Rozdział 17.

244 32 16
                                    

Aiden

- Pokój na nazwisko Deris. Dzwoniłem wcześniej z rezerwacją. Na razie na 3 dni.

- Chwileczka...tak, proszę dokument tożsamości.

Podałem starszej kobiecie dowód, a ona przystąpiła do zarejestrowania nas w pokoju.

- Proszę bardzo. Pokój 305- podała dowód, razem z kluczem.

- Dziękuję- mruknęłam uprzejmie i odszedłem do Lucasa i Allyson.

Widząc ich pytające spojrzenie, powiedziałem:

- No co? Jak powiedziałem wam o locie i spakowaniu się, po waszym wyjściu zadzwoniłem i poprosiłem o pokój. Oczywiście nie obyło się bez małej..łapówki, bo mieli wszystko zajęte, ale recepcjonistka, była na tyle uprzejma, że za parę dodatkowych złotych znalazła nam coś.

- Deris, ty to naprawdę umiesz omamić kobietę- powiedziała Allyson.

- No coś ty- prychnąłem.

- Dobra, chodźmy już, bo trzeba znaleźć Julie i odpocząć chwilkę- odparł rozkojarzony wciąż Luck.

Ruszyliśmy wzdłuż korytarza, aż dotarliśmy do apartamentu. Był duży i czteroosobowy. Każdy miał osobny pokoik.

- Dobra, jakiś plan?

- Myślę, że powinniśmy się rozejrzeć po mieście. Najprawdopodobniej pierwszym miejscem, gdzie Julie zacznie szukać Liama jest okolica centrum handlowego, gdzie ją znalazł. Później pokręcimy się trochę. Julie nie zna na tyle Paryża, więc daleko nie odejdzie, niż tam, gdzie byliśmy- rzekłem.

- Dobra, nie jestem na tyle zmęczona, a raczej zmartwiona, więc poszukajmy jej, bo ta dziewucha ma czasami myślenie równe dwuletniemu dziecku- zaśmiała się Ally.

- Tak, powinniśmy iść.

-------------------------------------------------------------------------

- Rozdzielmy się. Jakby co będziemy pod telefonem. Nie zgubicie się na pewno?- upewniłem się- w takim razie ja idę tam- wskazałem na centrum, ty Allyson, weź okolice hotelu, a Lucas zacznij od wieży. 

- Jasne- orzekli wszyscy.

Poszedłem wzdłuż uliczki, aż dotarłem pod rzekomą galerię. Przeszukałem ją kilka razy, ale ani śladu dziewczyny, ani nawet tego dupka, choć nie dawałem nadziei sobie, że on będzie na tyle głupi i się ujawni. Wie, że po tym co zrobił jest pod "odstrzałem".
Obszedłem centrum handlowe, okolice również. Ani śladu.

Po ponad godzinnej wędrówce, poszedłem na umówione spotkanie z resztą. Ally już czekała, ale nigdzie nie widziałem Lucasa.

- Gdzie Luck?

- Właśnie nie wiem. Pisałam do niego, ale nie odpisał. Dzwoniłam, ale odrzuca mnie. Do cholery, miał tu być kilka minut temu- zdenerwowała się.

- Może zapomniał po co tu jesteśmy i bajeruje jakąś młodą Adèle,  Aimée albo Léonie.

- Na pewno nie- zapierała się ruda.

- Dobra, ja zadzwo...

- Jestem, sorki za spóźnienie, zabłądziłem.

- Dzwoniłam do ciebie. W razie czego mieliśmy do siebie dzwonić, a ty tego nie zrobiłeś- naskoczyła Ally.

- Tak...rozładował mi się.

- Nie!  Ty odrzucałeś połączenie, idioto!- warknęła.

- Ja...

- Dobra, koniec kłótni. Nie po to tu jesteśmy. Macie coś?

- Nie, nic.

- A ty Lucas?

- Nie.

- Co ty masz na twarzy- zainteresowała się dziewczyna- wygląda jakby ci jakiś francuski buldog strzelił  w łeb z bajgla.

Lucas miał na twarzy ślad na policzku. Jakby dostał czymś w nią, albo uderzył się.

- To nic takiego. Szedłem i się zagapiłem na wieże Eiffla. Przyrżnąłem w głupi słupek samym bokiem twarzy. Boli jak cholera, ale zajmijmy się tym czym mieliśmy.

- Dobra, myślę, że możemy pójść jeszcze w kilka miejsc- zaproponowałem, po czym uzyskałem stanowcze potwierdzenie.

-----------------------------------------------------------------------







Udręczona.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz