Rozdział 3

101 12 0
                                    

23 marca, 2014

   Pamiętam ten dzień, jakby to było chwilę temu. Zwykły, słoneczny poranek,  ciepłe promienie wpadające do pokoju. Wykonałam kilka porannych, rutynowych czynności, zjadłam szybkie śniadanie, pogadałam z mamą i pojechałam  do szkoły autem, które rodzice sprawili mi na święta. Byłam im bardzo wdzięczna. Droga była normalna, taka jak zawsze. Przed budynkiem czekała już na mnie moja paczka przyjaciół. Caroline machała z daleka. Uśmiechnęłam się na jej widok. Wysoka, smukła blondynka o piwnych oczach. Byli z nią też Matt i Jamie. Przywitałam się z każdym z osobna.

   - Dziewczyno, wyglądasz cudownie, jak zawsze. Ale mogłabyś się opalić. Jesteś jak Królewna Śnieżka. Mieszkamy w Californi, heloł.- zaśmiał się Jamie. To właśnie on nadał mi to przezwisko.

   - Coś w tym jest kochana, musisz nabrać kolorku. - poparła go Caroline.

   - Wiesz, że to nic nie da. Ewentualnie spiekę się na raka, a potem będę cierpieć i nie rozstanę się z kremem łagodzącym. - Caroline zachichotała, a Jamie pokiwał głową.
  
   Weszliśmy do budynku, który w większej części był przeszklony. Pomieszczenie było bardzo jasne. Podobało mi się. Skierowaliśmy się w stronę stołówki, kiedy usłyszeliśmy wołanie.

   - Caroline, Selene, czekajcie. Ludzie... - to była Alice, nasza przyjaciółka. Biegła do nas, trącając jakąś grupkę po drodze. Jej długie, brązowe włosy plątały się dookoła niej, a pokaźny biust no cóż, zebrał wiele napalonych spojrzeń młodszych i starszych kolegów. Lubiła głośne wejścia.
Kiedy w końcu do nas dotarła, musiała złapać oddech, zanim cokolwiek powiedziała.

   - Alice, coś się stało? Wygrałaś jakąś darmową wejściówkę do klubu? - pytała Caroline. Uśmiechnęłam się.

   - Justin Bieber gra u nas koncert? - rzucił Matt. Zachichotałam mimo woli. Alice wydęła dolną wargę, naburmuszona.

   - Dajcie mi dojść do słowa, to się dowiecie.

   Zapadła głucha cisza. Jeżeli rano, przed lekcjami, jest to w ogóle możliwe. Chwile gapiliśmy się na siebie.

   - No więc, powiesz coś? - Jamie się zniecierpliwił. Alice odczekała jeszcze trochę, jakby chciała zbudować napięcie. W końcu przemówiła.

   - A więc, jeżeli dobrze widziałam, a widziałam. Bo wzrok raczej mam dobry, bo ostatnio miałam badania i...

   - Alice, konkrety. - przerwałam jej.

   - A, no tak. Więc sądzę, że chyba mamy nowe ciacho w szkole! - pisnęła podekscytowana. Wszyscy patrzyliśmy na nią, jak na wariatkę.

   - I o to tyle szumu? Z powodu jakiegoś typka? - spytałam. Teraz ona popatrzyła na mnie jak na wariatkę. No tak, zapomniałam, z kim rozmawiam. Alice była znana z tego, że nie przepuści żadnego ciacha. Twierdziła, że jest zbyt młoda, by już dać się więzić facetowi , jak to nazywała. Miała swoje wady, ale nikt nie znał jej tak, jak my. My nie osądzaliśmy.
  
   - Zmienisz zdanie, jak go zobaczysz, mówię wam. Wysoki, blondyn, te oczy... Ohh. - rozmarzyła się, kiedy coś przykuło jej uwagę. A raczej ktoś.

Shades of pastOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz