CLARIE
Dostałam późno w nocy telefon. Widząc na ekranie numer mojego męża, a ojca Mai, nie spodziewałam się dobrych wieści. Zeszłam na parter domu, żeby nie obudzić dziewczyny śpiącej w pokoju obok.
- Słucham. - mruknęłam obojętnie zaspana, ale jednak w głębi serca czułam ogromny strach.
- Daj mi do telefonu Maię, natychmiast! - mówił nerwowo, dlatego sama z nerwów zaczęłam chodzić dookoła kuchni.
- Śpi. Nie jest w najlepszym nastroju. Nie chcę jej budzić. Co się stało?!
- Cholera jasna, Clarie! Nie mam na to czasu! Musi pożegnać się z Justinem! Dawaj ją do telefonu, szybko!
- CZEMU? POWIEDZ MI CO SIĘ STAŁO?! - nie kontrolowałam tonu swojego głosu, jednak starałam się zachować trzeźwość umysłu.
- Kurwa mać, umiera! Postrzelili go, a nie możemy nic z tym zrobić! Żywy zostałem ja i John, on jest na wykończeniu. Wytłumacz jej to jakoś szybko i niech z nim porozmawia przez moment, tylko o to mnie prosił!
Złapałam się za głowę i zamilkłam. Moje myśli splątały się jak kłębek wełny. Usiadłam bezsilna na płytkach w kuchni i oparłam się o drzwiczki zmywarki. Zaczęłam płakać.
- Nie powiem jej tego, nie teraz... - wyszeptałam.
- Clarie, oni się już nie zobaczą, pochowamy ich wszystkich tutaj. On chce ją tylko przeprosić i pożegnać. CZEGO DO KURWY NIE ZROZUMIAŁAŚ?!
- Maia prosiła mnie, żebym wam nie mówiła, ale ta sytuacja tego wymaga. Bierz Justina do szpitala, bo nie pozwolę żeby wasz pierdolony szef doprowadził do rozbicia rodziny!
- O czym ty gadasz?!
- Będziesz dziadkiem, a Justin tatą, więc nie zgadzam się żeby opuścił Maię i swoje dziecko. MASZ GO RATOWAĆ, ROZUMIESZ?!
MR. CARTER
- Tak, rozumiem. - odpowiedziałem zszokowany.
- Nie mów o tym nikomu, nawet Justinowi, Maia chciała zrobić to sama.
- Dobrze!
Poczułem nagły napływ energii. Byłem zdeterminowany, informacja o ciąży mojej jedynej córki zaważyła teraz nad całą sprawą.
- Ale... Maia! - wydukał osłabiony chłopak, którego ubranie i ciało całkowicie umazane było we krwi.
- Jeszcze się zobaczycie! Pierdole te zasady. John, bierzemy go do szpitala!
Byliśmy w jednym pomieszczeniu z trupami, Harrisonem i jego ludźmi, którzy zostali.
- Chcesz dołączyć do tych tam? - wyrwał się jakiś gówniarz wskazując na krwawe prześcieradła, pod którymi leżeli martwi ludzie.
W cichym pomieszczeniu słychać było odgłosy konającego Justina i nasze rozmowy.
- Cisza! - wtrącił się Harrison. - Mam nadzieję, że macie dobry kit do wciśnięcia lekarzom.
Popatrzyłem zdezorientowany na uśmiechniętego szefa. Nie był to codzienny widok, tym bardziej, że przecież łamałem jego święte zasady.
John już kompletnie był rozdarty. Po pierwsze - umarli jego przyjaciele, po drugie - kolejny jest w krytycznym stanie, a po trzecie - dzieją się podejrzane rzeczy na jego oczach.Wzięliśmy praktycznie obezwładnionego Justina pod pachy i zaprowadziliśmy do auta. Po drodze do wyjścia, Harrison poklepał mnie po ramieniu i powiedział:
- Powodzenia dziadku.
Musiał o wszystkim wiedzieć...
Z początku wszystko szło po naszej myśli, ale Justin nagle stracił przytomność. Jego jęki z bólu ucichły. John, który powoli zaczął panikować, starał się go ocucić. Sprawdził jego tętno. Nic nie mówił, zaczął płakać. Potrząsał ciałem swojego przyjaciela, błagał, żeby się obudził.
- Cholera jasna! DLACZEGO NIE ZAREAGOWAŁEM WCZEŚNIEJ?! - wkurzony nadepnąłem na pedał gazu i zacząłem wymijać wszystkie samochody przed nami.
Gdy zatrzymaliśmy się pod szpitalem Justin był już cały blady i zimny. Wziąłem go z trudem na ręce i zaniosłem na oddział ratunkowy. Wszedłem bez zbędnego czekania na naszą kolej. Lekarze natychmiast oderwali się od swojej pracy przy innych pacjentach, ale patrzyli na nas jak na idiotów.
- Czy ktoś do cholery może mu pomóc?! - wrzasnąłem.
- Co się stało? - zapytała lekarka, która pospiesznie zaprowadziła mnie w kierunku wolnego łóżka.
Do Justina przybiegło kilkoro innych ratowników medycznych ze specjalistycznym sprzętem.
- Ja, ja nie wiem! Znalazłem go w środku lasu, słyszałem jakiś strzał. Prawdopodobnie kłusownicy! - odpowiedziałem używając swojej wyobraźni na poczekaniu.
- Jest pan kimś z rodziny?
- Jestem jego teściem. - po części skłamałem, ale po części przecież była to prawda, że jest w związku z moją córką.
- Nie wraca! - usłyszałem krótką informację. - Reanimować dalej?
- Nie, to nie ma sensu! - odpowiedział zrezygnowany jeden z ratowników.
Złapałem się za głowę. Wziąłem głęboki oddech i pociągnąłem mocno za końce swoich włosów. Odkręciłem się do Johna, który stał jak wmurowany.
- Ja tego nie powiem Mai... nie mogę, nie potrafię. - burknąłem wychodząc z pomieszczenia.
JOHN
Wszyscy odeszli od łóżka Justina. Dostałem kondolencje od osób, które nie były zadowolone z zaistniałego wyniku próby uratowania życia. Odgrodzili mojego przyjaciela zasłonami, wcześniej przykrywając go całkowicie jakąś płachtą.
Wszedłem do niego, usiadłem na krześle, które stało obok i niepewnie dotknąłem jego dłoni, która wystawała spod białego materiału.- Przepraszam... To ja cały czas cię do tego werbowałem. Wcześniej, to przeze mnie trafiłeś do więzienia. Wiem, jestem idiotą, ale ja nie wiedziałem co mam robić. Zagubiłem się. Od kiedy moi rodzice umarli moją rodziną stał się ten gang, weszli do mojego umysłu, to oni mną kierowali. Zawsze byłeś i będziesz moim najlepszym przyjacielem. Zaopiekuję się Maią, przekażę jej wszystko co mi powiedziałeś. Kocham cię bracie!
"- Justin, cholera, jest ranny! - John podbiegł do swojego przyjaciela, który leżał na zimnej podłodze, gdy cała akcja się zakończyła.
- John... John, powiedz Mai, że ją przepraszam. Obiecałem jej, że wrócę, ale chyba nie dam rady. Powiedz jej, że ją mocno kocham i żeby napisała do mojej rodziny w moim imieniu list, że już nie wrócę. Ah, no i jeszcze, żeby się nie załamywała, bo ja będę przy niej. - chłopak zaśmiał się przez ból i pożegnał się z przyjacielem."
~~~
Chciałabym poinformować was o moich planach na nowe fanfiction. Będzie ono zupełnie inne od obecnego. Tytuł to"[Un]friendly game". Zapraszam na mojego twittera (user: angrybizzle). W przypiętym tweecie znajdziecie krótką zapowiedź zbliżającej się historii. Liczę, że wam się spodoba:)
CZYTASZ
Time's Up
Fanfic#992 w Fanfiction - 21.04.18r. "Ludzie widzą tylko to co chcą widzieć. Widzą we mnie wiecznie uśmiechniętą, spokojną i mądrą dziewczynę. Gdyby tylko spojrzeli głębiej w moje oczy tak naprawdę zobaczyliby, że moja dusza toczy walkę ze strachem, nien...