Nareszcie Spokój

1.1K 63 0
                                    

[Czkawka]

Obudziłem się, czując dość mocny ból na klatce piersiowej. No tak. Rany po oparzeniach. Bolały niemiłosiernie.

Czułem też ciężar. Znajomy ciężar, który czułem już nie raz. Astrid nadal trzymała moją dłoń, jakby bała się, że jeżeli ja puści, zniknę. Tylko że ja nie miałem nic takiego w planach. Za nią poszedłbym nawet na koniec świata.

Zaczęła się budzić. Czułem to. Na moją twarz mimowolnie wstąpił uśmiech.

- Dzień dobry, kochanie - powiedziałem cicho, tak, jak to zwykle robiłem. Blondynka mruknęła coś niezrozumiale i objęła mnie lekko w pasie. Bolało, ale dało się wytrzymać. Nie chciałem jej tego zabraniać. Poza tym - lubiłem, kiedy była blisko.

- Która godzina? - spytała cicho.

- Nie wiem - odparłem szczerze i kciukiem pogładziłem delikatnie zewnętrzną część jej dłoni. Nagle ona się zerwała jak oparzona, patrząc na mnie, jakby ją olśniło.

- Berk! Przecież tam wszyscy czekają! Trzeba dopilnować odbudowy! - krzyknęła. Cholera, było tak miło, że o tym zapomniałem. Chciałem się podnieść, ale rany jeszcze się nie zagoiły. Byłem unieruchomiony. Astrid podniosła się i obdarzyła mnie jednym z tych swoich uśmiechów, które zawsze sprawiały, że jej ulegałem.

- Ty się nie podnoś! Ja wszystko załatwię - powiedziała i ucałowała mnie delikatnie w policzek, jakby bała się, że coś mi zrobi. Uśmiechnąłem się. Wiedziałem, że da sobie radę. Nie musiałem się o nic martwić. Patrzyłem, jak wychodzi szybkim krokiem z pokoju. Znowu byłem spokojny. Kolejna wojna została wygrana.

[Astrid]

Wygrana wygraną, miłość miłością, ale wyspy nie można zaniedbać. Czkawka był chwilowo unieruchomiony, więc ja musiałam się tym zająć. Napawała mnie jakaś nowa energia. Jakbym narodziła się na nowo. To dzięki temu, że Czkawka żyje. Nie umarł. Nie zostawił mnie.

Zeszłam na dół i zobaczyłam Gronosa. Trzeba było z nim porozmawiać. Siedział przy stole, więc podeszłam do niego.

- Dziękuję. Za to, że się nim zaopiekowałeś. To wiele znaczy zarówno dla mnie, jak i dla całego Berk - powiedziałam. Facet uniósł głowę i uśmiechnął się.

- Nie ma sprawy - machnął ręką. - Jego smok jest całkiem przyjazny.

O matko! Całkowicie zapomniałam o Szczerbatku!

- Gdzie on teraz jest? W sensie smok - spytałam.

- Spokojnie. Śpi w przybudówce - powiedział. Odetchnęłam z ulgą.

- To dobrze. Chciałabym prosić, żebyś pozwolił jemu i Czkawce zostać tu jeszcze przez jakiś czas. Do czasu, aż jego rany trochę się zagoją. Oczywiście otrzymasz za to odpowiednie wynagrodzenie - powiedziałam. On jednak uśmiechnął się i tylko ponownie machnął ręką.

- Pewnie, może zostać. Zawsze to jakieś towarzystwo, co nie? A o wynagrodzenie się nie martwię. Każdy na moim miejscu zrobiłby to samo.  Nie ma mnie za co nagradzać.

- Owszem, jest. Naprawdę bardzo dziękuję - rzuciłam z uśmiechem i wyszłam z domu. Wichurka już na mnie czekała. Szybko wskoczyłam na jej grzbiet i skierowałam w stronę Berk.

Nie leciałam zbyt długo. Na miejscu zastałam oczywiście lekki chaos. Mojemu przybyciu towarzyszyło niemałe zamieszanie.

- Astrid! Gdzie ty byłaś?

- Gdzie wódz?

- Co z Czkawką?

- Kto to był?

- Czego chciał?

- Znasz tych, co nas zaatakowali?

Uniosłam dłonie, żeby ich uciszyć. Rany, nie wszyscy na raz!

- Po kolei! - krzyknęłam. Powoli krzyki i pytania ucichły, a ja mogłam w końcu coś normalnie powiedzieć. - Z Czkawką wszystko w porządku. Otarł się o śmierć, ale w jakiś sposób udało mu się uciec. Ci, którzy nas zaatakowali, próbowali wcześniej zabić Czkawkę i mnie. Na szczęście im się nie udało. Naszego wodza znalazł Gronos, mężczyzna, z którym wczoraj odleciałam. Czkawka nie jest na razie w stanie tu wrócić, dlatego chwilowo przekazał władzę mi.

Uff, jedna część za mną. Zapanowało lekkie zamieszanie. Wszyscy próbowali jakoś przetrawić moje słowa. Gdzieś w oddali zauważyłam Valkę. Uśmiechała się. Natychmiast ruszyłam w jej stronę.

- On żyje - powtórzyłam z szerokim uśmiechem i padłyśmy sobie w ramiona. Ona również bardzo się cieszyła. Nie mogłam tego nawet opisać słowami.

- Chwała bogom - powiedziała Valka. Na jej policzkach pojawiły się łzy szczęścia, które od razu starła. No, czas zabrać się do roboty. Klasnęłam kilka razy w dłonie, aż ludzie zwrócili na mnie uwagę.

- No dobra. Dzielimy się na trzy oddziały. Pierwszemu dowodzi Śledzik. Zbierasz grupę ludzi i przyprowadzasz ewakuowanych.

- To już załatwione - powiedział Śledzik. A więc o tym pomyśleli. Uśmiechnęłam się.

- Świetnie. W takim razie zbierz ludzi i zajmij się ogarnianiem portu. Drugiemu oddziałowi przewodzi Sączysmark. Ty ogarniasz wioskę. Zbierz ludzi i postaraj się posprzątać. Ja oszacuję straty i razem z Valką i innymi mieszkańcami zabierzemy się za naprawianie szkód. Wszystko jasne? - spytałam. Wszyscy przytaknęli i zabrali się do roboty.

- A co z poległymi w walce? - spytał ktoś za moimi plecami. Odwróciłam się i zobaczyłam Erasa, jednego z moich znajomych. Przeczesałam włosy dłonią.

- Miałam nadzieję, że nikt nie zginął - mruknęłam. Niestety. Nie można tego uniknąć. Westchnęłam. - Możesz się tym zająć? Zbierz kilku chętnych.

Eras skinął głową i poszedł w drugą stronę. Czekała nas masa pracy. Nie chciałam, aby Czkawka musiał się teraz o cokolwiek martwić. Nie mogłam się doczekać, aż wyzdrowieje. Wtedy będziemy mogli wrócić do dawnego życia. Nareszcie.

_____________________________________________________________________________

Hej :D wybaczcie, że tak krótko, ale nie chciałam przedłużać. Wiecie, że takie na siłę jest bez sensu. A więc sądzę, że zostanie nam jeszcze jeden, góra dwa rozdziały i epilog. Mam nadzieję, że historia się spodobała :)
Przy okazji - zapraszam do czytania mojej nowej opowieści, pt: "Dzienniki Tori Sega". Sądzę, że Wam się spodoba :)

Na RatunekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz