I tak długo jak byli razem mogli być szczęśliwi.

280 57 17
                                    

Próbował połknąć tabletki, utopić się, umrzeć z wyziębienia, spłonąć w pożarze, polecieć jak motyl i podpalić stację samochodową, przez co o mało nie zabił kilkudziesięciu ludzi. Wskoczył pod samochód i trafił tutaj. Do szpitala.

Ale czy to już oznaka szaleństwa?

Przyglądał się uważnie białym drzwiom i czekał, aż jego ostatnia deska ratunku wejdzie przez nie i przywita go promiennym uśmiechem.

Przepraszam, ale nie udało mi się do was dotrzeć.

Poczekacie jeszcze chwilę?

Wreszcie doczekał się jedynej chwili w ciągu dnia, którą wykonywał jeszcze samodzielnie i przywitał się. Odzywał się tylko do niej nie licząc Eun, która ciągle nachodziła go w nocy i przyjaciół, do których mówił przed zaśnięciem. Blondynka usiadła jak zwykle, czyli szeroko rozstawiła nogi i zgarbiła się na swoim ulubionym krzesełku. Nie odzywała się. On też nie. Patrzyli się na siebie, a zegar w tej głuchej ciszy nadal tykał. Tykał i nie przestawał. Umykały sekundy i minuty, godziny, dni i miesiące. Lata. Całe lata ten głupi zegar tykał brzmiąc w głowie. Ile tu już był? Sam nie wiedział.

- Czemu nic nie mówisz? - był już przestraszony, nie słysząc jej głosu. Ta nadal patrzyła na niego.

- Ile razy próbowałeś się zabić? - odezwała się po dłuższej chwili.

- Siedem - zająknął się. - Siedem razy.

- Jesteś pewny?

- Tak. Liczyłem.

Wskazówka wybiła godzinę dwudziestą.

- Szkoda, że się już nie zobaczymy - próbował ją zatrzymać, ale nadal siedział w bezruchu w łóżku, które było jego domem. Otwierała już drzwi, którymi weszła, ale wreszcie udało mu się odezwać;

- Se Ra. Co takiego zrobiłem? Czemu odchodzisz? Nie możesz! - zaczął paranoicznie krzyczeć i wymachiwać rękami. - Nie pozwalam ci jeszcze odejść!

- Co takiego zrobiłeś? Oszalałeś.

Nie oszalałem.

Nie oszalałem...

Ja nie oszalałem!

Oszalał. Trzysta osiemdziesiąt pięć dni. Tyle czasu mylił fikcję z rzeczywistością. Jego pani psycholog wyszła i nie wróciła. Już nigdy więcej. Trzysta osiemdziesiąty szósty nie różnił się niczym od trzysta osiemdziesiątego piątego i trzysta osiemdziesiątego czwartego, a trzysta osiemdziesiąty siódmy od wszystkich innych.

Co było fikcją, a co rzeczywistością?

Rzeczywistość... Czy w jego umyśle istniało jeszcze takie słowo?

Przestań.

Mówił, że tylko chce być szczęśliwy.

Bo chcę...

Nikt go nie kochał.

Nie prawda.

Nikogo nie miał.

Kłamiesz...

Bo on tylko był śmieciem.

Zamknij się!

Kłamiesz!

Kłamiesz!

Kłamiesz do jasnej cholery!

Serce, które było usilnie podtrzymywane przy życiu zabiło. Szybkie bicia, jedno po drugim. Trzecie po drugim. Czwarte po trzecim. Maska przy ustach chłopaka zaparowała po długim czasie. Klatka piersiowa się uniosła. Chudy palec poruszył. Oczy otworzyły.

- Ja do cholery chcę żyć...

Bo chciał tego. Bardzo tego chciał, dlatego walczył ze śmiercią. Se Ra? Kim ona była?
Ona była tylko jego chorą stroną podświadomości. Kusiła i ukrycie uwodziła. Była jak przeklęty wąż w raju. Miał jeszcze czas. Mógł wszystko zmienić. Usłyszał donośne głosy i zobaczył wokół siebie kilkoro ludzi. Znajome twarze... Zaczął płakać, bo wreszcie mógł zrobić to naprawdę.

- Tęskniłem za wami.

Przyjaciele powitali go mocnymi uściskami, kiedy lekarz wbiegł do sali.  Kim Sung Eun? Kolejny wytwór wyobraźni, który w czasie agonii powstał w jego głowie. Miał ich. Miał czas.

I tak długo jak byli razem mogli się uśmiechać.

I tak długo jak byli razem mogli być wolni.

I tak długo jak byli razem mogli być szczęśliwi.

/Dziękuję, że czytaliście do końca! Mam ogromną nadzieję, że nie zawaliłam, ale szczerze, to jestem zadowolona z tej pracy bardziej niż zwykle. Tak samo szybciej niż zwykle udało mi się napisać.Ocenę zostawiam Wam, liczę też, że dacie mi znać w komentarzach jak się czytało. Jeszcze raz dziękuję! /




I only want to be happyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz