44

31.3K 2K 109
                                    

ANGELICA

Stresuję się jak niewiem co. Po tylu miesiącach rozmów z nim przez internet dziwnie będzie się z nim zobaczyć na żywo. Mama boi się mnie puścić. Myśli, że może Liam podaje się za kogoś innego, ale ja wiem że wszystko będzie z nim dobrze. Musi być.

Liam: Gotowa?

Angelica: Nie ;-;

Liam: A kiedykolwiek będziesz?

Angelica: Nie ;-;

Liam: W takim razie za chwilę po ciebie jestem ;)

Teraz stresuję się jeszcze bardziej. Naprawdę boję się, że coś nie wypali i więcej się nie zobaczymy, ani nawet nie napiszemy do siebie nigdy więcej.

Podskakuję gdy słyszę dzwonek do drzwi. Jakby to miało pomóc w odstresowaniu się, przełykam głośno ślinę. Spokojnie wstaję łapiąc za torebkę z telefonem, portfelem i rożnymi niepotrzebnymi rzeczami i podchodzę do drzwi. Zakładam buty, cienką kurtkę i głęboko oddychając otwieram drzwi.

Moim oczom ukazuje się lekko opalony chłopak o ślicznych niebieskich oczach z roztrzepanymi brązowymi włosami. Jest wysoki, około 180 cm wzrostu. Ma na sobie czarną koszulę i granatowe jeansy.

- Cześć - mówi po długiej ciszy. Wpatruję się w jego oczy. Patrząc na nie mogę stwierdzić, że jest w bardzo dobrym humorze. Wygląda też na odrobinę zestresowanego i oszołomionego - wow, na żywo jesteś jeszcze piękniejsza.

- Dziękuję - uśmiecham się trochę nieśmiało.

Chwilę wpatrujemy się w siebie, po czym Liam wyciąga zza pleców 7 pięknych, mocno czerwonych róż.

- To dla ciebie - mówi odrobinie nieśmiało.

- Liam, są przepiękne. Dziękuję - posyłam mu uśmiech.

- Wiesz czemu jest ich 7?

- No jaaaaasne! - odpowiadam szybko, ale po chwili dodaję - Tak naprawdę to możesz mi podpowiedzieć - śmieję się, on razem ze mną.

- 7 miesięcy temu pisaliśmy ze sobą pierwszy raz.

- O Boże, to już tyle czasu minęło?!

- Nieźle, co nie?

- Noo... To czekaj chwilę, włożę te piękne róże do wazonu i do ciebie wrócę. A może chcesz wejść na chwilę?

- Okej.

Wchodzę do domu jak najprędzej znajdując byle jaki wazon. Nalewam wodę i wkładam do niego otrzymane kwiaty.

- Ładnie tu masz - mówi, rozglądając się po moim dość dużym salonie, urządzonym w nowoczesny sposób.

- Ehh dzięki. Masz szczęście że przed chwilą rodzice wyszli, bo zrobiliby ci wywiad, czy coś.

- Na temat czy przypadkiem nie jestem jakimś zboczeńcem? - zgaduje, śmiejąc się.

- A nie jesteś? - prycham, dołączając do śmiechu.

- No wiesz ty co - próbuje mnie zabić wzrokiem, ale jest tak rozbawiony że niezbyt mu to wychodzi.

- To co robimy? - pytam, kierując się w stronę drzwi wyjściowych.

- Zaprowadzę cię gdzieś.

- A mam się bać?

- Niee, chyba.

Zamykam drzwi na klucz i po przejściu jakoś pół kilometra, Liam się zatrzymuje.

- Jesteśmy - patrzy na mnie, czekając na jakąś reakcję z mojej strony, ale ja stoję i myślę o co chodzi, czemu mnie zaprowadził na jakiś parking pod sklepem.

Po chwili koło nas staje czarna limuzyna. Chłopak podchodzi do niej i otwiera drzwi czekając aż do niej wejdę.

- Ta limuzyna to po nas?! - stoję zamurowana.

- No a dlaczego otwierałbym ci drzwi? - śmieje się i chwilkę pózniej siedzimy razem w pojeździe, którego wnętrze jest całe czarne, podświetlone czerwonymi światełkami.

- Gdzie jedziemy?

- Nie chcesz niespodzianki? - odpowiada na pytanie pytaniem.

- Ehhh niech ci będzie - wzdycham i spoglądam na Liama. Nasz wzrok się krzyżuje, a w jego pięknych oczach pojawia się nieznajomy błysk. Jedziemy w ciszy, patrząc na siebie, ale nie jest to krępująca cisza. Wręcz przeciwnie.

- Za 3 minuty jesteśmy - chłopak przerywa ciszę. Nie mam pojęcia gdzie jedziemy, bo wogle nie zwracałam uwagi na widoki za oknem.

- Mam się bać?

- Przekonamy się za te 3 minuty - uśmiecha się szeroko.

- Ale nie chcesz mnie wywieźć do lasu i przywiązać do drzewa, tak?

- Kurcze, przejrzałaś mnie... - widząc jego poważny wyraz twarzy przez ułamek sekundy jestem odrobinę przestraszona że być może to prawda, ale po tej krótkiej chwili zaczynam się śmiać z własnej głupoty, że wogle mogłam o tym pomyśleć.

- W takim razie odrazu posadzą cię we więzieniu. Mój ojciec jest prawnikiem! - szturcham go, a on udaje, że go to zabolało.

- Skoro i tak niedługo tam trafię, a ty zginiesz marnie przyczepiona do drzewa, to może zrobimy napad na bank?

- Oo tak, i jeszcze po drodze zgarnijmy dragi i napadnijmy na bank naćpani.

- Hmm, nie chce wam przerywać, ale jesteśmy na miejscu - woła do nas łysy kierowca, mający coś koło pięćdziesiątki.

- Zawieź nas jednak do najbliższego banku, Michaelu. Chwilę pózniej w stronę lasu - zwraca się Liam do kierowcy z bardzo poważną miną, a i Michael i ja patrzymy na niego z wytrzeszczonymi oczami. Po chwili jednak niebieskooki zaczyna się głośno śmiać.

- Wy i wasze miny - wybucha śmiechem, a ja z Michaelem wymieniamy porozumiewawcze spojrzenia, mówiące "tak, z nim coś jest nie tak", po czym sami zaczynamy się śmiać, lecz Michael stara się to jak najbardziej ukryć - dziękujemy Michaelu za podwiezienie nas.

Po tych słowach bierze czarną kurtkę i wychodzi. Zanim ja zdążę wygramolić się z pojazdu, Liam już otwiera mi drzwi, pomagając mi wysiąść.

- Gdzie jesteśmy? - pytam zaciekawiona, w czasie gdy chłopak podchodzi do bagażnika i wyciąga z niego kosz piknikowy.

- Zobaczysz - uśmiecha się i puszcza mi oczko, biorąc mnie za rękę.

__________________

Ponieważ jest już aż ponad 30 komentarzy pod ostatnim rozdziałem, wstawiam ten wcześniej niż planowałam.

No i nareszcie, po długich oczekiwaniach spotykają się! :D

Internetowa znajomośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz