Życie jest dziwne. Życie jest trudne. Życie jest poplątane. Zdarza się jednak, że wystarczy jeden ruch i wszystko się rozplątuje. Jak na złość moje życie jest poplątane niczym słuchawki włożone dosłownie na minutę do kieszeni.
Przystaję na chwilę przy ławce w pobliskim parku i kładę nogę na siedzenie, aby się porozciągać. Muszę przyznać, że dałam sobie dzisiaj w kość. Biegam od ponad godziny i nie zamierzam na tym skończyć. Wysiłek, dotlenienie, to wszystko sprawia, że lepiej mi się myśli. Podczas biegu mam ogrom czasu na analizowanie i wymyślanie scenariuszy, co by było gdyby. No bo co by było gdyby Mark ze mną nie zerwał? Na pewno nie umówiłabym się z Benem, a to by rozwiązało część moich problemów i zmartwień.
Całe niekoniecznie przyjemne zamieszanie wynagradza mi jednak to, że zdałam sobie sprawę jakim idiotą był Mark jak i Ben, a to bądź co bądź przewyższa wszystkie inne porażki.
Wycieram kilka kropelek potu z czoła i kończąc rozciąganie wznawiam bieg.
Przypominając sobie niedawny wieczór znów mam ochotę palnąć sobie w czoło. Zachowałam się jak jakieś zwierzę z dżungli. Zamiast skomentować słowa jakimś chamskim, sarkastycznym komentarzem, jak to mam w zwyczaju względem jego osoby, po prostu wyszłam.
Po tym jak mi pomógł, zostawiając niemal nagą Mandy na swoim łóżku. Jestem dla niego ważna? Myślałam, że niechęć do siebie oddala, a nie zbliża.
Okej, zdaję sobie sprawę, że już chyba dawno przestałam go nie lubić. Lubię go. Pomimo tego jakim dupkiem był, jest i pewnie będzie, lubię go. Wiem, że też jestem osobą z trudnym charakterem. A gdy dojdzie do walki z dwoma takimi samymi osobami zawsze iskrzy. Jak się okazuje, nawet nie wiedząc już dawno przestałam z nim walczyć.
Znudziło mi się?
Nie wiem. Sama nie potrafię tego wyjaśnić. Jestem zagadką nawet dla samej siebie, a to jest już chore.
Nie wiem, czy to natłok myśli, czy zbyt podwyższone tętno sprawia, że chce mi rozerwać czaszkę. Przystaję znowu na chwilę i zginam się w pół aby unormować oddech. Po chwili już lżejszym tempie wracam do domu.
***
W domu, co jest dla mnie ogromnym zaskoczeniem zastaję nie tylko Beth i Franka, ale również Samantę i tatę. Szybko biorę prysznic, przebieram się w świeże ciuchy i schodzę do salonu, w którym na kanapie siedzi ojciec i jego sztuczna przyssawka. Wywracam oczami, gdy jeszcze mnie nie widzą i siadam na fotelu naprzeciwko nich. Zakładam nogę na nogę i mrużę oczy, gdy zauważam, że oboje się we mnie wpatrują.
- Jestem brudna?
Widzę jak Samanta otwiera buzię, ale tata jej przerywa.
- Co byś powiedziała na wspólny wyjazd?
Wspólny wyjazd? Sorry tato, ale już dawno minęły te lata gdy cieszyłam się na wspólne wczasy.
- Powiedziałabym nie. – wzruszam ramionami i zaczynam przyglądać się paznokciom.
Powinnam coś z nimi zrobić, bo lakier który nałożyłam chyba z dwa dni temu zaczyna schodzić, a ja nienawidzę czegoś takiego. To jak nałóg, od razu mam ochotę go zdzierać bardziej.
- Słuchaj, ojciec się stara, a ty mu nie pomagasz. – syczy Samanta, więc podnoszę na nią wzrok.
- Nie, nie, nie. Czekaj, kochanie. Poradzę sobie. – ucisza ją ojciec i znów kieruje wzrok na moją osobę – Właściwie, ja się nie pytam. Ja cię informuję. Jedziemy na krótkie, kilkudniowe wakacje nad morze i wiadome jest, że jedziesz.
CZYTASZ
KEEP CALM - You're only next one |h.s.|
FanfictionGłupiutka amerykańska księżniczka i głupi brytyjski książę.