Kolejny nudny dzień w nudnej szkole, i jak zwykle nic oprócz testów się nie dzieje. Jak zwykle nic nie napisałam na sprawdzianie. Po co w ogóle mi to jest potrzebne w życiu? Nawet jakbym umiała to i tak bym nie mogła się skupić.
-Emi, możemy porozmawiać na osobności?- Zapytała nauczycielka z powagą na twarzy.
-Jak muszę to pójdę...- Odpowiedziałam z irytacją.
-Ostatnio masz bardzo złe oceny, czy coś się stało?
-Oczywiście! UFO wylądowało mi na podwórku, a ojca porwali kosmici!
-Pytam się poważnie. Jesteś pewna, że nie masz mi nic do powiedzenia?-Ale wścibska baba.
-Nic tylko uznałam, że chcę być sprzątaczką i zacznę dorabiać żebrając pod kościołem. - co za nudna kobieta. Wyszłam z klasy zanim zdążyła coś dodać. Zanim się zorientowałam byłam już za metalową bramą szkoły. W drodze do domu czułam obecność jakiejś osoby...
-Długo będziesz mnie tak śledził?- Spytałam obojętnie.
-E... N-nie. Ja tylko... Możemy porozmawiać?- zapytał mnie męski głos.
-Hmm...? Nie mam czasu- odpowiedziałam zimnym tonem. Chłopak przyspieszył krok.
-Nawet jak jeszcze nie zacząłeś mówić to i tak wiem co chcesz powiedzieć.
-No weź. Nawet nie dasz mi szansy?- Nie cierpię takich kolesi. Patrzą tylko na mój wygląd lub na hajs mojego ojca. Oceniają mnie a nawet mnie nie znają. Śmieszne.
Zatrzymałam się i nadal nie odwracając się powiedziałam z sztucznym uśmiechem na twarzy.
-Tylko tracisz czas! Nigdy nie będę taka pijana żeby się z tobą umówić!
-Myślałem, że jesteś fa...- Przerwałam mu.
-Nie obchodzi mnie twoje sztuczne mniemanie o mnie. Jeśli nie podoba ci się mój sposób bytu to możesz już sobie iść.
-Pfff! W takim razie nie będę marnował twojego czasu- zaśmiał się sztucznie i odszedł. Szybko poszło.
Moja rezydencja jest jakieś pięć minut drogi stąd. Całą drogę myślałam o rzeczach nie związanych z naukom. W końcu dotarłam ma miejsce. Weszłam do trzy piętrowej, białej rezydencji podpieraną kolumnami w romańskim stylu. Gdy już byłam w środku poszłam przesadnie długim korytarzem rozmyślając o zajęciach z lekko atletyki. Trener powiedział abym już się nie spóźniała. Gdy dotarłam do mojego pokoju ściągnęłam mundurek szkolny i ubrałam białą koszulkę z czarnym nadrukiem, jeansowe spodnie i żakiet. Nagle weszłam do pokoju weszła kobieta trzymająca w lewej ręce wiadro z wodą a w prawej mop.
-O! Panienka już wróciła. Zaraz będzie obiad na stole.- Powiedziała młoda pokojówka z lekkim uśmiechem. Nie czekając dłużej poszłam do jadalni i ujrzałam przeróżne dania na długim elegancko antyckim stole który pomieścił by trzydzieści osób ale tylko jedno miejsce było zajęte. Siedziałam na nim ja. Puste miejsca tylko przypominały, że jestem całkowicie sama. Jedyna bliska mi osoba której mogłam zaufać, która mnie nie okłamie i zawsze stanie po mojej stronie to mój ojciec. Tak naprawdę oprócz niego nie miałam nikogo. Usiadłam na krześle i po chwili zastanowienia poprosiłam lokaja stojącego za mną o wołowinę Kobe*. Jadłam rozmyślając o treningu. Jeśli jeszcze raz się spóźnię to będę zawieszona na jakiś czas. Miejsce naszych treningów jest dość daleko a ja nie pojadę przecież limuzyną bo by pomyśleli, że jakaś bogata panienka przyjechała i będzie można na niej sporo zarobić a kieszonkowe które mogłabym przeznaczyć na pociąg wydałam na spłacenie mandatu za jechanie bez prawa jazdy i to 150 na godzinę gdzie dozwolone było 50 na godzinę i za stwarzanie zagrożenia na drodze. Moja karta kredytowa została zabrana przez ojca więc mój szmal nie zostanie użyta w najbliższym roku. Potrzebowałam mojej karty więc gdy skończyłam jeść poszłam pod biuro mojego ojca i mimo to, że zabrania mi się do niego zbliżać, stanęłam na palcach i pomyślałam to całkowicie w stylu mojego ojca sięgając po klucz leżący na witrynie drzwi. Gdy już dostałam to co chciałam, zaczęłam otwierać pomieszczenie. Weszłam do środka i szperałam na drewnianych półkach. To co rzuciło mi się w oczy to czarna teczka wepchnięta pomiędzy stertę różnych papierów. Zaciekawiona wyciągnęłam ten przedmiot, otworzyłam i zrozumiałam, że było to coś czego nigdy nie powinnam znaleźć. Był to dokument o mojej adopcji... Poczułam się jakbym była zamknięta w małej klatce. Moje serce zaczęło pękać a cała ja zaczęłam wypełniać się w gniewie i żalu. Poczułam łzy wpływające po moich policzkach, płynęły tak szybko, jedna po drugim tak jakby ścigały się która pierwsza. Byłam załamana, nigdy wcześniej nie byłam taka niepewna moich najbliższych. Gdy włożyłam dokument do kieszeni usłyszałam czyjeś kroki, to pewnie jedna z pokojówek. Echo stąpających butów odbijały się głośno w mojej głowie.
-Co panienka tutaj robi?- Zapytała zdziwiona, starsza służąca. Gdy jej wzrok przeniósł się ze mnie na czarną teczkę leżącą na ziemi wybiegłam zapłakana z gabinetu. Pobiegłam do mojego pokoju a służąca za mną. Zaczęłam nerwowo pakować swoje ciuchy do niebieskiej torby.
- P-panienko...! To nie tak jak panienka myśli- Wyjąkała z wyraźną paniką na twarzy.
- Jeśli będziesz oczekiwać zbyt wiele, tylko ucierpisz- Powiedziałam stanowczy głosem stojąc tak by nie zauważyła moich łez.
- C-co zamierzasz zrobić?- Zapytała nerwowo a ja postanowiłam odpowiadać różnymi inteligentnymi słowami których nauczyłam się w szkolnej książce.
- Czy wiesz, dlaczego śnieg jest biały?
-...To...
-Ponieważ zapomniał jakiego koloru był dawniej.- Po chwili dodałam moje przemyślenia które właśnie wpadły mi do głowy.
-Zamierzam nie stać się śniegiem i nie zapomnieć swojego koloru a poza tym to chyba nieprzyjemne zostać podeptanym przez kogoś. To naprawdę... naprawdę nieprzyjemne uczucie...- dodałam patrząc przerażającym wzrokiem.
-Masz dziwny sposób myślenia.- Powiedział ojciec wchodząc do pokoju.
- Dlaczego...? Dlaczego nic o tym nie wiedziałam!?- Zapytałam głosem z którego można było odczytać gniew i nienawiść.
- Nie widzę powodu, żebyś musiała o tym wiedzieć- odpowiedział z uśmieszkiem.
- Kiedy minie trochę czasu, ten ból i rany znikną- stwierdził. Z czasem cierpienie łagodnieje. Ale ja, nie chcę czasu, by je wyleczyć. Nawet jeśli chce uciec od bólu i zapomnieć o wszystkim, czekają na mnie przeszkody, które zwolnią mnie w dążeniu naprzód tak jak teraz. Wzięłam torbę i zawiesiłam na jedno ramię. Gdy odsunęłam się od pokojówki i ojca, on powiedział mi.
- Zamierzasz uciec? Dokąd? - zapytał z niedowierzaniem.
- Martwisz się o mnie? To źle- powiedziałam i gdy spróbowałam ich ominąć ojciec chwycił mnie za rękę.
- Nie pozwolę na takie zachowanie!- Wypowiedział te słowa podwyższonym tonem i poważnym wyrazem twarzy.
-Przestań wchodzić mi w drogę!- Wydusiłam z siebie.
- Myślisz ,że jesteś kimś!? Zachowujesz się jak wstrętny bachor! Nie dziw się, że zostałaś sama a twoi rodzice pewnie i tak już nie żyją!- Wykrzyczał z coraz groźniejszą miną.
-Zachodzę w głowę czy zamierzasz wreszcie odpuścić. Nie chcę cię widzieć. Jeżeli zwrócisz się przeciwko mnie uwierz , że sprawię, że nie będzie dla ciebie już nic wartościowego a ja nie zobaczę cię już nigdy i na razie właśnie tego mi trzeba!- Wydałam się na cały głos i wyrwałam się ojcu.
-Ty gówniaro, co ty niby możesz mi zrobić?
-To prawie koniec, więc po prostu się odwal! Twoja reputacja kochającego ojczulka ulegnie skazy gdy do mnie się zbliżyć!- Wypowiedziałam te słowa pod wpływem emocji. Pierwszy raz tak się zachowałam w stosunku do osoby którą sobie tak ceniłam. Podeszłam do okna i zanim jeszcze zdążył zareagować, powiedziałam.
-żegnajcie- powiedziawszy to wyskoczyłam przez okno.
CZYTASZ
Co kryją anioły?
Action(Napisałam to gdy byłam dzieckiem, dlatego zaczynam powoli odnawiać to opowiadanie, na ten moment dopiero poprawiam pierwszy rozdział, dlatego poczekajcie jeszcze chwilę z czytaniem, przynajmniej do edycji pierwszego rozdziału) Opowieść o zamożnej d...