I. Początki bywają trudne

27 0 0
                                    


Korytarz na 2 piętrze

MIZUSHIMA HARU: Właśnie trwał jeden z tych upierdliwie męczących dni, w których to Haru zaczynał żałować, że kierunkiem który wybrał był sport. Gdyby to jeszcze była tylko akrobatyka, to byłby przeszczęśliwy, no ale niestety inne sporty też się w ten kierunek wliczają. Miał za sobą ponad godzinę biegania za piłką, którą tak naprawdę kopnął może z dwa-trzy razy. Cóż poradzić, że to małe chude nie nadaje się do czegoś takiego jak piłka nożna czy koszykówka. On może robić mostek ze stania, szpagat, salto, może sobie pojeździć na łyżwach i wykonać na nich kilka ładnych potrójnych skoków, ale nie każcie mu bawić się piłką, no ludzie, zlitujcie się! No ale, wiadomo że raczej się nad nim nie zlitują, w końcu przyszedł tu żeby się czegoś nauczyć, a nie marudzić że nie lubi ganiać za piłką. Poza tym, dodatkowa dawka ruchu zawsze może się przydać. Byle tylko nie była za duża.
A skoro mowa o nauce, to nawet na kierunku sportowym miał od groma zajęć z innych dziedzin, a i jeszcze sam sobie nowe zajęcia wynajdywał, i właśnie to przed chwilą zrobił. Tuż po tym jak skończył zajęcia poszedł do biblioteki, w której naprawdę lubił przebywać, głównie przez to, że było w niej cicho i spokojnie, i raczej nikt nie myślał o tym, by przeszkadzać innym, i wypożyczył z niej pięć ciekawie zapowiadających się książek. W końcu nie ma nic lepszego niż wciągająca lektura na wieczór. Miał nadzieję, że takie się one okażą - ciekawe i zajmujące. Chciał, żeby pomogły mu się oderwać od tej jakże męczącej codzienności. Lubił czytać właśnie dlatego, że kiedy to robił, kompletnie zapominał o otaczającym go świecie, i mimo, że wiele osób twierdzi, że czytanie męczy umysł, to Haru miał bardziej wrażenie, że po czytaniu jest wypoczęty i ma więcej energii na inne czynności.
Tak więc, teraz wystarczyło tylko pójść do swojego pokoju by uwalić się na łóżku i zacząć czytać. Ruszył więc korytarzem ledwo trzymając te pięć sporej grubości książek i dwa zeszyty, które wręcz po złości nie dały mu się upchnąć w torbie przewieszonej obecnie przez jego ramię.

SEO HEECHEON: Dzień mijał tak zwyczajnie jak tylko mógł. Miałem wykłady, na które nie poszedłem, potem konwersatoria, na których też się nie zjawiłem, ale za to wybrałem się na dyżur do pani profesor, która obiecała mi przepisanie oceny z egzaminu. To było akurat dość miłe z jej strony. Co więcej, bardzo cieszyło mnie, że tak wiele ocen mogłem przepisać z poprzednich lat nauki. Nie żebym miał ciekawsze rzeczy do roboty jak siedzenie na wykładach... Po prostu... nudziło mnie to. Za bardzo. Miałem problemy ze skupieniem uwagi na wykładowcy, mozolnie przesuwanych slajdach, czy pozostałych studentach, których przeanalizowałem już na każdy możliwy sposób. Nie powinno dziwić więc to, że o tej godzinie, o której odbywa się kolejny nudny wykład, z którego będę zwolniony, przechadzałem się korytarzem. Czego szukałem? Sam chyba tego do końca nie wiedziałem. Kręcąc się po uczelni zazwyczaj jestem ubrany w mundurek, na jednym ramieniu mam mały, czarny plecak, a w rękach ściskam książkę, lub dwie. Nie wiem czemu, ale daje mi to pewne poczucie stabilności. Tak jak na filozofii często dowiadujemy się, że rzeczy, które są dla nas ściśle materialne, tak naprawdę nie istnieją, ja lubiłem udowadniać sobie, że coś istnieje tylko dlatego, że mogę tego dotknąć. Choć... moje dłonie nie były w stanie do końca poczuć gramatury, czy temperatury przedmiotu, miałem świadomość, że on istnieje. Bo krawędzie zeszytu często drażniły moje nadgarstki, które czucia nie były pozbawione. Mój psychiatra mawiał, że stałość przedmiotu zależy od tego jak się do niego nastawimy. Ale jeśli miałby rację, znaczyłoby to, że wszyscy ludzie na świecie mają schizofrenie. Przecież nie każdy dźwięk który słyszymy, musi być realny.
Ja usłyszałem jednak jak jaskółka z całym impetem wleciała w szybę. To wydarzyło się naprawdę, bo siedząca na parapecie dziewczyna aż podskoczyła z wrażenia. Ja jedynie spojrzałem na okno. Oszołomiony ptak siedział na parapecie najwyraźniej nie rozumiejąc dlaczego nie mógł wlecieć do środka przez niewidzialną barierę. Jaskółka była piękna, choć widać było, że los jej nie oszczędzał. Patrzyłem na nią idąc dalej przed siebie. a zapatrzony byłem tak, że nie zauważyłem idącego z na przeciwka chłopaka, na którego nieopatrznie wpadłem. Wydałem z siebie zduszony dźwięk i runąłem do tyłu, na plecy, wypuszczając książki z rąk.

Innocence dies in the end~Where stories live. Discover now