Współlokator

102 8 0
                                    

Tak bardzo tesknie za nią, pragnę by była szczesliwa, nie potrafię jej dać szczęścia. Muszę coś zrobić, nie pozwole aby ktos ją zranił. Znajdę jej kogoś z kim będzie szczesliwa tak jak kiedyś ze mną. Przyrzekam że nie spocznie póki nie będzie szczesliwa. Kocham ją.

Siedzi na huśtawce na tarasie, taka delikatna...kiedyś moja....
Popełniłem wiele błędów, i nie mam pojęcia co zrobić by mi wybaczyła, więc odpusciłem sobie. Nie zmusze jej do kochania mnie, nie po tym co zrobiłem.
- Hej Violet. - poszedłem bliżej
- Cześć Tate. - odpowiedziała z wymuszonym uśmiechem na twarzy. Przyzwyczaiłem się.
- Co tu porabiasz? - spytalem z ciekawości.

Siedzi cicho, spokojnie. Po chwili namysłu odpowiada.
- Zastanawiam się nad tym wszystkim. - spojrzała mi w oczy, po raz pierwszy od miesięcy. Teksnilem za jej ślicznymi, tajemniczymi oczami. Są takie piękne. Nie mogłem oderwać od nich oczu aż w końcu odwróciła wzrok.
- Nad czym dokładnie? - spytalem.
- Co mam robić przez całą wieczność, nie chce być tak nie szczesliwa jak niektórzy tutaj.
- Jesteś nie szczesliwa? - serce zabolało mnie mocniej.
- Nie, po prostu nie wiem co zrobić by do tego nie doprowadzić.

Ja wiem...

- Może znajdziesz sobie kogoś? - Czy ją właśnie powiedziałem to na głos?!
Zacisnalem pięści czekając na odpowiedź.
Spojrzała na mnie zakłopotana, zdziwiona.

......

Mam sobie kogoś znaleźć? - pomyślałam.
Czy on serio to powiedział. Chyba nie ma na myśli...siebie.
Nie wiem czy potrafilabym. Nie zapomniałam przecież tego wszystkiego. Może?...nie..nie mogę...ostatnio podchodze do związków sceptycznie..

- Chyba na razie mi to nie potrzebne. - odpowiedzialam po chwili z uśmiechem. Przynajmniej nie zmienił się wobec mnie, nadal jest kochany.
- Skoro tak sadzisz. - powiedział z zawodem na twarzy i odszedł.

Nie chciałam go zranić. Ale po mimo tego że minęło kilka lat nie wiem czy mu wybaczyłam. Czy w ogóle można coś takiego wybaczyć?
Mam już dość tego nieustannego szumu w mojej głowie!
Czuje że zaraz wybuchne. Muszę się przejść.

......

Widzę jak wstaje i odchodzi, po chwili trace ją z pola widzenia.
Lubię ją czasami obserwować. Zawsze jest taka spokojna, delikatna. Nigdy się nie zmieniła. Oprócz tego że już mnie nie kocha.... Wiem że w głębi pragnie kogoś kto ją wesprze. Jeżeli ja nie mogę, to zrobi to ktos, kto na nią zasluguje, i to ja o tym zdecyduje.

......

Nie potrzebuje nikogo, tylko siebie. To mi wystarcza, na razie.
Obchodze kilka razy dom. Znów siadam na ławce.
Pragne umrzeć. Pragne by to wszystko się skończyło. To że muszę tu żyć całą wieczność. Że nie mogę wyjść nigdzie indziej. Nie nawidze tego. Kochałam Tate..byłam szczesliwa ale to wszystko co zrobił...to jest coś strasznego...czemu? Dlaczego musiał to zrobić...kochałam go..
Łza spłynęła mi po policzku, a po niej następne. Czemu muszę przez to przechodzić sama...

Weszłam do domu, nikogo nie było w kuchni. Poszłam do salonu, usiadłam na kanapie.

Ktoś zapukał.

- Otworze - powiedziałam, zastanawiając się czy ktoś mnie słyszy.

Podeszłam do drzwi, chwycilam klamkę...

- Nie otwieraj! - Tate pociągnął mnie do siebie i odsunął najdalej od drzwi.
- Tate! Co ty do cholery wyprawiasz?! - byłam przestraszona i wkurzona. - O co chodzi?! -spytalam.
- Idź Violet, ja otworze.
Spojrzalam na niego i już widzialam po jego oczach że nie wygram. Posłusznie odeszłam do salonu. I....czekalam.

.....

Cicho otworzylem drzwi...

- Czego ty chcesz? - spytalem cicho.
- Wprowadzam się mój drogi Tate, Witaj ponownie. Dużo czasu minęło, nie prawdaż? - powiedział że swoim tajemniczym uwodzicielskim uśmiechem..
- Nawet nie ma takiej opcji, nie dostaniesz jej, zapomnij. Nawet się do niej nie zblizaj Michael. - powiedziałem wsciekły.
- Nie mam pojęcia o co ci chodzi, to bardzo piękny dom. Pragne tu zamieszkać Tate. - ten jego...uśmieszek
- Nie udawaj głupiego. - zacisnalem pięści tak mocno że już nie wytrzymałem z bólu i w końcu puściłem.
- Czy mogę wejść? Do MOJEGO domu Tate? - zawsze dostawał tego czego chce, zawsze.
- Masz trzymać się z dala od niej, rozumiesz? - robiło mi się słabo.
Zacisnąłem szczękę mocno i z niechęcią go wpuscilem.
- Będę robił co chce w moim domu. - pragnalem tak mocno by go uderzyć, by poczuł ból. Ale nie chciałem tracić kontroli, nie przez niego.

Wszedł do salonu i od razu spojrzał na Violet, stała sama, odwrócona do nas plecami.
Po chwili odwróciła się i zamarła. Chyba nawet przestała oddychać. Mam dość. Nie dostanie tego co chce, nie tym razem.

- Czy ty mnie widzisz? - spytała zaniepokojona
- Owszem, widzę. - odpowiedział ze spokojem, i swoim...uśmiechem.
- Jak to możliwe? - Patrzyli już na siebie zby długo, zaczynało mnie to denerwowac. Stałem obok niego ale nic nie mogłem mu zrobić. Kąpletnie nic.
- Widzę cie ponieważ jestem Michael Landgon. Teraz tu mieszkam.

Kurwa.












To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jan 26, 2016 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

"But Never Say Goodbay"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz