Rozdział. 3: Uzbrojenie.

76 4 3
                                    

Du Casso zaprowadził mnie do głównej twierdzy Draktown. Nie miał w sobie nic z gracji pięknych zamków które cechowały krainę Sailland. Był to jeden ogromny kloc z czarnego kamienia, mury dookoła budynku były wysokie na prawie 6 metrów. Zamek ten służył do obrony, a nie upiększania terenu. Nikt nigdy go nie zdobył. I to go wyróżniało. Twierdza nazywała się po prostu Big Hall. Strażnicy stali bo obu stronach bramy zwodzonej. Du Casso rzekł do nich:
-Mam gościa. Nie przerywać mi, chyba że mielibyście naprawdę poważny powód.
-Tak jest generale du Casso!
Zaprowadził mnie do czegoś, co przypominało kuźnię. Nie myliłem się. Kowal był potężnie umięśnionym mężczyzną w średnim wieku. Popatrzył na mnie z ciekawością.
Następnie zwrócił się do generała:
-To ten kandat o którym mi wczoraj mówiłeś?
-Tak, to on.- generał zwrócił się do mnie- Tennysonie, to jest Tylor, nasz kowal. Poproś o dowolny oręż, a Tylor ci go wykuje.
Tylor popatrzył na mnie z wyczekiwaniem. Zastanowiłem się przez chwilę. Po chwili namysłu odpowiedziałem:
-Chcę ostrze, które da się przypiąć do ręki.- mówiąc to, naszkicowałem taką broń: składała się z ostrza i ochranicza na rękę. W przedniej części znajdował się uchwyt. Za nim było kilka pasków które zapinało się dookoła ręki. Tylor popatrzył na to z zainteresowaniem.
-Mhm... Na jutro powinien zdążyć. Resztą pancerza zajmiemy się jutro.
-Dziękujemy ci, Tylorze. Chodź Tennyson.
Poszedłem za nim do twierdzy. Weszliśmy na górne piętro. Były tam dwa korytarze: jeden odchodził w prawo, drugi w lewo. Skręciliśmy w lewo. Po obu stronach były pokoje. Du Casso wskazał mi jeden z pokoji i powiedział:
-To jest twój pokój na czas trwania treningu i kiedy nie będziesz na misjach. Oto klucz. Spotkamy się na kolacji.
Dał mi do ręki ciężki, metalowy klucz. Otworzyłem nim drzwi i wszedłem do wnętrza pokoju. Był to mały pokoik z bardzo surowym wnętrzem. Pod prawą ścianą stało łóżko. Naprzeciwko drzwi było okno. Po lewej stał stolik i dwa krzesła. Na podłodze leżał dywan. Własny pokój. Nie miałem stałego miejsca od... dawna. Kolacja chyba była o dziewiętnastej. Była osiemnasta. Miałem mało czasu. Rozpakowałem swoje rzeczy i poszedłem zwiedzać zamek. Godzina szybko zleciła, kiedy wróciłem do pokoju sługa już tam na mnie czekał. Zaprowadził mnie do sali jadalnej. Dy Casso już tam był. Wskazał mi miejsce obok siebie. Usiadłem. Na stole było mnóstwo jedzenia. Nałożyłem na talerz udziec jagnięcy, trochę ziemniaków i zacząłem jeść. Dopiero teraz uświadomiłem sobie jaki jestem głodny. Generał zaczął rozmowę:
-Zastanawiałeś się co to za funkcja którą ci zaproponowałem?
-Zwiadowca-morderca? Badam dla ciebie miejsca i zabijam każdego kto mi wejdzie w drogę, jakoś tak?
-Dokładnie. To bardzo zaszczytna pozycja.
-Skoro tak... niech będzie.
-Świetnie.- generał zatarł ręce- Jutro zaczyna się się trening. O ósmej na dziedzińcu.
Wstałem od stołu i poszedłem do pokoju. Zamknąłem drzwi i rzuciłem się na łóżko. Zamknąłem oczy i od razu zasnąłem.

Dziennik Tennysona: Napaść Na DraktownOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz