Rozdział 16

166 21 1
                                    

Simon Jackson

To zabawne.  Od przyjazdu do Jersey City minęło zaledwie dwadzieścia minut, a ja nadal nie wiem gdzie mam szukać Katherine. Może rzeczywiście byłem trochę lekkomyślny. Może podczas mojej podróży powinienem chociaż przez chwilę zastanowić się nad planem działania. Wydaje mi się, że czasem jestem zbyt porywczy, ale przecież tu chodzi o Katherine. Nie mógłbym inaczej zrobić. Powoli robiło się ciemno, a temperatura na dworze diametralnie spadła. W tym momencie zacząłem się zastanawiać co u Emmy. Czy jest bezpieczna? Czy jest już w teatrze Forda? I przede wszystkim: Czy czuje do mnie nienawiść za to, że jej nic nie powiedziałem? Potem moje myśli przeszły w kierunku moich rodziców. Czy są ze mnie dumni czy może ich zawiodłem? Za dużo pytań. Za mało odpowiedzi. Miałem mętlik w głowie. Wszystko zaczęło się kręcić i padłem na ziemie. 

Było ciemno. 

- Simon? - usłyszałem piskliwy głosik.

- Katherine?

- Tak, to ja. Wysłuchaj mnie uważnie. Pod miastem znajduje się Jaskinia Lwa. Właśnie tam się znajduje - powiedziała Katherine mimo, że jej nie widziałem. Właściwie to nic nie widziałem.

- Katherine? Nie widzę cię... Gdzie jesteś? - zapytałem lecz nie usłyszałem odpowiedzi.

**

- Wszystko w porządku? - spytała na oko szesnastoletnia dziewczyna pomagając mi wstać z ziemi. 

- Tak... Chyba wszystko okej, dzięki - mówię, a dziewczyna uśmiecha się do mnie ciepło. Odpowiadam jej tym samym. 

- Jestem Isabel - przedstawia się rudowłosa.

- A ja jestem Simon - mówię podając jej rękę. 

- Często tak mdlejesz? - pyta dziewczyna.

- Nawet nie wiesz jak często. Zachowuje się jakbym był jakąś gwiazdą, która omdlewa na widok kamer  - mówię przykładając rękę do czoła i udaje, że znów omdlewam. 

Isabel zaczyna się śmieć. Wydaje się być miła. Gdyby tylko wiedziała, że nie jestem zwykłym nastolatkiem... 

- Chciałbyś pójść ze mną na kawę?

- Z chęcią, ale nie dzisiaj - odpowiadam ze smutkiem. 

- W takim razie do zobaczenia, Simon - mówi i podaje mi do ręki małą karteczkę. 

Zanim się obejrzę już jej nie ma. Spoglądam na karteczkę i dostrzegam numer telefonu. Obok niego dostrzegam napis: Zadzwoń jeśli chcesz. 

Przez chwilę poczułem się jak zwykły nastolatek. 


***

Do Jaskini Lwa postanawiam pojechać taksówką. O wiele mniej kosztowne wydałoby się pojechanie miejskim autobusem, ale jak się okazuje żaden z nich nie kursuje w tamtą stronę. Nagle zaczyna grzmieć, a po chwili dostrzegam na niebie błyski. Zbiera się na burzę. Kiedy wsiadam do taksówki zaczyna lunąć deszcz. A była taka ładna pogoda. 

- Dobry wieczór - mówi taksówkarz 

- Dobry wieczór - odpowiadam.

- Gdzie mam pana zawieźć?

- Do Jaskini Lwa - mówię.

Taksówkarz wydaje się zdziwiony kierunkiem podróży, ale nic nie odpowiada. Rozpadało się na dobre - myślę. Piorun uderza obok nas, a ja lekko podskakuje. Grzmoty wprawiają mnie o gęsią skórkę. Nienawidzę burz, a ta wydaje się być szczególnie okropna. Po chwili wyjeżdżamy z miasta. Wiem, że niedługo będziemy na miejscu. Staram się nie myśleć o burzy, ale jak mam to zrobić skoro pioruny pojawiają się co sekundę? 

- Jesteśmy na miejscu. Pięć dolarów i dwanaście centów* - mówi taksówkarz 

Podaje mu określoną sumę i wychodzę z samochodu. Parę metrów dalej znajduje się jaskinia, a obok niej dostrzegam dość spory las. Powoli zaczynam wchodzić do jaskini. Już przy samy wejściu okazuje się, że kamienie w jaskini są bardzo śliskie z powodu deszczu. Pomimo mojej ostrożności, poślizgnąłem się zahaczając o wypukły kamień i stoczyłem się po kamieniach na sam dół jaskini. 

- Auć! - krzyknąłem. Rozniosło się echo powtarzając po mnie - auć... auć... auć

Moje lewe kolano było całe zakrwawione, ale nie bolało tak bardzo jak moja prawa kostka. Była cała spuchnięta. Chyba ją skręciłem. Dostrzegłem również parę zadrapań i siniaków jednakże nie stanowiły one żadnego zagrożenia. Z plecaka wyjąłem wodę utlenioną i zacząłem obmywać nią ranę na kolanie, potem zawiązałem bandaż. Bardziej jednak przejmowałem się moją kostką. Zabandażowanie jej nie sprawi przecież, że przestanie boleć. Tutaj pomoże tylko nektar lub ambrozja. Na szczęście miałem trochę nektaru. Wypiłem go tylko odrobinę, a i tak poczułem się o wiele lepiej. Wstałem na równe nogi. Ból ustąpił i chwilami tylko czułem nieprzyjemne pulsowanie kostki. Dreptałem ku ciemnej jaskini przez godzinę lub dwie. Czas leciał tu zadziwiająco wolno. I wtedy...


Zobaczyłem ją.



Żywą. 



A moje szczęście nie miało granic. 




----------------------

Och Simonie! Nie martw się twoje szczęście nie będzie trwać długo. *złowieszczy śmiech*

Wiemy już, że Simon odnalazł Katherine! 

* 5 dolarów to niecałe 20 zł

Bronze Eye














Tak w ogóle to jestem Simon JacksonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz