Rozdział 25

70 22 2
                                    

Ostatnie dni były gorsze niż przeklęte. Andy chodził wkurzony i ciągle się na mnie wyżywał, tak jakbym to ja była powodem, dla którego Hannah tak bardzo nie chciała, by mała była u niego. Mimo wszystko wrócili do siebie. Podobno są szczęśliwi, ale ja nie jestem głupia. Wiem jak bardzo ona go wyniszcza. Może straciłam Andy'ego na zawsze, ale teraz nie ma to dla mnie znaczenia. Mam przy sobie trójkę najwspanialszych ludzi na świecie. Właśnie siedze z Raphaelem w klubie i nie mogę powiedzieć, że jestem trzeźwa. Tak właśnie. Mój przyrodni brat, także zalicza się do tej wspaniałej trójki. Nie wiem czy się zmienił, ale wiem, że on potrzebuje mojego wybaczenia. Umiera. Z każdą chwilą jest coraz bliżej śmierci. Choroba go zabija. Każdego dnia jest coraz słabszy, ale mimo to jest dla mnie niesamowitym oparciem. Stara się wynagrodzić mi wszystkie krzywdy, ale mimo to pozostały mi delikatne obawy. Boję się jego śmierci. Może dlatego, że wszyscy wokół mnie odchodzą? Nie mogę się doczekać kiedy poznam jego synka, choć prawda jest taka, że nie przepadam za dziećmi. Za ich radością. Naiwnością. Wiarą. Ale z drugiej strony nie umiem sobie wyobrazić, że tak małemu dziecku, może nagle zabraknąć ojca. Nikt nie powinien czuć straty, a tym bardziej nie małe dziecko. Próbuję wstać, ale moje nogi odmawiają mi posuszeństwa. Gdyby nie silne ramiona, które powstrzymują mnie przed upadkiem, runęłabym na brudną podłogę jak długa.
- Sądzę, że na dzisiaj ci wystarczy siostra. To co? Chcesz dziś poznać mojego syna?- wyciągam telefon, bo to jedyny sposób w jaki mogę mu odpowiedzieć.
Jasne. Z wielką chęcią, Raph. - podaję mu rękę i wychodzimy razem z klubu. Na zewnątrz jest chłodno. Raphael siada za kierownicą, a ja obok niego. Nie puszczam jego ręki. Chcę się nacieszyć swoim bratem tak długo jak tylko mogę. Podobno mnie skrzywdził, ale tego nie pamiętam. A nawet jeśli, to jakie to ma teraz znaczenie? Wiem, że chciałby móc się nacieszyć swoją młodością, ale leczenie mu nie pozwala na zrobienie czegoś szczególnego. Nawet na imprezach, po których ze mną chodzi, by tylko móc spędzić ze mną czas, nie może nawet napić się alkoholu.
- Allie, jesteś pewna, że nie chcesz zadzwonić do Andy'ego i powiedzieć mu, że wszystko z tobą w porządku? - przytakuje mu ruchem głowy. Nie rozumiem jak po tym wszystkim on nadal może troszczyć się o naszego brata. Jeśli wogóle mogę go tak nazwać. Piszę smsa do Raphaela:
A dlaczego nie mieszkasz z małym?
- No wiesz Allie. Nie jestem wzorem do naśladowania z wyrokiem sądowym.- pokiwałam tylko głową, na znak że rozumiem. Kiedy pukamy do drzwi otwiera nam kobieta w blond włosach.
- Oh, cześć Raphie. Co tu robicie tak późno?
- Chce, by Jammie kogoś poznał.
- A kim jest ta dziewczyna?
- To moja siostra. Chciałbym poznać ją z małym.
- Na pewno to nie może poczekać do jutra?
- Sarah, dobrze wiesz, że w moim przypadku nic nie może czekać.
- No dobrze możecie wejść. Usiądźcie i poczekajcie, a ja pójdę obudzić małego. - Po kilku minutach, idzie za rączkę z chłopcem o tak bardzo znajomej mi twarzy.Rozpoznaje w nim chłopczyka z placu zabaw.
- O, hey Allie. Hey tato! Jesteście razem? Wiedziałem, że do siebie pasjecie.- mòwi chłopczyk z uśmiechem na ustach. Spoglądamy na siebie z Raphaelem, który podchodzi i klęka przed małym.
- Hey szkrabie. Allie to moja siostra, czyli twoja ciocia, więc nie jesteśmy razem, ale uwierz, jest cudowna.- chłopczyk szybko podbiega do mnie i chwyta mnie za rękę.
- Więc jesteś moją nową ciocią? Ale fajnie. Tylko dlaczego wcześniej nas nie odwiedzałaś i czemu nie mówisz?- Raphael opowiedział mu w skrócie całą sytuacje, a potem bawiliśmy się troche z małym. Było koło drugiej w nocy kiedy postanowiłam wrócić do domu. Ale jak wiadomo... Nic nie jest takie jak sobie zaplanujemy.

*Andy*

Słyszę trzaśnięcie drzwi i ciche przekleństwa. Wstaję wściekły z łóżka i właśnie zastanawiam się nad zabiciem Allison. No bo do cholery, ma szesnaście lat i wraca do domu o czwartej nad ranem! Rozumiem, że zszokowałem ją swoimi słowami, ale przecież nie zawsze wszystko będzie idealnie. Słyszę uderzenie o coś twardego, więc domyślam się, że to moja kochana siostrzyczka znów coś odwaliła, ale kiedy zapalam światło i patrzę w jej stronę, zamieram. Jej oko jest podbite, nos pęknięty, a makijaż ma cały rozmazany. Ona jak gdyby nigdy nic mija mnie, nie odzywając się ani słowem. Nie powiem, zabolało. Ale to nie to jest najgorsze. Kiedy do niej podchodzę , widzę, że jest wściekła, choć tak naprawdę to ja mam ku temu powód.
- Gdzie ty się do cholery podziewałaś?
- Nagle cię to tak obchodzi braciszku?!- akcentuje ostatnie słowo. - To gdzie do cholery byłeś, kiedy ja się zastanawiałam nad tym, czy może nie masz racji?! Myślisz, że to ja jestem egoistyczną suką, a sam jesteś gówno warty do cholery! Nie jesteś idealny! Nie jesteś nawet w jednym calu tak perfekcyjny jak sądzisz! I wiesz co?! Czy to cię cokolwiek obchodzi? Obchodzi cię to jak mnie niszczysz?! Jak bardzo pogrążasz mnie w rozpaczy? Patrz do cholery co z sobą zrobiłam i raz w życiu pomyśl co czuje!- po jej policzkach spływa coraz więcej łez, a ja stoje skamieniały. Podwija rękaw bluzy i to co widzę mnie poraża. Moim oczom ukazuje się wychudzona ręka mojej siostry, a na niej miliony blizn. Jedne są krótsze i płytkie, drugie głębsze i dłuższe. Nagle dociera do mnie wszystko co zrobiłem. Nie wytrzymuje i robię coś, czego na pewno nigdy bym się po sobie nie spodziewał. Klękam przed Allie, wtulam się w jej nogi i zaczynam płakać, szepcząc co chwilę jak bardzo przepraszam.

Friendship in the darkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz