Zbliżają się święta, choć tak naprawdę tą kurewsko wspaniałą atmosferę czuć już od dawna. Na ustach ludzi już od tygodni krążą pytania dotyczące prezentów czy przekąsek, które mają się pojawić na wigilijnym stole. Mnie osobiście to wszystko nie jara, a szkoda. Bezustannie słyszę pierdolenie typu: „Park Jimin, może wreszcie otworzyłbyś swoje serce na magię świąt?" albo „Jimmie, może mógłbyś nam pomóc w ozdabianiu domu?". Oczywiście takie beznadziejne pytania zwykle kończą się moją furią i opuszczeniem mieszkania przy akompaniamencie głośnego trzaśnięcia drzwiami. Cóż, taki już jestem.
***
Dziś w szkole mamy losować osoby, którym będziemy robić paczki. Moja mina powala wszystkich od samego początku. Nie rozumiem z jakiej kurwa racji mam robić prezent jednemu z tych idiotów. Oczywiście mam w klasie kumpli, dla których mógłbym się zmusić i wymyślić coś bajeranckiego, np. taki Yoongi. Jemu dałbym książkę, której i tak by nie przeczytał, ale gdyby ją chociaż otworzył.. Znalazłby wspaniały film pornograficzny z wyższej półki, który mógłby obejrzeć ze swoim „przyjacielem" Taehyungiem. To się nazywa kreatywny prezent, jednak rzecz jasna nie każdemu można taki dać.
- Dzień dobry, uczniowie! – Wita nas głos nauczyciela wchodzącego do klasy – wiecie co dziś robimy?
- Nie – mruczę pod nosem, a ten obdarza mnie tym pieprzonym gromiącym spojrzeniem.
- Na dzisiejszych zajęciach wylosujemy osoby, którym zrobimy skromny upominek na nadchodzące święta. Cały sens jest w tym, żeby uszczęśliwić drugą osobę, chociażby małym, malutkim gestem – kontynuuje swoją przemowę.Z zadziornym uśmiechem mierzę wszystkich chłopaków w klasie i zaczynam typować osoby, które mogą mi się trafić. Namjoon? Wątpię. Jin? Nie sądzę.
- Zaraz po klasie przejdzie przewodniczący, który podstawi wam pudełeczko z losami. Pamiętajcie żeby wybrać tylko jedną karteczkę. Nie akceptujemy żadnych propozycji wymiany osoby – pierdolił dalej nauczyciel, a ja wywróciłem oczami.
Jak na rozkaz, przewodniczący zwany przez nas Kookiem przechodził od ławki do ławki dając nam możliwość wyciągnięcia karteczki z zapewne najbardziej znienawidzoną osobą z klasy.
Po chwili przychodzi kolej na mnie. Wkładam rękę do pudełka, w którym znajdują się losy. Kręcę ręką w różne strony, wnikliwie obserwując irytującego się już Jungkooka. Łapię jednak jedną z karteczek i wyciągam ją prędko z uśmiechem na twarzy. Czekam aż przewodniczący odejdzie i delikatnie ją otwieram.
Kurwa mać.
- Jung Hoseok – mruczę cicho pod nosem, a na moich policzkach pojawia się rumieniec, którego szybko zastępuję wkurwionym wyrazem twarzy.
***
Na wykonanie prezentów dostaliśmy marne trzy dni. T R Z Y D N I.
Nie wiem nawet co mógłbym mu kupić. Hoseok od kilku lat sprawia, że moje serce nienaturalnie przyspiesza, ale oczywiście nikt o tym nie musi wiedzieć. Oficjalnie nazywam go spierdoloną niedołęgą, przebrzydłą boidupą oraz innymi bardziej lub mniej wulgarnymi tytułami. Nigdy nie chciałem dawać po sobie poznać, że ta wielka kluska cokolwiek dla mnie znaczy, bo oczywiście wmawiałem sobie, że jest nikim i chciałbym, żeby faktycznie tak było.
Jednak nie było i chuj wszystko strzelił.Idąc przez miasto pierwszy raz pozwalam swoim oczom spoglądać na te marne świąteczne wystawy. Oczywiście każda była równie denna jak samo Boże Narodzenie. Takie są realia.
Co jakiś czas moim oczom ukazują się kule śnieżne, różne figurki bałwanków, przeróżne karty świąteczne, a nawet wełniane swetry. Momentami wyobrażam sobie Hobiego właśnie w którymś z nich. Na swój sposób wyglądałby uroczo, jednak to nie zmienia faktu, że widząc go w tym sweterku wybuchłbym gromkim śmiechem. Po co ktokolwiek miałby wiedzieć, że zachwycam się chłopakiem w kubraczku z reniferami czy mikołajami.