Rozdział 18.

272 32 18
                                    

Szedłem sfrustrowany. Było dużo po 22, a nic nie znaleźliśmy. Kierowaliśmy się do hotelu, sądząc, że o tej godzinie Julie nie dojdzie do wniosku, że warto wyjść na "spacer". Przynajmniej taką mieliśmy nadzieję, ale z ta dziewczyną nic nigdy nie wiadomo.

Od razu po przekroczeniu progu rzuciłem się na swoje łóżko i myślałem.

Julie, gdzie ty do cholery jesteś?

Dlaczego musisz tak wszystko utrudniać?

Udajesz bohaterkę, a masz dookoła ludzi, którzy nie dopuszczą, żeby stała ci się krzywda.

Proszę, daj jakiś znak, żebyśmy cię znaleźli.

I usnąłem.

--------------------------------------------------------------------------------

Julie

Gdzie ten pieprzony idiota, może się ukrywać?

Myśl, Julie...

Myśl...

Ostatnio ci to niezbyt szło, ale wykaż się, choć troszkę.

Zacznę od sklepu, w którym mnie znalazł. Od wczoraj nie nie znalazłam, żadnego śladu wskazującego, gdzie on może być.

----------------------------------------------------------------------------------------------

Allyson

- Dobra, to powtarzamy to co wczoraj. Idźcie szukać tam gdzie wczoraj i za godzinę spotykamy się pod- Aiden spojrzał na tabliczkę z nazwą placu- Avenue 302. Pamiętajcie tylko!

Rozeszliśmy się. Poszłam tam gdzie zwykle. Szłam uliczkami, kiedy nie widząc mnie na rogu, wyrosła postać Lucasa. Chciałam za nim krzyknąć, ale wydawał się dziwnie zdenerwowany i spłoszony. Obracał się za siebie i coś mamrotał. Jak jakiś umysłowo chory człowiek.

Nie powinnam, ale jednak to zrobiłam.

Zaczęłam go śledzić.

A przecież jako "przyjaciele" nie powinniśmy się nawzajem kontrolować.

Ja jednak mam bardzo ciekawska naturę, która zwyciężyła. Zobaczymy dokąd tym razem mnie zwiedzie.

Szłam za nim, trzymając się na bezpieczną odległość. Nie znam tutejszych "terenów", ale wydaje mi się, że inną drogę do sprawdzenie przydzielił mu Den.

Coś mi tu śmierdziało...i nie koniecznie chodzi o  żabie udka, których nie cierpię. Tu mi bardziej chodziło o zachowanie Lucasa, który od wakacji, diametralnie się zmienił. Wyjechał do rodziny na 2 tygodnie, ale kiedy wrócił, już nie był tym samym uśmiechniętym chłopakiem.

Może miał jakiś problem? Coś go gnębiło?- zastanawiałam się w myślach.

Będę musiała go o to zapytać, jak już będziemy sami. Bo "przyjaciele" tak właśnie robią, prawda? Rozmawiają i pomagają sobie w trudnych chwilach i zostać tą samą osobą.

Lucas doszedł do jakiejś kamienicy. Niezbyt elegancka, ale nadająca się do mieszkania. Ostrożnie weszłam za nim.

Zatrzymał się nagle i obrócił. Patrzył na miejsce, za którym zdążyłam się w porę ukryć.  Miałam wrażenie, że wie, że go śledzę.

Serce robiło salta, a adrenalina osiągnęła zenitu. Cholera!

Jednak ten poszedł dalej, a ja mogłam odetchnąć z ulgą. Niedługo, bo robiąc kilka kroków, zamarłam, bo usłyszałam wyraźne, lecz przyciszone głosy. Nie widziałam sylwetki, ale jeden głos był mi bardzo dobrze znany. Lucas.

- Ty kretynie, miałeś pilnować, żeby nie pojawili się tu! Przez ciebie wszystko się spieprzy!

- Co miałem poradzić- to mówił Luck- uparli się, że jadą po nią. Lepiej podziękuj Julie, że uciekła ze szpitala i tu ruszyła, albo nie! Podziękuj samemu sobie, za to, że do niej napisałeś!- warknął.

- Nie taka była umowa, bezużyteczna szmato!- ktoś warknął.

- Nie interesuje mnie już twoja zasrana umowa. Oni coś podejrzewają. A ja nie mam ochoty już z tobą grać w te chore gierki! Dość już zrobiłeś! Wystarczy!

- Nie masz pojęcia, ile muszę zrobić, żeby Black ucierpiała tak jak i ja. Zabiła moją rodzinę. Hadesa. Żniwiarzy. Pożałuje, że rodząc się zakłóciła tym samym moje życie. A ty mój drogi, Lucasie, jesteś jednym z powodów, przez który ucierpi!

- Zamknij się. Miałeś jeszcze mnie...- Lucas spiął się.

- Nie, ciebie straciłem już dawno temu. Zdradziłeś mnie! Jak myślisz....Co powie biedna Juliane, kiedy dowie się,że jej przyjaciel robił za wtykę? Hm? Co powie Allyson Monroe, kiedy pozna prawdę o ukochanym? Porzucą cię jak psa, znienawidzą, mój przyjacielu. A wtedy zostanę ci ja. Będę z tobą zawsze, i cię nie porzucę. Wyraźnie dostaliśmy znak od Boga, żebyśmy się spotkali. Jaki był to zbieg okoliczności, kiedy byłeś u cioteczki Anny w Chicago i spotkałeś mnie, swojego przyjaciela ze szkoły.

- Zamknij ryj!- warknął Lucas.

Usłyszałam charakterystyczny dźwięk szamotaniny, a później nic.

Zląkłam się w sobie, kiedy zdałam sobie sprawę, kim była osoba, która prowadziła rozmowę z Lucasem.

Bydlak, to on był tą wtyką! Kłamał cały ten czas! Kompletny idiota!

Jak mógł z "nim" rozmawiać. Miał z "nim" kontakt, już od akacji czyli dłuższy czas.

Łzy napłynęły mi do oczu.

Nie jestem w stanie nic dobrego pomyśleć o tym zakłamanym padalcu. Ani słuchać jego wyjaśnień.

Teraz została mi tylko myśl i rozmowa.

Rozmowa Lucasa i Liama.







Udręczona.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz