciła wszystkich: jej brata, rodziców i mnie... Przez ostatnie lata oddalałyśmy się od siebie coraz bardziej... Nagle przypominam sobie jedną z naszych rozmów. Słowa mojej przyjaciółki uderzają mi do głowy, jakbym właśnie je słyszała.

"Tonięcie jest okropne. Wiesz, że zostaje ci tylko płynięcie w górę ze wszystkich sił albo poddanie się... Czujesz, jak zaczyna ci brakować tlenu i po chwili zamykasz oczy, godząc się z końcem. Ludzie często toną, nie sądzisz? Spotyka ich jakaś tragedia, a życie przestaje mieć dla nich sens... Mogą płynąć, żyć dalej, ale często zdarza się, że wolą zamknąć oczy. To jest łatwiejsze... "

- Ali, nie toń. Jesteś moją przyjaciółką, potrzebuję cię... Dlatego płyń, ile tylko dasz radę... - mówię, a do oczu napływają mi łzy. Widzę, jak jej dolna warga drży, gdy stara się nie spojrzeć na mnie. Mam już dość tego, że traktuje mnie jak powietrze. Zanim zdążę się powstrzymać, dodaję - Ciągniesz mnie na dno...

۞ ۞ ۞

Komentujcie, głosujcie, bo jestem ciekawa waszej opini!!

Ciągniesz mnie na dnoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz