KARTA POSTACI: HEECHEON

13 1 0
                                    


Imię: HeeCheon
Nazwisko: Seo
Wiek: 22 lata
Data urodzenia: 12 lutego
Miejsce urodzenia: Busan
Wygląd: Hongo Kanata

RODZINA
Seo JinHee - dziadek od strony ojca, wieloletni wdowiec, właściciel korporacji

BIO
Jakby tu zacząć? Nie zwykłem mówić o sobie za wiele, bo wolę słuchać innych ludzi, ale skoro już muszę, to siądźcie wygodnie w fotelach i słuchajcie uważnie, by nie przeoczyć żadnego ważnego szczegółu. Przenieśmy się w czasie 22 lata wstecz. Dokładniej 22 lata, 6 miesięcy i 14 dni wstecz. O, właśnie tu. Do 12 lutego tego felernego roku. Właśnie w tej dzień, o godzinie 20:16 postanowiłem przyjść na świat. Dwa tygodnie za wcześnie, ku niespodziance mojej mamy, która nieświadoma niczego poszła do pracy jak co dzień. A pracowała w korporacji swojego teścia, a mojego dziadka, który to jest posiadaczem jednej z większych firm produkujących sprzęt elektroniczny na świecie, jako, że była żoną jego jedynego syna i dziedzica, mojego taty. Mama była Japonką. Tak, była, bo nie miałem nigdy zbytnio okazji poznać jej jako...człowieka. Dlaczego? Podczas porodu doszło do pewnych komplikacji, których długi czas nie chciano mi wyjawić, następnie mama popadła w depresję poporodową i próbowała odebrać sobie życie. Ojciec mi mówił, że mawiała, iż gdy tylko zaczynałem płakać miała ochotę podciąć gardło mnie, a potem sobie, by zyskać trochę spokoju. Bała się wziąć mnie na ręce i nie chciała na mnie patrzeć, choć nie byłem specjalnie brzydkim niemowlęciem. Rzekłbym, że byłem całkiem przeciętnej urody noworodkiem. W każdym razie depresja ją wykańczała i targnęła się na swoje życie. Zamknęła się w łazience. Razem ze mną. Położyła mnie na podłodze, weszła do wanny i odkręciła wodę, a następnie podcięła sobie żyły. Słyszałem, że znalazła nas pokojówka dzięki mojemu kwileniu, gdy zaczynałem dławić się wodą. Tak więc matkę odratowano. Przez ponad miesiąc była w szpitalu, a następnie ją wypisali, by wróciła do domu. Ale co to za dom? Był dla niej więzieniem. Zamknęli ją w jednym z tych wielkich, pięknych, zdobionych, nieco zbyt przytłaczających apartamentów w domu dziadka i trzymali ją tam jak w psychiatryku. Zamknęła się w sobie, nie sypiała, prawie nie jadła. Zaczęło się z niej robić widmo człowieka, którym kiedyś była. A zdaniem ojca była piękna, pełna życia, oczytana, zawsze chętna do działania i poznawania nowych ludzi. Ponoć zawsze się uśmiechała i nic nie wskazywało na to, że jej życie mogłoby się tak potoczyć. Dziadek często wspominał, że gdy wychodziła za mojego ojca, zdawała się promienieć. Nie miała rodziny. Jak się później okazało jej ojciec zginął w pożarze, a matkę zabrała zaraza niedługo przed tym jak poznała mojego ojca. A stało się to, gdy byli na studiach. Zwykłe, ckliwe romansidło. On bogaty, ona biedna i poszkodowana. Niejeden serial można by na tej podstawie nakręcić. Niemniej jednak w przypadku moich rodziców, ich pierwsze spotkanie było jak cud. Nie wiem, czy było tak faktycznie, czy to tylko zalany sentymentem i miłością umysł mojego ojca tak to zapamiętał, ale wiem, że naprawdę musieli się mocno kochać. Wracając do mnie... urodziłem się dwa tygodnie za wcześnie, ważyłem 2,895 g i dostałem piękne 10 w skali Apgara. Zdrowe, normalne, nico małe dziecko. Nic nie wskazywało też na to, że w naszej rodzinie coś musi być nie tak, bo ja też się Stwórcy nie udałem. Przynajmniej nie w pełni. Ale zanim do tego dojdę, może chcecie zrobić sobie coś do picie? Kawka? Herbatka? Nie? Szkoda... bo jak już się wciągniecie, nie będziecie chcieli tak szybko przerwać. Także, matka mnie urodziła, ale nigdy nie wychowywała. Leżała tylko. Pamiętam jak przychodziłem do niej do pokoju jako dwuletni szkrab i starałem się nawiązać z nią kontakt, jak każde normalne dziecko. Łaknąłem kontaktu z drugim człowiekiem. W pierwszych latach życia praktycznie wychowywały mnie pokojówki, kamerdyner i ogrodnicy. Ojciec był wiecznie zajęty pracą, a dziadek, jako aktywny zawodowo człowiek, wyjeżdżał co chwila na konferencje. Byłem sam. Tylko matka mi pozostawała, ale ona nie chciała nawet na mnie patrzeć. Pamiętam jak czasem pytałem, czy ona mnie nie kocha, ale nigdy nie dostawałem satysfakcjonującej odpowiedzi. Czasem nawet pytałem ją, ale milczała. I tak ją właśnie pamiętam. Wychudzona, blada postać z zapadniętymi policzkami i przerzedzonymi włosami, która leżała na wielkim biały łożu z baldachimem i patrzyła tępo w sufit jakby oczekiwała, że się zawali i oszczędzi jej cierpienia. taka mogła być prawda. Nigdy nie widziałem, by chodziła, śmiała się, czy chociażby reagowała na wizytę któregokolwiek z domowników. Wyglądała jak lalka. Nie taka piękna, lecz w swojej osobliwości intrygująca. Lubiłem przesiadywać w jej pokoju nawet jeśli mnie nie dostrzegała. Siedziałem na dywanie i bawiłem się gałgankami lub klockami. Nie wydawałem z siebie żadnych odgłosów przekonany, że mogą ją rozdrażnić. Przychodziłem do niej codziennie. Wizyty w jej pokoju napełniały mnie pewnym rodzajem spokoju jakie tylko dwu- lub trzyletnie dziecko może zyskać będąc zamkniętym w swoim własnym świecie. Rozumiałem ją. To dziwne i trochę przerażające, ale naprawdę ją rozumiałem. Chyba tylko ja ją rozumiałem. Czasem kładłem się na łóżku obok niej i patrzyłem w sufit, tak, jak ona. Czekałem, ale nic się nie działo. Przesiadywanie w tym pokoju odcisnęło na mnie swoje piętno. Nie odzywałem się, choć nauczyłem mówić się bardzo szybko i dość dawno temu; nie śmiałem się, choć do drugiego roku życia robiłem to bardzo często. Jaka matka, taki syn, na to wygląda. Gdy miałem pięć lat matka w końcu zyskała spokój. Spełniło się jej marzenie i odeszła z tego świata. Podobno dostała ataku padaczki i zakrztusiła się własnymi wymiocinami. Mało chwalebna śmierć. Pełna bólu i cierpienia. Ale odeszła. Tak, jak tego chciała. Smutne, co? Nie... wiecie co jest smutne? To, że mnie, jej syna, to praktycznie nie obeszło. W dniu jej pogrzebu byłem jedynym dzieckiem obecnym na cmentarzu. Mały chłopczyk ubrany na czarno, z białą różą w ręce. Miałem położyć ją na jej trumnie, ale uważałem, że na nią nie zasługiwała. Oberwałem więc płatki i przyozdobiłem jej trumnę łodygą z kolcami. I nie płakałem. Ojciec myślał, że byłem za mały, by zrozumieć co się stało, ale ja wiedziałem. Dokładnie wiedziałem. Ale mnie to nie obchodziło. Odeszła na zawsze. Tyle. Kropka. Jednak jej zniknięcie pozwoliło mojej rodzinie na odkrycie pewnej ważnej rzeczy, której przez pięć lat mojego życia zdawali się nie dostrzegać. Przez pracę, matkę, zabieganie, własne sprawy. Dostrzegli ją 7 listopada w roku, gdy skończyłem 6 lat. Bawiłem się starą porcelanową lalką matki przy stole, na którym paliły się świeczki. Dziadek zawsze lubił świeczki, mawia, że nadają nastrój domostwu. Ja też lubiłem świeczki. Ale przez ogień. Podpaliłem włosy lalki. Przez przypadek. Nie chciałem jej zniszczyć. Zacząłem więc krzyczeć i gasić płomienie dłonią. Gdy służka odebrała mi lalkę i ugasiła ogień, ojciec doszedł do szokującego odkrycia. Konkretniej, w momencie, gdy zacząłem płakać, ale nie z bólu, a przez fakt, że zniszczyłem zabawkę. Ojciec zaczął oglądać moją dłoń. Całą czerwoną, z poparzeniami trzeciego drugiego stopnia, z przypaloną skórą. Nie bolało. Wcale. Zabrał mnie do lekarza. Potem do drugiego. I jeszcze jednego. W wieku 8 lat straciłem rachubę po ilu lekarzach jeździłem. Diagnoza była taka sama i przez wszystkie te lata się powtarzała: uszkodzenie okołoporodowe nerwów, które doprowadziło do ubytków w czuciu receptorów skórnych na dłoniach. Przebadano mnie niemal dosłownie całego i zjawisko to występuje tylko na moich dłoniach. Nie czuję gorąca, zimna, bólu. Miewam problem ze stwierdzeniem, czy coś jest szorstkie, czy gładkie, miękkie, czy twarde. Zdarza się. Trzeba mieć swoje zaburzenia. Bez nich człowiek staje się inny. Szczęśliwszy. Ale ja nigdy nie miałem jakiegoś wybitnego pędu do szczęścia. Starczyło mi to, co miałem. I nie mówię tu o fortunie rodziców, czy wielkim domu z basenem, ani też o innych ruchomościach i nieruchomościach. Miałem swój własny, mały świat, którego nikt nie mógł mi odebrać. Rok później, konkretnie trzy dni przed Wigilią, w wypadku samochodowym zginął mój ojciec. Przykre, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że unikał przemieszczania się samochodem jak ognia, twierdząc, że kiedyś zginie w trasie. Nie mylił się. Tak więc, zostałem z dziadkiem. Dziewięcioletni chłopiec i starszawy właściciel wielkiej korporacji. Normalnie marzenie każdego małolata. Dziadek jednak pozwalał mi być tym, kim chciałem. Wyznaczył zastępcę i zaczął spędzać ze mną więcej czasu. Dobrze mnie wychował. Gdy tylko mógł mnie widzieć byłym wychowany, grzeczny, uprzejmy, zawsze potrafiłem znaleźć na wszystko odpowiedź, chodziłem do teatru, opery, nauczyłem się kilku tańców towarzyskich, grałem w szachy, uczyłem się wzorowo, tworzyłem własne unikalne projekty badawcze, aż w końcu dostałem pierwszą nagrodę w licealnym konkursie wynalazków. Stworzyłem jakieś badziewie. Bodajże wycieraczki do okularów. Nic wielkiego. Mały mechanizm na małej powierzchni. Tyle. A oni dali mi nagrodę. Z resztą, nie pierwszą, ale ta była najkosztowniejsza. I napisali nawet o mnie w jakiejś podrzędnej gazecie. Bogu dzięki, że nie afiszowałem się za bardzo z tym, jak nazywa się mój dziadek, bo dopisaliby pewnie jakieś badziewie w stylu „nastoletni dziedzic bla bla bla". Nie chciałem tego. Nigdy nie chciałem. Zwisało mi, czy ktoś wie, że jestem bogaty. A byłem. I to konkretnie. Dziadek te firmę odziedziczył jeszcze po swoim dziadku, z tego co wiem, więc interes kwitł. Gdzie to stanąłem z historią? Ah, tak... Gdy dziadek jednak nie patrzył, pokazywałem na co naprawdę mnie stać. Nie miałem znajomych, pal licho przyjaciół, nauczyciele czuli do mnie większy respekt niż do siebie nawzajem, a niemowlęta płakały na mój widok. No dobra, lekko przesadziłem, ale ta część o braku przyjaciół to szczera prawda, głowę daje! W każdym razie miałem w sobie coś, co sprawiało, że ludzi jednocześnie do mnie ciągnęło, jak i ode mnie odpychało. Wcześnie straciłem...hmm... dziewictwo w każdym tego słowa znaczeniu i żyłem dość liberalnie. Oczywiście przy dziadku byłem wzorem wnuka. Mam jednak wrażenie, że doskonale wiedział co ze mnie za ziółko, zwłaszcza, że miał do czynienia z moją matką. Takie rzeczy nie rozchodzą się po kościach. To genetyczne. Niemniej jednak skończyłem szkoły z wyróżnieniem, napisałem wzorowo egzamin dojrzałości i dostałem się na studia. Skończyłem już jeden trzyletni kierunek – mechatronikę – i teraz zająłem się czymś nowym. Czymś, co będę musiał znów zgłębiać od podstaw. Biznesem. W sumie, jako przyszły dziedzic tego wszystkiego, co posiada mój dziadek, muszę się znać na rzeczy. Nigdy mnie to nie interesowało, jeśli mam być szczery. Zapewne będę prezesem-widmo, który pojawia się tylko, gdy naprawdę musi, a wszystkim zarządzać będzie jakiś zaufany człowiek. Znam się na ludziach, to jedno, co mogę powiedzieć naprawdę z ręką na sercu. Czy mogę dorzucić coś jeszcze? Hmmm, nie jestem kimś, kto zaserwował wam te jakże ckliwą historyjkę po to, byście mi w jakimkolwiek stopniu współczuli. Nie. Opowiedziałem wam to, bo sami mnie o to poprosiliście, a ja nie lubię pomijać istotnych szczegółów. Biografia to coś bardzo osobistego, jednak czymże byłaby biografia bez wszystkich tych interesujących części? Śmierć, strata, cierpienie, ból. To te najlepsze kąski w każdej biografii. Przyznajcie, że każdy człowiek ma w sobie trochę z tyrana, który lubi cieszyć się cudzym bólem. Przyznajcie, że nigdy nie cieszyliście się z pecha kogoś innego. Choćby kolegi ze szkolnej ławki, który dostał niższą ocenę niż wy. Widzicie? Do tego zmierzam. Moja biografia wciąż trwa, więc może znajdziecie tam coś ciekawszego. Mimo wszystko jednak wiecie teraz z jakiego domu pochodzę i kim są moi krewni. Wiecie, że mam tylko dziadka. Nikogo innego. Wiecie też dlaczego. mam specyficzną urodę, wiecie też dlaczego. jestem specyficzny, też wam to wiele wyjaśnia. Cóż więcej dodać? Znacie moje motywacje i motywy. Nic dodać, nic ująć. Jeśli pozwolicie, teraz to ja pójdę zaparzyć sobie herbaty, bo cała ta opowieść sprawiła, że zaschło mi w gardle...

CHARAKTER
Człowiek wraca z kubkiem herbaty, a wy znowu swoje... Dobra, jeśli biografia nie daje wam pełnego obrazu, zaczynajmy. Jak wspomniałem nie lubię mówić o sobie. To wiele świadczy o człowieku. Być może jest zbyt zamknięty w sobie, zbyt nieśmiały, albo też, jak ja, zbyt mało zainteresowany. Nie interesuję się sobą. Mój świat wewnętrznych przeżyć i wrażeń zaczął blednąć w momencie, gdy w łazience szkolnej toalety przeleciałem jedną z cheerleaderek, a następnie tego samego dnia, w tej samej łazience, w tej samej kabinie, dałem się przerżnąć chłopakowi z najstarszej klasy. Nie rozwijałem emocji od tego czasu. Nie za bardzo. Stłumiłem je i teraz jestem bardziej trzeźwym obserwatorem wydarzeń, niż ich uczestnikiem. Ktoś, kto lubi zabawę i jest niedoświadczonym pesymistą, czy też optymistą, jak to zwą się ci ludzie, mógłby uznać, że jestem po prostu drętwy. Cóż, trochę jestem. Ale co może facet z brakiem czucia w obu dłoniach? Poprawne trzymanie ołówka wymaga ode mnie dwa razy tyle wysiłku, co od normalnego człowieka. Nie mówiąc o odpowiednim nacisku, gdy chcę złapać coś kruchego. Jestem z natury spokojny, opanowany, nieco wyizolowany od grupy, choć moja świadoma izolacja zdaje się przyciągać do mnie ludzi. I dobrze. Lubię ludzi, lubię ich towarzystwo, opowieści, żarty, nawet najgłupsze anegdotki. Ciekawi mnie to, bo ludzie w gruncie rzeczy są niezwykle ciekawi. Ich historie dają mi małe radości w życiu. Nie bywam szczęśliwy. A nawet, gdy się tak czuję, nie umiem tego okazywać. Ciężko idzie mi zmuszenie się do uśmiechu. Jest to raczej grymas, lub zwykła, kamienna twarz, którą noszę na co dzień jak maskę z porcelany. To nie dlatego, że chcę odpychać ludzi. Nie. To dlatego, że nie potrafię jej zrzucić. Nie szukam sposobu na to. Nie zrozumcie mnie źle. Dobrze mi z moją maską i pozorną pochmurnością. To czyni mnie wyjątkowym. A przecież tego wszyscy pragną, być wyjątkowymi, dostrzeganymi w tłumie. Ja też. Jak każdy normalny człowiek. Jestem też bardzo sentymentalny. Pamiętacie te lalkę z porcelany? Tak. Tę z przypalonymi włosami. Mam ją ze sobą. Zawsze noszę ją w plecaku. Wiem, że to dziwne i dziecinne, bo w przedszkolu widywałem dzieci, które nie rozstają się ze swoimi pluszowymi zabawkami lub też chodzą wszędzie z wyleniałym kocykiem nazywając go „Hugo". Mam też stary zegarek ojca na lewym nadgarstku. Nie chodzi od czasu wypadku i zatrzymał się dokładnie dwie godziny po tym, jak zmarł w drodze do szpitala. Mam go zawsze przy sobie. I wisiorek od dziadka. Srebrny łańcuszek z równie srebrnym wisiorkiem przedstawiającym gołębia walczącego z jakimś innym, większym od siebie ptakiem. Dziadek lubi symbolikę zwierzęcą. W domu mamy mnóstwo gobelinów, obrazów i parę innych drobnych dzieł sztuki, które właśnie jej hołdują. Wisiorek jest mały, ale pięknie wykonany. Jeśli chciałoby mi się zajrzeć do atlasu ptaków zapewne wiedziałbym co to za stworzenie. Jestem na to jednak zbyt leniwy, więc stawiam, że to sokół. Niewinność walcząca z pychą. Dobrze, dziadku... choć ja bardziej chyba utożsamiam się z niestałym, zmysłowym wróbelkiem. Cóż jeszcze o moim charakterze? Hmm... lubię dzieci. Nie, nie w tym sensie. Za kogo mnie macie? Serio lubię dzieci. Jestem nianią waszych marzeń! Jak już przebrniecie przez trzy warstwy depresji i odrzucenia, dostrzeżecie, że dzieci mnie kochają. Szczerze, nie wiem dlaczego, bo naprawdę bardziej moje zachowanie i postawa pasuje do płatnego zabójcy niż Matki Teresy, ale dzieci czują, kto za nimi skoczy w ogień. A ja bym skoczył. Podsumowując: cichy, nieco mroczny w obyciu, wiecznie smutny lub przygnębiony z zewnątrz, cierpliwy i wytrwały, mądry, ale nie przemądrzały i takie tam. Mam nadzieję, że miło wam się czytało ten spory kawał literatury.


INTERESUJĄCE FAKTY I CIEKAWOSTKI
#01. Nie ma czucia w obu dłoniach, od obszaru poniżej nadgarstka do czubków palców.
#02. Wygląda na znacznie młodszego niż w istocie jest. Większość ludzi bierze go za dzieciaka z liceum.
#03. Jest pół-Japończykiem od strony matki.
#04. Ma 180 cm wzrostu.
#05. Jest szczupły, ale dobrze zbudowany. Pod materiałem można wyczuć dokładnie jego sylwetkę, choć jej nie widać, bo Heecheon nie jest zainteresowany pokazywaniem swojego ciała osobom pobocznym.
#06. Nie pali, mało przeklina, czasem pije.
#07. Ma strasznie mocną głowę i ciężko go upić. Nawet jeśli pije, rzadko widać po nim skutki upojenia.
#08. Bardzo rzadko choruje. Ale jeśli już zachoruje, zachowuje się jakby umierał, bo nie jest przyzwyczajony do stanu choroby.
#09. Ma doskonałą pamięć do szczegółów i faktów. Jest przy tym bardzo spostrzegawczy.
#10. Ma deficyt skupienia uwagi występujący w sposób nie naturalny. Zamiast rozproszenia uwagi poprzez dodawanie bodźców, on utrzymuje jej skupienie przez ten zabieg. Dlatego skupia się na wielu rzeczach na raz, wszystkie traktując z równą wagą, co jednak sprawia mu kłopoty w kontaktach międzyludzkich i współżyciu w społeczeństwie przez wrażenie bycia nieobecnym i niezainteresowanym.
#11. Nie potrafi skupić na czymś wzroku dłużej niż 10 sekund. Jednorakie bodźce wywołują rozproszenie uwagi.
#12. Jest biseksualistą, a przynajmniej tak o sobie mówi. Płeć partnera nie ma dla niego absolutnie żadnego znaczenia, choć w kontaktach seksualnych woli stanowczo tych, którzy fizycznie są mężczyznami.
#13. Jest bardzo sentymentalny. Przywiązuje się szybko do przedmiotów.
#14. Zawsze nosi przy sobie kilka drobiazgów. Do tych bardziej znaczących należy stary, niedziałający zegarek jego ojca ze zbitą szybką, oraz ofiarowany mu przez dziadka naszyjnik z wisiorkiem przedstawiającym dwa zupełnie różne pod względem charakterystyki ptaki. Wszędzie zabiera ze sobą również starą, porcelanową lalkę matki, której w dzieciństwie spalił połowę twarzy i włosów.
#15. Matka próbowała zabić go kilka razy, gdy był niemowlęciem. Następnie, po wielu nieudanych próbach, oszalała.
#16. Od drugiego roku życia Heecheon przejął wiele z charakterystyki matki, która odcisnęła na nim swoje piętno. Przestał się wówczas odzywać, uśmiechać, zamknął się w sobie i zaczął rozwijać ośrodki w mózgu odpowiedzialne za rozwój zachowań ze spektrum autyzmu.
#17. Jest bardzo inteligentny, wręcz nad wyraz. Od najmłodszych lat przejawiał znacznie wyższy poziom inteligencji niż jego rówieśnicy.
#18. Gdy miał 6 lat, 7 listopada dokładnie, jego rodzina dostrzegła nieprawidłowości w jego rozwoju zmysłowym. Lekarze kilka miesięcy później zdiagnozowali u niego uszkodzenie okołoporodowe nerwów, które doprowadziło do ubytków w czuciu receptorów skórnych na dłoniach.
#19. W wyniku poparzenia nie ma linii papilarnych na wskazującym i środkowym palcu prawej dłoni, oraz na środkowym, serdecznym i małym palcu lewej.
#20. Jest praworęczny, choć pisanie lewą ręką również nie sprawia mu problemu.
#21. Pierwszy raz uprawiał seks z mężczyzną w wieku piętnastu lat, a z kobietą krótko po siedemnastych urodzinach.
#22. Skończył z wyróżnieniem trzyletnie studia na kierunku mechatronika. Obecnie studiuje biznes.
#23. Interesują go tajniki psychiki ludzkiej i przypadki kliniczne zaburzeń.
#24. Jak na osobę o zaburzeniach ze spektrum autyzmu przystało, ma niezwykłą lubość do prawnych porządków rzeczy, schematów i rutyn. Dla niewprawnego obserwatora jego zachowania przypominają skrajny pedantyzm w organizacji otoczenia.
#25. Jego ulubione filmy to „Pearl Harbour", „Gladiator", "Braveheart", "Hero" i "Battle Royal". Ciężko jednak wybrać film, którego nie lubi. Z reguły ogląda wszystko bardziej dla towarzystwa, tudzież referencji popkulturowych, niż dla samego oglądania.
#26. Lubi czytać książki. Wszelakie. Zarówno popularno-naukowe, naukowe i beletrystykę.
#27. Nie znosi zajęć wychowania fizycznego, bo nie widzi sensu w bezcelowym bieganiu na czas, gonieniu piłki, lub graniu w gry zespołowe, bo nigdy nikt nie chce mieć „świra" w drużynie.
#28. Ma problemy z zachowaniem szacunku dla czyjejś strefy intymnej, którą wielokrotnie podczas jednego spotkania potrafi naruszyć.
#29. Czasem zachowuje się w sposób nieadekwatny do sytuacji. Najczęściej są to zachowania o zabarwieniu seksualnym.
#30. Ma bardzo niski głos zupełnie nie pasujący do jego powierzchowności.
#31. Lubi dzieci. Ze wzajemnością. Choć nie ma pojęcia skąd się ta wzajemność bierze.
#32. Jego jedynym żyjącym krewnym jest dziadek ze strony ojca, który od dziewiątego roku życia wychowywał go, i po którym ma odziedziczyć dosłownie wszystko.
#33. Mówi płynnie w czterech językach obcych: japońskim, angielskim, chińskim i hiszpańskim.
#34. Nie toleruje braku odpowiedzi na pytanie. Sam zapytany o cokolwiek, udzieli zgodnej z prawdą odpowiedzi, choćby miała być nawet bardzo intymna, czy budząca negatywne emocje.
#35. Często miewa koszmary będące zapisem prób zabójstwa dokonywanych przez jego matkę w dzieciństwie.
#36. Prócz tych koszmarów nie boi się praktycznie niczego.
#37. Wierzy w Boga i Opatrzność, ale nie potrafi sprecyzować jaką religię wyznaje.
#38. Jest bardzo bogaty i może pozwolić sobie na zakup niemalże wszystkiego. Nie afiszuje się jednak z tym i otacza się przedmiotami tanimi, niezbędnymi do przetrwania, które nie przyciągają zbytniej uwagi.
#39. Potrafi pięknie śpiewać. Nauczył się na prywatnych lekcjach organizowanych w jego domu. Nigdy jednak publicznie nie wykorzystuje ten umiejętności, ani też o niej nie wspomina.
#40. Chciałby potrafić grać na jakimś instrumencie, malować, czy rzeźbić. Przez brak czucia w dłoniach uznał jednak, że jest to niemożliwe i nie podejmuje żadnych prób rozwinięcia którejś z tych umiejętności. Pisanie jest dla niego dostatecznym wysiłkiem.
#41. Lubi zadawać sobie ból. Fascynuje go również ranienie dłoni, gdyż może obserwować urazy bez odczuwania cierpienia.
#42. Fascynuje go krew, śmierć i anatomia ludzka.
#43. Psycholodzy wykryli u niego psychopatie, która jednak jest przez niego samego trzymana w ryzach. Lekarze zalecają jednak ostrożność, bo zaburzenie jest silne i działa w kilku ośrodkach mózgu.
#44. Odczuwa silną potrzebę „należenie do kogoś" i bycia tej osobie podwładnym, posłusznym. Nikt, łącznie z nim samym, nie zdaje sobie jednak z tego sprawy, bo nigdy nie był z nikim na tyle blisko, by potrzebę tę rozwijać.
#45. Podczas stosunków seksualnych rani się, wyzywa w myślach, lub celowo wstrzymuje oddech podduszając się. Inaczej nie jest w stanie osiągnąć spełnienia.
#46. Jest czułym kochankiem. Nigdy nie zranił żadnego swojego partnera.
#47. Nie potrafi się uśmiechać. Mimo to, zgodnie z zaleceniem lekarza, ćwiczy codziennie. Dzięki temu potrafi wywołać celowo na twarzy nieco szyderczy, karykaturalny grymas, który zwie swoim uśmiechem.
#48. Jest dość ograniczony pod względem wyrażania emocji. Rzadko przeżywa silne stany emocjonalne. Jest niezwykle stonowany.
#49. Ma podłużną, coraz mniej widoczną, bliznę na środku klatki piersiowej, która wygląda jak szrama operacyjna po operacji serca. W istocie powstała w wyniku upodobania do krzywdzenia siebie przez samego chłopaka, gdy miał szesnaście lat.
#50. W relacjach międzyludzkich jest jednostką dominującą. Podczas stosunków seksualnych jest zdecydowanie stroną bierną, uległą, nawet jeśli wciąż pozostaje partnerem dominującym.
#51. Cierpi na bezsenność. Wmawia sobie, że mleko, lub gorący napój wypity przed snem pomoże mu zasnąć.
#52. Lubi chłód. Ma niską temperaturę ciała przez co znacznie szybciej odczuwa ciepło.  


Innocence dies in the end~Where stories live. Discover now