Rozdział 2

3.7K 290 11
                                    

Skupiłam wzrok na czubkach swoich palców i kompletnie się wyciszyłam. Nie! To nie jest możliwe! 

- Zostawmy ją. - powiedział jeden z braci. Nawet nie chciało mi się sprawdzać który. 

Myśląc, że w końcu zostałam sama, opadłam z powrotem na poduszki. Wpatrywałam się niewidzącym spojrzeniem w sufit. Ciekawe jak wyglądali moi rodzice? Gdzie mieszkałam? Czy byłam szczęśliwa?

"Cassie"

To imię nic mi nie mówiło, jednak dziwnie do mnie pasowało. 

Nagle ktoś chwycił moją rękę. Spojrzałam z ukosa na blondynkę, która właśnie usiadła koło mnie. Przeszło mi przez myśl, że ma niesamowicie ciepłe dłonie. A może to ja miałam zimne? W sumie ta druga opcja była bardziej prawdopodobna. 

- Nie jesteś wampirem. - bardziej stwierdziłam niż spytałam. 

Pokiwała przecząco głową. - Mam na imię Yui. 

- Podobno Cassie, miło mi. 

Uśmiechnęła się blado. Coś ją wyraźnie trapiło. Boże! Jakie to irytujące, gdy ktoś owija w bawełnę!

- Chciałam ci podziękować. - powiedziała w końcu - Gdyby nie ty prawdopodobnie bym już nie żyła. 

- Przepraszam, ale chyba nie rozumiem. 

Wzięła głęboki wdech, a jej oczy zaszły łzami - To stało się tak szybko. Najpierw mój ślepy bieg. Później twój krzyk do ojca, który nawet ja usłyszałam i w końcu ten huk. Tak mi przykro...

Zawiesiłam się. Z tego co wywnioskowałam z jej wypowiedzi... gdybym wtedy siedziała cicho, byłabym teraz ze swoją rodziną i pamiętała całą swoją przeszłość. Ale z drugiej strony ta dziewczyna by umarła. Przekręciłam się na drugi bok, żeby na nią nie patrzeć. - Chce zostać sama. Możesz wyjść?

- Ale...

- Proszę. Wyjdź! 

Bez słowa wstała, po czym opuściła pomieszczenie. Nie chciałam życzyć jej śmierci. Skoro teraz, myśląc o rodzicach, niczego nie czułam, na nic by się to zdało. Ale to paskudne uczucie, co by się stało, czy raczej co by się nie stało! Zarzuciłam sobie na głowę poduszkę. Jakie to wszystko jest beznadziejne! 

Po paru minutach wstałam, po czym spróbowałam przejść parę kroków. Trochę się chwiałam, ale w końcu udało mi się dojść do lustra. Na moment straciłam dech. Moje ubranie. Nie dość że całe we krwi, to jeszcze podziurawione w niektórych miejscach. Pomyślałam z goryczą, że to pewnie pamiątka z wypadku. Nie mogąc znieść tego widoku, z niezwykłą siłą zdarłam z siebie te "szmaty" i stanęłam w samej bieliźnie. Moja skóra była niesamowicie blada. Zauważyłam też dużą ilość starych blizn na ciele. Może jednak moje życie nie było, aż takie różowe jak jeszcze chwile temu myślałam. Głęboko westchnąwszy, podeszłam do wielkiej szafy. Z ulgą stwierdziłam, że są tam czyste dżinsy i koszulka. 

Gdy się już przebrałam, chwyciłam klamkę i udałam się na korytarz. Przez parę minut po prostu szłam przed siebie. Dom był... no cóż ...duży.

- Ślicznotko! Dokąd idziesz?! - odwróciłam się gwałtownie i spojrzałam w roześmiane oczy kapelusznika. 

- Zwiedzam. Nie widać? 

- Miło. - podszedł do mnie i złapał mnie pod ramię - pozwól, że pozwiedzam z tobą. 

Uniosłam do góry jedną brew, ale nic nie powiedziałam. W sumie to przydałby mi się przewodnik.

- Ile będę mogła tu zostać? - zapytałam nagle. 

- Chyba nie rozumiem pytania. - posłał mi takie spojrzenie, że poczułam się zupełnie naga. 

- Noooo - zaczęłam nieco speszona - Obawiam się, że w tej chwili nie mam gdzie się podziać, więc czy mogłabym tu zostać przez jakiś czas? 

Był wyraźnie zaskoczony. Po chwili jednak wybuchnął śmiechem. Nie był to jednak jeden z tych śmiechów, do których można by z chęcią się dołączyć. Poczułam się jeszcze bardziej zażenowana. Okropne uczucie. 

- Moja droga ślicznotko... - docisnął mnie do najbliższej ściany, po czym uniósł do góry mój podbródek. - Pozwól, że cię wyprowadzę ze strasznego błędu w którym się najwyraźniej znalazłaś. Otóż nie musisz się pytać jak długo możesz tu zostać. 

- Nie muszę? 

- Nie. 

- Czemu?

- Pozwól, że ci zademonstruje...




R+S II Diabolik LoversOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz