014.

85 5 0
                                    

    Chłopak siedział przy stole z rodziną, pałaszując ciągle ciepły obiad, ugotowany tym razem, przez jego matkę. Babcia i Dziadek spędzili cały dzisiejszy dzień na zawodach wędkarskich, na których dziadek zajął zaszczytne trzecie miejsce. Był taki szczęśliwy, kiedy tylko przywiózł do domu około pięciokilogramową rybę, złowioną w jeziorku, znajdującym się niedaleko ich małego miasteczka.
Chłopak uwielbiał, kiedy jego najbliżsi, promieniowali szczęściem, radością, a na ich ustach widniał szczery uśmiech. Kochał również uśmiech Alex, kochał jej śmiech kiedy ją gilgotał lub mówił coś śmiesznego. Ostatnie mu czasy, co raz rzadziej mógł być światkiem takiego zjawiska, jak chociażby pojawiające się delikatne dołeczki w jej policzkach spowodowane uśmiechem. Jak byli mali wykłócali się, czyj uśmiech jest bardziej słodki, ale nie mogli się nigdy zdecydować.
     Dziewczyna kończyła pisać zwrotkę i refren swojej piosenki, mówiącej o starej przyjaźni, która przetrwała. Czyli jest odzwierciedleniem dokładnie tego co się stało, co się dzieje między nimi. Byli i nadal są przyjaciółmi. Między nimi ostatnio tak dużo się wydarzyło, ale dali radę, przetrwali i oboje nawet nie wiedzą co się dzieje miedzy nimi. Są świadomi że to przyjaźń, ale nie zdają sobie sprawy że to co czują nie jest dokładnie tym, na co wygląda.
     Alex była już dawno po obiedzie, na dworze powoli się ściemniało a ona usiadła na parapecie swojego okna, podkulając wysoko nogi. Oparła policzek o kolano, patrząc w stronę sąsiedniego domu, gdzie świeciło się światło, tylko w jadalni. Zazdrościła chłopakowi tak bardzo, chociaż nie wiedziała czego konkretnie. Może tego że ma taką wspaniałą rodzinę? Może tego, że ma możliwość przebywania z nimi wszystkimi na raz? Tego szczęścia, jakie posiadał w sercu. Tak zdecydowanie tego wszystkiego na raz mu zazdrościła. Chciałaby mieć dużo szczęścia, być radosna. Chciała mieć prawdziwą rodzinę i móc spędzać z nią każdą wolną chwilę. Nie mogła, choć chciała.
     Kiedy była jeszcze malutka, a Allison dopiero co ją urodziła, jej ojciec zostawił je. Opuścił je obie. Podkulił ogon i uciekł kiedy zobaczył ją, kiedy zobaczył co narobił, po prostu uprawiając sex bez zabezpieczeń z jej matką. Wystraszył się, a jego rodzice wraz z nim. Alex nigdy go nie poznała, ani żadnej rodziny z jego strony. Nie chciała jej poznawać, wiedziała że jej ojciec jest tylko tchórzem, że jest zwykłym prostakiem, który uciekł kiedy życie zaczęło toczyć się pod górkę, ale mimo wszystko bardzo chciała mieć normalną rodzinę. Ojca, matkę, dziadków, ale nie może. Rodzice matki dawno już zmarli, prawie dwa lata temu, na początku jej terapii w klinice. Dokładnie pamiętała jak nie pozwolili jej pójść nawet na ich pogrzeb, bojąc się że ucieknie, lub zrobić coś głupiego. Została jej tylko matka i nikt więcej. Miała jeszcze przyjaciela, który prędzej czy później zostawi ją i znowu wyjedzie.
      Parę słonych kropelek, wydostało się z pod przymkniętych powiek dziewczyny i spłynęły na jasny materiał jej dżinsów. Otarła dłonią mokry ślad na policzku i licząc do trzech otworzyła oczy. Jej wzrok od razu padł na stojącego w oknie na przeciwko bruneta. Chyba się gdzieś szykował, ponieważ szare dresy zamienił na zwykłe, proste, a za razem eleganckie czarne rurki. Górna część jego ciała była naga. Dopiero co ściągnął koszulkę, rzucając ją za siebie. W ręce trzymał białą podkoszulkę i ciemno szarą bluzę z kapturem, z zamiarem włożenia ich na siebie w następnych sekundach. Jego uśmiech rzedł z każdą sekundą, kiedy widział płaczącą w oknie Alex. Chciał do niej pobiec i jak najmocniej przytulić do siebie, pytając się o co chodzi, ale nie zrobił żadnego ruchu.
     Wyciągnął z kieszeni telefon i wystukał krótką wiadomość do blondynki, po chwili wysyłając ją. Stał w oknie patrząc czy odczyta wiadomość, ale nie ruszyła się nawet z miejsca. Jej zielone oczy skierowane były w jego stronę, nawet nie mrugając. Jak była w jakimś transie. Łzy leciały po jej policzkach, ale sama nie znała ich konkretnego powodu. Po prostu ogarnęła ją nagła fala smutku i tęsknoty za dawnym życiem.
      Kiedy szybko zorientowała się że przyjaciel zerka w jej stronę, a w jego ciemnych tęczówkach kryje się troska, otarła szybko łzy i spuszczając roletę zeszła z parapetu i zasiadła na świeżo pościelonym łóżku. Nadszedł moment kiedy nie panowała nad tym co robi, tylko spisywała na kartkę wszystko co czuje, tworząc zwrotki i refren, składające się na piosenkę. Kiedy znajdowała się jeszcze w klinice, przez dwa lata zapisała cały zeszyt. Często miała tak, że siedziała i opisywała to co się działo w jej głowie. Ból. Rozpacz. Tęsknota. Żal. Choć napisała tak dużo znakomitych tekstów, nie przeczytała ich już nigdy więcej. Była to forma jej pamiętnika, cały natłok myśli koncentrowała na dobieraniu słów, i układaniu zdań, które będą pasować do melodii, którą zawsze cichutko nuciła pod nosem. Obiecała sobie że kiedyś do tego wróci, że przeczyta to wszystko ale bała się. Po prostu bała się że wszystko co czuła wróci, i uderzy w nią ze zdwojoną siłą. Bała się że sobie nie poradzi. Zniszczony zwykły zeszyt, z kolorową okładką, leżał na dnie jej szafy, schowany pod ruchliwą deską, którą bez problemu mogła podważyć.
      - I'm gonna make it alright but not right now - zanuciła cichutko pod nosem, zapisując wszystko na kartce. Tak bardzo chciała spełnić to. Tak bardzo chciała sprawić żeby wszystko było w porządku, ale nie mogła tego zrobić w tej chwili. Starała się, ale nie mogła.
     - Bu! - blondynka wyrzuciła długopis z ręki w powietrze i podskoczyła, wprawiając w ruch sprężyny materaca. Głowa Justina była wciśnięta między białe drewniane drzwi, a ich framugę. Uśmiechał się ciągle mając przed oczami wystraszoną minę przyjaciółki.
      - Dupek - prychnęła pod nosem i szybko wzięła notatnik, chowając go między materac a stelaż łóżka. Przetarła dłońmi twarz, jakby pozbywając się zaschniętych łez i spojrzała na Justina, który siedział już niedaleko jej na fioletowym posłaniu.
       - Coś się stało? - przyszedł tutaj w konkretnym celu. Widział jak płacze i nie chciał aby była sama. Był pewien, że gdyby było coś nie tak, powiedziałaby mu o tym, ale nie mógł patrzeć jak blondynka cierpi.
      - Nic - uśmiechnęła się delikatnie i położyła rękę na jego ramieniu, jakby chcąc potwierdzić swoje słowa, że wszystko jest dobrze.
       - Wiem że coś jest nie tak Alex - objął ją ramieniem i przyciągnął do siebie - Jak będziesz chciała, sama mi powiesz - pogładził jej blond czuprynę, a ona zaciągając się jego słodkim waniliowym zapachem, przymknęła oczy, uwalniając kilka łez, które od razu pomoczyły jego koszulkę.
        - Dziękuję - wtuliła się jeszcze bardziej w jego stronę i objęła jego talię. Lekko się uśmiechnęła, chowając twarz w zagłębieniu jego szyi.
        - To ja tobie dziękuję - pochylił głowę i oparł głowę na jej karku. Pachniała słodki truskawkami, tak samo jak jej włosy. Uwielbiał ten zapach i nigdy go nie zapomniał.
        Zielonooka przeszła w życiu tak wiele, ale mimo wszystko potrafiła teraz docenić to, że ciągle ma przy sobie Justina, pomimo trzyletnie rozłąki. Brakowało jej jego głosu, jego dotyku, jego żartów, jego uśmiechu, jego zapachu. Po prostu Justina. Zadrżała w jego ramionach i rozpłakała się. Tym razem była to mieszanka szczęścia i żalu do samej siebie, że pozwoliła mu po prostu wyjechać.
      Justin obejmował ją, a kiedy poczuł jak jej ciało drży, pogłaskał ją po głowie i złożył delikatny pocałunek na je karku, a potem kolejny i jeszcze jeden. Przez ciało zielonookiej przechodziły dreszcze, a na ramionach i udach czuła tworzącą się gęsią skórkę, a wszystko to było spowodowane każdym pojedynczym  pocałunkiem, a serce prawie wyskoczyło z jej piersi. Poczuła przyjemne łaskotanie w miejscach, gdzie ciągle czuła jego usta. Łzy przestały lecieć, tak jakby ktoś zakręcił kran i odciął im dostęp do jej oczodołów. Uśmiechnęła się.
      - Przejdziemy się? - zaproponował chłopak, odciągając Alex na odległość ramienia.
      - Chyba sobie ze mnie żarty robisz - cicho się zaśmiała - Na dworze jest ciemno jak w murzyńskiej wiosce a my będziemy jeszcze chodzić po Stratford? Nie dzięki - uśmiechnęła się i zeszła z łóżka, podciągając do góry swoje spodnie i obciągając nieco niżej podwiniętą bluzkę.
       - Alex, proszę - na jego twarzy zagościł niewinny uśmiech - Chcę Ci coś pokazać - również wstał z łóżka i spojrzał na zegarek.
       - Za chwilę ktoś cię rozpozna i nie spędzimy tego czasu tak jakbyś to zaplanował. Justin, na prawdę nie chcę być potraktowana źle przez twoich fanów i nie chcę aby źle potraktowali ciebie, z mojego powodu - mruknęła pod nosem, spuszczając wzrok. Obawiała się tego, że kiedy wyjdą tylko na ulicę, ludzie zaczną krzyczeć, prosić o zdjęcia, o autografy i nie dadzą mu spokoju. Bała się że będzie musiała stać z boku przez cały ten czas i czekać aż kolejka fanów się skończy.
      - Oh - westchnął - Czyli nie wierzysz w moje umiejętności maskowania się? - zaśmiał się głośno - Obiecuję że nikt mnie nie rozpozna - przyłożył prawą dłoń do piersi i pokazał trzy palce jako przysięgę "na harcerza", którym kiedyś był, wraz z blondynką.
        - Okay, to jak będziesz gotowy, wpadnij do mnie. Tylko się pośpiesz bo chciałabym wrócić nie za późno do domu - uśmiechnęła się nie do końca przekonana co do pomysłu bruneta. Ten bez słowa czmychnął przez jej okno i zeskoczył z dachu pędząc do swojego domu. Tak miał na skróty ale tym samym, udało mu się rozweselić trochę Alex.
       Zielonooka nie musiała długo czekać, gdyż już po chwili usłyszała stukanie do frontowych drzwi. Zdążyła zmienić spodnie, na zwykłe dżinsowe rurki i założyć przewiewną kolorową koszulę. Założyła na nogi jedne ze swoich ulubionych czarnych tenisówek i żegnając matkę buziakiem wyszła z domu. Kiedy tylko zamknęła za sobą drzwi wejściowe wpadła na Justina a już po chwili pokładała się od napływających fal śmiechu. Nie mogła wytrzymać, widząc w co ubrał się brunet. Nigdy nie wierzyła, że może aż tak przesadzić ze swoim wyglądem.
       Justinowi właśnie o to chodziło. Założył normalnie spodnie, tak aby ich pas był na prawidłowym miejscy. Nawet założył pasek aby nie opadały. Jego górną część stroju stanowiła błękitna koszulka wetknięta za pas spodni. Alex nigdy nie widziała go w aż takim galowym stroju. Włosy zaczesał do tyłu i przykrył je szarą czapką bejsbolówką oczywiście odwróconą daszkiem w tył. Szczerze mówiąc, tylko ona pasowała do jego stylu. Nawet buty miał inne, przed kostkę. Na nos nasunął ciemne okulary i obrócił się przed dziewczyną ukazując co wykombinował. Sam się szczerze uśmiechnął kiedy słyszał cichy chichot przyjaciółki.
      - Dobra, nie śmiej się już ze mnie - udawał powagę, lecz po chwili wybuchnął jeszcze większym śmiechem.
      - Chodź już - pociągnęła go za łokieć - Tylko pamiętaj, że od razu sobie pójdę jeśli ktoś cię rozpozna - zmierzyła go wzrokiem - mój grzeczniutki chłopiec - ponownie uroczo zachichotała i poszła z przyjacielem wzdłuż chodnika.

Od autorki:

1693 słowa. Przepraszam znowu, że długo mnie nie było. Szczerze mówiąc liczyłam na to, że będzie was więcej tutaj na blogspocie ale chyba jednak nie ma was za wielu. Jeśli czytacie to co piszę tutaj dajcie parę gwiazdek i dodawajcie do swoich "list czytelniczych" oraz polecajcie znajomym!


forever indestructible | jbOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz