MAIA
Od momentu, w którym się obudziłam trwały bardzo dokładne i ostateczne przygotowanie do mojego ślubu z Justinem. Tata z Johnem byli cały czas z Justinem i pilnowali, żebyśmy nie spotkali się do ceremonii. Co prawda nie będziemy mieli kilku par świadków, ale wystarczy nam John ze swoją dziewczyną, którą sprowadził tutaj z Nowego Jorku. Bonnie, bo tak miała na imię druga połówka Johna, i Clarie zajmowały się dzisiaj mną.
Na początek pojechałyśmy na manicure, później czekał nas fryzjer, a na koniec make up. Takie przygotowanie zajęło nam kilka długich godzin. Do ceremonii została godzina, więc mogłam już ubrać moją suknię ślubną. Uważając na moje długie loki z delikatnym podpięciem kosmyków u góry głowy, ubrałam mój strój. Na nogi wsunęłam bardzo niskie szpilki, a Clarie wpięła w moje włosy długi welon. Usiadłam na skraju łóżka i zaczęłam rozmyślać o wszystkim, kiedy Bonnie i Clarie poszły sprawdzić sytuację u Justina, który miał jechać zaraz do kościoła, w którym mieliśmy brać ślub.
Bałam się, że nikt nie przyjechał na ten dzień, że uznali to wszystko za słaby żart i zignorowali nasze zaproszenia. Bardzo chciałam mieć taki bogaty, tradycyjny ślub i wszyscy starali się, żeby taki był, ale czy będzie? Stresowałam się przed tym wszystkim, a to "źle wpływa na dziecko". Racja, maluch wyczuwał, że coś się dzieje i wierci się w moim brzuchu jak szalony.- Justin już pojechał na miejsce i kazał przekazać, że bardzo cię kocha. - uśmiechnęła się miło Clarie wchodząc do pomieszczenia, wyrywając mnie równocześnie z zamyślenia.
Odpowiedziałam na to cichym westchnięciem.
- Coś się stało Maia? - zapytała troskliwie kucając przy mnie.
- Nie, po prostu, denerwuję się trochę. - zaśmiałam się dla rozluźnienia atmosfery.
- Teraz jesteśmy same w domu, więc możesz spokojnie robić co chcesz. Przejdź się po świeżym powietrzu. Zaraz przyjedzie po nas John. - po tych słowach wyszłam na podwórko i wzięłam kilka głębokich oddechów.
- Nie rozrabiaj dzisiaj, proszę. - szepnęłam gładząc delikatnie mój brzuch.
Zdążyłam jeszcze tylko napić się trochę wody i już musieliśmy jechać pod kościół.
Wsiadłyśmy w duże, czarne Audi taty udekorowane identycznymi kwiatami jak w moim bukiecie.
- Przyjechał ktokolwiek? - zapytałam z nadzieją elegancko ubranego chłopaka, z kremową różyczką przy garniturze.
- Nie wiem. - odpowiedział krótko. - Nie martw się o to. Najważniejsze, że Justin ci nie zwieje sprzed ołtarza. - zażartował.
- Skąd taka pewność? - odpowiedziała, również żartobliwie, Bonnie.
Podjechaliśmy od drugiej strony kościoła. Przed głównym wejściem czekał na mnie tata. Clarie i Bonnie weszły do kościoła, a ja czekałam z tatą na sygnał, że ruszamy.
- Córciu, chciałbym ci coś powiedzieć. - zaczął tata chwytając mnie za obie dłonie. - Zaraz już nie będę najważniejszym mężczyzną w twoim życiu, chociaż pewnie po tym jak zniknąłem, przestałaś tak o mnie myśleć. Chcę żebyś wiedziała, że zawsze będę cię kochał, ale nie wrócę do twojej matki mimo, że zaraz wyda się, że wcale nie umarłem.
- Tato, nie liczę na to, ja do niej też nie wrócę. Nie chcę, Josh nigdy nie trawił mnie, a kiedy pojawił się Justin, nie mogłam spokojnie spać w obawie, że on coś zrobi... On nigdy mi ciebie nie zastąpi. Nie wrócę do Nowego Jorku po urodzeniu dziecka, zostanę z tobą i Clarie, jeśli będę mogła. Kiedy nauczę się z Justinem wszystkich tych rodzicielskich rzeczy,znajdziemy jakieś mieszkanie.
CZYTASZ
Time's Up
Fanfiction#992 w Fanfiction - 21.04.18r. "Ludzie widzą tylko to co chcą widzieć. Widzą we mnie wiecznie uśmiechniętą, spokojną i mądrą dziewczynę. Gdyby tylko spojrzeli głębiej w moje oczy tak naprawdę zobaczyliby, że moja dusza toczy walkę ze strachem, nien...